W czwartek 9 kwietnia na antenie TVP1 prezydent Andrzej Duda wspominał dzień, w którym doszło do katastrofy smoleńskiej. Pełnił wówczas funkcję ministra w Kancelarii Prezydenta. 10 kwietnia 2010 roku był w swoim domu w Krakowie. O tym, co się stało, dowiedział się od znajomej, która do niego zadzwoniła.
- Kiedy usłyszała mój głos, rozpłakała się. Ja zacząłem się pytać, co się stało. A ona powiedziała do mnie takim zapłakanym głosem, że spadł samolot z prezydentem. Nigdy tych słów nie zapomnę - wspominał prezydent.
Andrzej Duda powiedział, że w chwili, kiedy dowiedział się o śmierci wszystkich pasażerów samolotu, który leciał do Smoleńska, czuł "kompletną pustkę". Tłumaczył sobie jednak, że prezydent powołał go do tego, aby w najtrudniejszych momentach służył państwu.
- Największe emocje dla mnie, to był moment, w którym powiedzieli, że wszyscy zginęli. To był moment kompletnej pustki, takiej bezdennej rozpaczy, która powoduje, że człowiek czuje się, jakby był wydrążony w środku. [...] Z jednej strony jest ból, pustka, ale z drugiej strony masz pełną świadomość, że nie zostałeś powołany do tego, żeby w takim momencie pogrążać się w rozpaczy, że są określone procedury i trzeba działać według tych procedur, trzeba się opanować, trzeba, jak to dzisiaj mówimy, ogarnąć sytuację, trzeba po prostu krok za krokiem, niemalże jak robot, jak automat, realizować to, co do ciebie należy, twardo myśleć przy tym wszystkim jeszcze - mówił Duda.
Wspomnienia prezydenta, którymi dzielił się na antenie telewizji publicznej, nie były wolne od wątków politycznych. Choć Andrzej Duda nie powiedział, co jego zdaniem było przyczyną katastrofy smoleńskiej, wskazywał na liczne błędy rządu Donalda Tuska. Prezydent mówił m.in. o "kompletnie niezrozumiałej decyzji", w związku z którą lot polskiej delegacji do Smoleńska samolotem wojskowym uznano za lot cywilny, przez co nie zastosowano dwustronnej umowy pomiędzy Polską a Rosją, która dotyczy katastrof lotów wojskowych, ale konwencję chicagowską, która mówi o lotach cywilnych.
- To znacząco pogorszyło naszą sytuację w całym śledztwie dotyczącym przyczyn katastrofy - ocenił Andrzej Duda.
Prezydent powiedział również, że to, że Polska nie ma wraku ani czarnych skrzynek z samolotu Tu-154, jest wynikiem poważnych błędów ówcześnie rządzących, którym "można za to postawić tylko i wyłącznie ocenę niedostateczną". Andrzej Duda mówił także o sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
- Ja wiem, że atmosfera była trudna, ale obowiązkiem rządzącym ówcześnie było jednak mimo wszystko twardo prowadzić to, co procedury nakazywały i te sekcje w Polsce przeprowadzić. Nie zrobiono tego i potem przez lata borykaliśmy się z problemami na tym tle i niestety też niewykluczone, że wiele dowodów w międzyczasie zatarł czas - powiedział prezydent, dodając, że być może nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę stało się pod Smoleńskiem.
10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu-154, którym podróżowali delegaci, zmierzający na uroczystości związane z 70. rocznicą zbrodni katyńskiej. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Polski Lech Kaczyński oraz jego żona Maria.