Zobacz nagranie. Dzień, który wstrząsnął Polską:
Jacek Gądek: - Płakał pan 10 kwietnia 2010 r.?
Michał Bilewicz: - Nie, ale faktycznie bardzo przeżyłem ten moment. Byłem wtedy na konferencji w Berlinie. Miałem tam występować rano, o godz. 10. Mój kolega - dziś dziekan w Toruniu - zaraz po mnie. I tu nagle dostajemy SMS-y z Polski, że zginął prezydent Lech Kaczyński. Że Izabela Jaruga-Nowacka nie żyje. Wszyscy ważniejsi dowódcy wojska, ks. Roman Indrzejczyk, Tomasz Merta… I że to wszystko się stało w Rosji.
Gdy mieliśmy wystąpienia, głos nam się łamał. Trudno było mówić. Nie wiedzieliśmy, kto jeszcze zginął. Każdy chyba miał tam na pokładzie kogoś ważnego - polityka, któremu ufał. Wykładowcę, którego cenił. Czy nawet spowiednika.
A miał pan już tego dnia przeświadczenie, że Smoleńsk zdominuje nasze życie publiczne przez kolejne lata?
Wtedy nie myślałem, co może stać się później. Raczej miałem poczucie wielkiej wspólnoty. Widziałem znicze przynoszone pod polskie placówki dyplomatyczne. Gdy wróciłem do Polski, uderzył mnie klimat wspólnoty narodowej. Nikt nie spodziewał się wówczas - jak to później nazwaliśmy - "rozpadu traumatycznego" polskiego społeczeństwa.
Po dekadzie Smoleńsk odgrywa istotną rolę w życiu publicznym i polityce, czy to już przeszłość?
Sama katastrofa smoleńska nie jest dziś tematem żywego sporu politycznego. Niemniej pokusiłbym się o tezę, że rozpad społeczeństwa, który związany był z różnymi interpretacjami tego wydarzenia, do dziś determinuje to, jak odbieramy rzeczywistość.
Intuicyjnie: w społeczeństwie pamięć o ofiarach jest powszechna, tak samo jak powszechne jest wyśmiewanie teorii spiskowych o zamachu. Prawda to?
Nie do końca tak jest.
Bo?
Ani pamięć o ofiarach nie jest dziś już tak ważna, ani teorie spiskowe nie są tak rzadkie.
Ostatnie badania dotyczące teorii spiskowych o Smoleńsku, które prowadziliśmy w 2017 r., wskazują, że prawie 30 proc. Polaków uważało katastrofę Tu-154M za wynik zaplanowanego zamachu. To mniej więcej tyle, co w inną - symetryczną do tej - teorię spiskową na temat Antoniego Macierewicza jako agenta kontrolowanego przez rosyjskie służby. Oczywiście teoria spiskowa na temat Smoleńska dominowała wśród osób o prawicowych poglądach, ale była to jednak spora część społeczeństwa. Nie wydaje mi się, żeby ostatnie trzy lata miały tu przynieść jakąś znaczącą zmianę.
Podział polityczny i społeczny związany z katastrofą smoleńską jeszcze nie wygasł? Co mówią pana badania?
Właśnie o to chodzi w koncepcji "rozpadu traumatycznego". Ludzie nie lubią wydarzeń losowych. Szczególnie przy tak ekstremalnym wydarzeniu jak katastrofa lotnicza, w której ginie prezydent i elita polityczna, domagają się jakiegoś równie znaczącego wyjaśnienia - a zatem w kategoriach jakiejś potężnej siły stojącej za tą tragedią. Bo przecież błąd pilota czy złe warunki atmosferyczne - to brzmi zbyt banalnie. W takich sytuacjach ludzie opierają się na swoich wyobrażeniach na temat historii. Jeśli ktoś uważa, że Polacy zawsze byli krzywdzeni przez sąsiednie mocarstwa, jeśli dużo myśli o traumatycznej historii narodu polskiego - wówczas od razu ma pod ręką dobre wyjaśnienie. Zauważyliśmy, że to właśnie wśród osób szczególnie zainteresowanych polską martyrologią rozpowszechniały się spiskowe teorie o katastrofie smoleńskiej.
Właśnie tu nastąpił podział, który został z nami na całą dekadę. Bo gdy znaczna część społeczeństwa zaczyna wierzyć w teorię spiskową, wówczas pozostali mają poczucie jakiejś zbiorowej paranoi - i trochę tak jak w wypadku epidemii: zaczynają się od nich izolować społecznie, reagują na nich agresywnie. Tak to wyglądało w czasie rządów PO. "Sekta smoleńska", "specjaliści od puszek i parówek", "lud smoleński". Te określenia pokazują dobrze stosunek do ludzi, którzy różnili się tym, jak tłumaczyli sobie katastrofę lotniczą.
W badaniach zauważyliśmy, że przeciwnicy teorii spiskowej bardziej dystansują się od zwolenników spisku niż odwrotnie. Nie chcieliby mieszkać obok kogoś, kto wierzy w zamach. Nie zaakceptowaliby związku córki z kimś, kto dopuszcza, że na skrzydłach tupolewa znaleziono ślady trotylu.
Czy jest w polskim społeczeństwie jakiś trwały ślad po smoleńskiej traumie? Poeta Jerzy Marek Rymkiewicz pisał, że po Smoleńsku "są dwie Polski". Czy ten język poezji ma potwierdzenie w badaniach?
Tak. Ten rozpad traumatyczny towarzyszy nam do dziś - nawet dziś, gdy Prawo i Sprawiedliwość jest u władzy, utrzymuje się ogromny dystans wielu ludzi do tej partii i jej zwolenników. O ile rozumiem niechęć do polityków, którzy łamią prawo i nadużywają władzy, to już niezrozumiałe jest izolowanie się od tej części elektoratu PiS, która wierzy w zamach. Przecież ludzie, którzy uwierzyli w spisek, sami są ofiarami manipulacji.
Badania Pauliny Górskiej pokazują, że nadal dystansujemy się od wyborców PiS, a nawet ich trochę dehumanizujemy i nie uważamy za do końca ludzi.
Czy miałoby społeczną wagę to, że państwo zamknęłoby proces wyjaśniania katastrofy smoleńskiej raz na zawsze?
Moim zdaniem nie. Cechą szczególną myślenia spiskowego jest to, że odrzuca ono oficjalną narrację. Niemieckie badania pokazują, że zwolennicy teorii spiskowej nie uwierzą historykowi, który ma duże uznanie w swojej dziedzinie, ale zawsze pójdą za takim, który jest "wyklęty". Zatem nawet gdyby jakaś instytucja państwowa ogłosiła, że zna przyczyny, to dla sporej części społeczeństwa będzie to wyjaśnienie niewiarygodne właśnie dlatego, że robi to instytucja państwowa.
Zwykły człowiek nie ma wiedzy, by przyswoić fakty, więc może jedynie ufać bądź nie, że coś jest faktem?
Coraz częściej zaczynam dostrzegać, że ludzie spierają się właśnie nie o fakty, lecz o wyjaśnienia. Psychologia atrybucji przyczynowych zajmująca się wyjaśnieniami to zresztą fascynujący obszar psychologii.
Dam przykład: polskie spory o Jedwabne to też były kłótnie o wyjaśnienia, a nie o fakty. O ile przekonanie, że Polacy dokonali zbrodni na Żydach było w Polsce powszechne, to już wyjaśnienia przyczyn tej zbrodni stało się źródłem jednego z najostrzejszych podziałów w Polsce po 1989 r. Jedni uważali, że mordu dokonano w rewanżu za wcześniejszą kolaborację Żydów i pod presją Niemców. Drudzy zaś, że przyczyna leżała w antysemityzmie lokalnej społeczności, w chęci grabieży i ogólnej brutalności na polskiej prowincji.
Widzimy więc, że wyjaśniając zjawiska z przeszłości opieramy się naszych fundamentalnych przekonaniach na temat natury człowieka i natury całych narodów.
Gdy nastąpiła katastrofa smoleńska, to właśnie historia dostarczyła ludziom wyjaśnień tego, co się stało. Ci, którzy uważają, że Polska zawsze była ofiarą mocarstw, zinterpretowali katastrofę lotniczą mającą miejsce w tak symbolicznym miejscu jak Smoleńsk czy Katyń zgodnie ze swoją wizją historii. Zaś ci, którzy uważają, że historia Polski to pasmo błędów przywódców i dziadostwa, od razu mieli przed oczami oczywiste potwierdzenie swoich przekonań.
Czy można powiedzieć, że Smoleńsk jest jednym z fundamentów PiS, ale już nie społecznego poparcia dla tej partii?
PiS z pewnością wykorzystywał katastrofę lotniczą pod Smoleńskiem. We wszystkich znanych mi badaniach spiskowe teorie na temat Smoleńska są silnie skorelowane z głosowaniem na PiS. Korelacja ta faktycznie nie mówi nam jednak wiele o przyczynach.
O ile dla tożsamości samej partii i rytuałów skierowanych do jej najbardziej zagorzałych zwolenników katastrofa z 2010 r. miała duże znaczenie, to nie sądzę, by była ona kiedykolwiek przyczyną sukcesów wyborczych PiS. Badania, które robiliśmy jeszcze w 2015 r. nie pozostawiają złudzeń: to panika antyimigrancka i tendencje autorytarne motywowały ludzi do głosowania na PiS. Partia ta umiejętnie wykorzystała kryzys migracyjny przedstawiając się jako "silnych szeryfów", którzy przywrócą porządek. Wszyscy też pamiętali silną władzę, obrazki z uzbrojonymi funkcjonariuszami CBA. I to jest właśnie wizerunek, który odpowiadał klimatowi roku 2015, gdy ludzie poczuli się zagrożeni napływem imigrantów, a media - nie tylko te prawicowe - te lęki podsyciły.
Tak samo dziś to nie Smoleńsk jest fundamentem poparcia społecznego dla PiS. Smoleńsk jest jednak z pewnością źródłem ostrego podziału polskiego społeczeństwa, który czyni polską scenę polityczną tak zabetonowaną.