Poseł Robert Kropiwnicki odniósł się do swojego zasłabnięcia podczas czwartkowej debaty, która poprzedzała głosowanie nad wotum nieufności dla Mariusza Kamińskiego. Jak opisywaliśmy, poseł PO po wejściu na mównicę i rozpoczęciu swojego przemówienia nagle osunął się na ziemię. Na sali pojawili się ratownicy medyczni, którzy wyprowadzili go z sali. Jeszcze przed końcem debaty Kropiwnicki powrócił na salę i wziął udział w głosowaniu dotyczącym odwołania Mariusza Kamińskiego, o co wnioskowało jego ugrupowanie. Kamiński ostatecznie pozostał na stanowisku.
Po zasłabnięciu Kropiwnickiego posłowie opozycji wskazywali, że sytuacja może być związana z nocnym trybem pracy Sejmu narzuconym przez Prawo i Sprawiedliwość. 14 godzina posiedzenia. Nocne głosowania. Przesunięte specjalnie na późne godziny wotum nieufności, żeby suweren nie zauważył ich afer i kompromitacji służb Kamińskiego. Tak się kończy chaotyczna organizacja pracy" - pisał Michał Szczerba.
Kropiwnicki w rozmowie z TVN 24 przyznał, że jego zasłabnięcie było spowodowane "nadmiarem intensywnej pracy". - Sejm jest bardzo rzadko, trzeba bardzo kumulować pracę i to niestety odbija się czasami na zdrowiu - powiedział.
Zacząłem dzień po siódmej, a to była 23. Jak mi koledzy policzyli, odbyłem około 19 spotkań w tym czasie, takich dość intensywnych. Przez to, że Sejm jest bardzo rzadko, trzeba bardzo kumulować pracę i to niestety odbija się czasami na zdrowiu, za co przepraszam
- mówił w rozmowie ze stacją. Podkreślił także, że ważne sejmowe debaty nie powinny odbywać się w nocy. - To jest niestety świadoma polityka obecnie rządzących - skwitował.
Kropiwnicki przyznał też, że na sali sejmowej nie działały klimatyzacja ani nawiew, co tylko potęgowało efekt "dużych emocji" towarzyszących debacie. - Ten środkowy palec pani Lichockiej, to wszystko było takie niesmaczne, powodowało dość dużo wzburzenie - stwierdził w rozmowie z TVN 24.