41-letni koszykarz Kobe Bryant zginął w niedzielę 26 stycznia w katastrofie helikoptera. Maszyna rozbiła się na wzgórzach położonego 50 kilometrów na wschód od centrum Los Angeles miasteczka Calabasas. Po uderzeniu w ziemię maszyna zapaliła się. Na pokładzie maszyny znajdowało się dziewięć osób.
Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu opublikowała przed kilkoma dniami wstępny raport dotyczący katastrofy. Wykluczono w nim awarię silnika śmigłowca. - Śledczy skupiają się na warunkach pogodowych, działaniach pilota i jego kontakcie z kontrolerami ruchu lotniczego - powiedział w rozmowie z CNN były dyrektor NTSB Peter Goelz.
- To był bardzo dobry helikopter, był dobrze wyposażony. Ale niestety latał w złych warunkach pogodowych. Pilot wleciał w chmury, zorientował się, że jest w trudniejszej sytuacji niż planował i próbował uciekać. Albo po prostu stracił czujność - ocenił Goelz.
W raporcie NTSB wspomniano o świadku, który jeździł w okolicy na rowerze. Stacja CBS dotarła do mężczyzny, który udostępnił dziennikarzom nagranie wykonane chwile po katastrofie, kiedy wrak helikoptera jeszcze się palił. - Zapach spalanej benzyny, dym, powietrze było ciężkie, nie dało się oddychać - powiedział świadek. Mężczyzna usłyszał lecący nisko helikopter, ale nie widział go we mgle. W rozmowie z CBS powiedział również, że krzyczał do innych świadków, czy kogoś widzieli i czy ktoś przeżył. Miał usłyszeć, że nie ma szans, aby ktoś przeżył taką katastrofę.
7 lutego w Pacific View Memorial Park w Corona Del Mar odbył się pogrzeb Kobego Bryanta i jego córki Gianny. O ceremonii poinformowano post factum, rodzina - żona Vanessa i trzy córki - chciała pożegnać bliskich podczas prywatnej ceremonii. Oficjalna ceremonia pożegnalna odbędzie się 24 lutego w Staples Center w Los Angeles, gdzie gra zespół Kobego Los Angeles Lakers.
Prace nad ostateczną wersją raportu Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, ze względu na mnogość dowodów, mogą potrwać nawet rok.