Władimir Putin krytykował wrześniową rezolucję Parlamentu Europejskiego dotyczącą wybuchu II wojny światowej. Prezydent Rosji oceniał, że przyczyną II wojny światowej był nie pakt Ribbentrop-Mołotow, a pakt monachijski z 1938 r. Jego zdaniem Polska wykorzystała układu z Monachium do realizacji roszczeń terytorialnych dot. Zaolzia. Z kolei Józefa Lipskiego, ambasadora RP w Berlinie w latach 30. XX w., Putin nazwał "bydlakiem i antysemicką świnią". Stwierdził, że Lipski obiecywał postawienie w Warszawie pomnika Adolfowi Hitlerowi, jeśli ten wyśle polskich Żydów na zagładę do Afryki.
Jacek Gądek: Czy to dopiero początek?
Jan Piekło: Ta wojna informacyjna trwa od lat i ma korzenie w historii. Dziś obserwujemy kreatywny proces kontynuacji. Animatorem jest oczywiście dzisiejsza Rosja, która nawiązuje do dokonań Stalina. Zadziwiające, że Stalin, który został oficjalnie potępiony przez komunistyczną partię Związku Radzieckiego, teraz w Rosji - spadkobierczyni ZSRR - jest traktowany, jakby nadal żył. Jakby wszystko, co stalinowska Rosja robiła, miało być kontynuowane.
Czy teraz mamy do czynienia z eskalacją tej wojny informacyjnej?
Rzeczywiście, zauważamy eskalację, ale to przygotowanie do kolejnego etapu. Sytuacja rysuje się dość klarownie. Putin ma duże kłopoty wizerunkowe w kraju, spowodowane coraz trudniejszą sytuacją ekonomiczną, sankcjami USA związanymi z budową Nord Stream II, kolejnym przedłużeniem sankcji UE za aneksję Krymu i inwazję na Donbas, niedopuszczeniem rosyjskich sportowców do międzynarodowych zawodów, co dla Putina jest wyjątkowo dotkliwe, bo Putin przywiązuje dużą wagę do sportu.
W takiej sytuacji Putin w desperacji uruchamia zasoby propagandowe, aby ratować własną reputację w kraju. Głównie chodzi o komunikat dla samych obywateli Rosji.
Mówi pan o desperacji, a wicepremier Jarosław Gowin o "histerycznym ataku". Czy to może jednak efekt zimnej kalkulacji?
Można powiedzieć, że to ściśle kontrolowana histeria. Musimy pamiętać, że Władimir Putin jest doświadczonym funkcjonariuszem KGB, więc emocje są mu obce. A jeśli widzimy przejawy jakichś emocji, to stanowią one środek do celu, który jest efektem zimnej kalkulacji. Nie mam wrażenia, że działania Putina są poza jego kontrolą.
W maju będzie 75. rocznica zakończenia II wojny światowej, co jest gigantycznym świętem w Rosji. A w sierpniu z kolei setna rocznica klęski bolszewików pod Warszawą. Czy te daty mają jakiś wpływ na eskalację wojny informacyjnej?
Mogą mieć. Szczególnie coś, co jest bardzo dotkliwe, czyli setna rocznica Bitwy Warszawskiej. Ta część historii jest bardzo trudna dla Kremla. Jednym z ważnych świąt w Rosji jest także wypędzenie wojsk polskich z Kremla w 1612 roku, co by świadczyło o rosyjskim kompleksie na punkcie Polski. Warto odnotować, że myślenie historyczne o obecności polskich wojsk na Kremlu jest nie do końca prawdziwe, bo była to armia z terenów całej I Rzeczypospolitej - nie tylko Polacy, lecz także Litwini i Rusini. Ciekawe, że niespecjalnie jest to uwypuklane w rosyjskiej historiografii.
Putin nawiązywał do rezolucji Parlamentu Europejskiego. W niej dość ostro napisano: "Rosja pozostaje największą ofiarą komunistycznego totalitaryzmu i dopóki rząd, elita polityczna i propaganda polityczna będą nadal tuszować zbrodnie komunistyczne i gloryfikować sowiecki reżim totalitarny, przemiany demokratyczne w tym kraju będą utrudnione; wzywa zatem społeczeństwo rosyjskie do zaakceptowania tragicznej przeszłości". Czy to mógł być faktyczny powód eskalacji napięcia, czy to jedynie pretekst?
Nie sądzę, żeby to był bardzo istotny powód. Kreml ma swoją strategię propagandową, która ma pomóc w poprawieniu wizerunku Putina w oczach Rosjan. Co robi prezydent Rosji? Ma zamiar zebrać ziemie, które niegdyś należały do Związku Radzieckiego. W tej chwili obserwujemy próbę inkorporacji Białorusi, co stworzy szeroki - nie tylko z Obwodem Kaliningradzkim - front na wschodniej flance NATO. Widzimy ciągłą próbę destabilizowania Ukrainy. Mamy też zwrot w Mołdawii, gdzie nowy premier niemal otwartym tekstem mówi, że nie widzi wspólnej drogi z Unią Europejską, i wyciąga rękę po rosyjskie pieniądze. I mamy też bardzo niestabilną sytuację w Gruzji, gdzie nieprzerwanie trwają protesty.
Kreml próbuje odbudowywać wpływy także w krajach dawnego Układu Warszawskiego, co nie bardzo się udaje, bo już nawet przyjazny zazwyczaj Rosji prezydent Czech Milos Zeman odgryzł się Kremlowi za krytykę ustanowienia w Czechach Dnia Pamięci Ofiar Inwazji 1968 r.
Do polskiego MSZ został wezwany rosyjski ambasador Siergiej Andriejew. Jak relacjonował, rozmowy w MSZ "były trudne". A następnie premier Mateusz Morawiecki wydał komunikat, że Putin kłamie. Czy są to działania adekwatne?
Putin kilka razy zaczepiał Polskę swoimi kłamliwymi wypowiedziami, które wymagały reakcji i sprostowania. Wezwanie ambasadora na dywanik jest standardową procedurą stosowaną w dyplomacji, ale głos premiera jest dużo ważniejszy. Tekst tego komunikatu - jak rozumiem - był ustalany także z prezydentem.
Prezydentowi odpowiada premier. To jednak nie ten sam poziom.
Systemy sprawowania władzy w Polsce i Rosji są różne. U nas rola prezydenta nie jest tak silna. Na polskim gruncie to normalne, że głos zabiera szef rządu - nie widzę tu asymetrii.
Szef gabinetu prezydenta, Krzysztof Szczerski, podkreśla, że Putin w istocie zaczepia nie tylko Polskę. Jak podkreślał, "podobne fałszywe oskarżenia skierował on do Wielkiej Brytanii i Francji, jako uczestników Układu Monachijskiego". To celowy zabieg, by mówić, że Putin bije także w Berlin i Paryż?
Niewątpliwie celem akcji propagandowych Putina jest cały Zachód. Chodzi o każdą szparę, w którą można włożyć nogę, aby psuć, co się tyko da na Zachodzie.
Jednak Putin nie mówi o rzeczywistych winach Niemiec, ale o fałszywej współwinie Polaków za wywołanie II wojny światowej.
Doskonale wiemy, kto współpracował z Hitlerem przy przygotowaniu wojny. I kto zawarł tajne porozumienie dotyczące podziału państwa polskiego (załącznik do paktu Ribbentrop-Mołotow). Stalin. To historyczne fakty.
Ale Kreml w swojej narracji tego nie wie.
Wie, ale w narracji nie wspomina. Niemniej to fakty, dokumenty. Dlatego premier Mateusz Morawiecki może wprost pisać, że to, co Putin teraz mówi, jest zwyczajnym łgarstwem.
W styczniu w Jerozolimie ma się odbyć Światowe Forum Holokaustu, w którym ma uczestniczyć Putin. Czy to rodzi ryzyka?
Putin oskarżył Polaków o antysemityzm, a przedwojennego ambasadora w Berlinie Józefa Lipskiego o paktowanie z Hitlerem. Można to traktować jako przygotowanie do wywołania demonów poprzez pokazywanie Polski jako kraju antysemickiego z "polskimi obozami śmierci". Myślę, że takie próby mogą się pojawić, a sam Putin będzie próbował w Jerozolimie dokonać kolejnego ataku na Polskę, zarzucając nam antysemityzm i współudział w Holocauście. Nie wydaje się, że może to być specjalnie skuteczne, choć oczywiście w Izraelu czy USA istnieje potencjał, który Putin może próbować uruchomić, by te kłamliwe zarzuty były dla Polaków dotkliwe.
Sygnał z Kancelarii Prezydenta jest taki, że prezydent Andrzej Duda czeka na szczegółowy program forum w Jerozolimie, a ewentualny przylot wymagałby zmiany jego dotychczasowych planów, bo ma być wówczas na forum ekonomicznym w Davos. Czy taka obecność byłaby wskazana?
Polska już wiele razy pokazała światu, że nie byliśmy sprzymierzeńcami Hitlera i nie uczestniczyliśmy w Holocauście. Oczywiście, zdarzały się i dziś się zdarzają incydenty antysemickie, ale to jest margines - choćby w samej Francji ten margines jest znacznie szerszy. Myślę, że możemy być spokojni i przypominać fakty o Żegocie i o wyrokach śmierci na kolaborantów wydających Żydów hitlerowcom.
Jeśli jednak niebawem Putin może wystąpić na Światowym Forum Holokaustu z oskarżeniami wobec Polski, to czy na tym samym forum powinien być obecny polski prezydent?
Jest zaproszenie i możliwość, to dobrze, że Kancelaria Prezydenta pozostawia otwartą furtkę, by dokonać zwrotu akcji i w razie potrzeby polecieć do Izraela. Prezydent Andrzej Duda mógłby właściwie powtórzyć to, co w swoim oświadczeniu napisał premier. Nie sądzę jednak, aby było to konieczne.
Dlaczego?
Bo Putin nie jest w stanie wywołać tak szerokiej i negatywnej reakcji świata wobec Polski, na jaką by chciał liczyć.