Marszałek Senatu Tomasz Grodzki kategorycznie zaprzeczył oskarżeniom, jakoby miał pryzmować pieniądze za przeprowadzanie operacji. Taki zarzut pojawił się po tym, jak został marszałkiem, a teraz media publiczne informują o kolejnych. Radio Szczecin opublikowało relację rodziny (nazwiska nie podano), która zarzuciła, że Grodzki w 2000 roku wręczyła lekarzowi 3000 zł za przeprowadzenie operacji. Pacjent zmarł, a po tym Grodzki miał przekonywać, że "może przekazać kopertę na jakąś fundację".
Marszałek w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24 powiedział, że odpowiedź na pytanie, czy kiedykolwiek przyjmował pieniądze za operacje "brzmi jednoznacznie: nie". - Mogę o każdej porze dnia i nocy, patrząc panu w oczy powiedzieć: nie - podkreślił. - Nigdy nie uzależniałem jakiejkolwiek procedury medycznej od przyjęcia pieniędzy - mówił.
- Wyobraźmy sobie taką sytuację: 19 lat temu chciałem wystąpić w TVN, przyniosłem 3000 zł, pan obiecywał, że mi załatwi telewizję, ale pan nie załatwił i pieniędzy pan nie oddał. Czy pan nie czuje absurdu tej sytuacji, że pan teraz będzie musiał udowodnić, że ta sytuacja nie miała miejsca? - powiedział Grodzki.
Zwrócił uwagę, że przez 4 lata jako senator i 36 lat pracy lekarskiej nie oskarżono go o takie działania.
Zostałem marszałkiem, pojawiły się pierwsze ataki. Są ustawy sądowe, pojawiły się koleje ataki
- mówił.
Określił trwającą sytuację jako "polityczne polowanie z nagonką". - To może być powód do dumy, że jestem najbardziej obrzydzany społeczeństwu. Ale mam czyste sumienie. To jest szczucie na mnie - mówił. Wspomniał, że jako "pierwszy dyrektor szpitala w Szczecinie" zaprosił prokuratora, który tłumaczył lekarzom "na czym polega korupcja, co jest korupcją, a co nie".
Jedno zdanie, które warto przytoczyć, że również ten, który daje pieniądze, jak i ten, który bierze, podlega sankcjom
- powiedział.