W czwartek Jarosław Kaczyński zjawił się w Sejmie po blisko miesięcznej przerwie spowodowanej operacją kolana, którą przeszedł na początku grudnia. Prezes PiS wziął udział w głosowaniu nad wnioskiem dotyczącym skierowania do dalszych prac tzw. ustawy represyjnej sędziów, którą - dzięki absencji opozycji na porannych głosowaniach - Prawu i Sprawiedliwości w ekspresowym tempie udało się skierować do dalszych prac w sejmowej komisji. Może ona zostać przegłosowana jeszcze w tym tygodniu.
Czytaj też: "Ustawa kagańcowa" w ekspresowym trybie trafiła do komisji. To efekt nieobecności posłów opozycji
Tak PiS broniło swoich zmian w sądownictwie:
Przed głosowaniem nad projektem PIS ogłoszono pełną mobilizację - do ostatniej chwili nie było jednak wiadomo, czy pojawi się na nim także prezes PiS. Głosowanie odbyło się po trwającym dwadzieścia minut opóźnieniu. Jak wskazywali posłowie opozycji - wszyscy, łącznie z prowadzącą obrady Elżbietą Witek, czekali właśnie na Jarosława Kaczyńskiego, którego klub PiS powitał owacją na stojąco.
"Nie wiem, czy to normalne? Głosowanie nas ustawą represyjną wobec sądów opóźnione o 20 min. Wszyscy czekają na Prezesa" - relacjonował Piotr Borys z KO.
"Marszałek siedzi na miejscu i nie rozpoczyna obrad. Na salę obrad wkroczył Jarosław Kaczyński. Cały PiS wstaje i bije brawa. Co tu się dzieje?!?" - opisywał Artur E. Dziambor, poseł Konfederacji.
Kaczyński wszedł do sali plenarnej o kulach. Nie zasiadł tam gdzie zwykle, w pierwszym rzędzie ław poselskich - wybrał miejsce w tylnych ławach. Zaraz po głosowaniu wyszedł z sali w asyście posłów klubu PiS.