BOGDAN ZDROJEWSKI: Na Małgorzatę Kidawę-Błońską.
Przede wszystkim mam poczucie ulgi, bo jak patrzyłem na ten ostatni miesiąc - zarówno debaty w Platformie, jak i rywalizacji w prawyborach - to czułem pewien dyskomfort. Byłem przekonany, że ten niezbyt dobrze wyreżyserowany spektakl powinien się jak najszybciej zakończyć. Bez wysokich kosztów dla samej partii. Według mnie był pełen pewnej sztuczności i gry pozorów.
By nie było wątpliwości, nie mam nic do postaci i kandydatury Jackowa Jaśkowiaka. To mogła być interesująca alternatywa do propozycji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jednak tryb zgłoszenia tej kandydatury - dziwna aura poufności i tajemniczości - zdewastował przekaz i autentyczność prawyborczej konfrontacji.
Myślę, że gdyby Jaśkowiak wcześniej zasygnalizował swoje ambicje, wszyscy by na tym zyskali. Gdyby ta słynna koperta, którą złożył na ostatniej prostej, była poprzedzona informacją, że ma ochotę startować, że jest zdeterminowany, że jest zdecydowany, byłoby to dobrze odebrane. Uniknęlibyśmy tych wszystkich spekulacji dotyczących okoliczności jego zgłoszenia.
Nie. Jestem przekonany, że nawet bez nich i tak by przegrał. Dziś Platforma chce odbić się od swojej "lewej ściany". W partii dominuje przekonanie, że przez parę ostatnich lat staliśmy się substytutem lewicy. Natomiast przy dobrze przygotowanej konfrontacji w prawyborach wszyscy by zyskali, a i koszty dla naszej formacji byłyby zdecydowanie niższe.
Nie bez powodu. Trzeba docenić intencję, ale już nie jej rezultat. Fakt, że marszałek Kidawa-Błońska o swoim kontrkandydacie dowiedziała się post factum - w Zagrzebiu, na szczycie Europejskiej Partii Ludowej - nie budował zaufania, lecz je dewastował. To wszystko nie tworzyło dobrego przekazu także dla samego Jaśkowiaka. Wyglądało to na sztucznie wykreowaną rywalizację i dało wielu członkom PO przekonanie o niepotrzebnej stracie czasu. Czasu, którego nie mieliśmy i nie mamy.
Powiem szczerze, że warto docenić cofnięcie się Schetyny, ustąpienie miejsca Kidawie-Błońskiej. Chociaż jestem przeciwnikiem Schetyny, to sam doceniłem ten ruch. Bo był to ruch we właściwym kierunku, choć obarczony gigantycznym ryzykiem dla samego Schetyny. Mało kto podejrzewał go o coś takiego, także tutaj chapeau bas. A wracając do naszej kandydatki na urząd prezydenta, to warto podkreślić jej wysokie predyspozycje do właśnie tego urzędu.
Dokładnie tak. Co żadnej ujmy jej nie czyni.
Sam zdecydowanie odróżniałem dobrych kandydatów na urząd prezydenta i na samą kampanię. Radosław Sikorski w debacie z prezydentem Andrzejem Dudą z pewnością by wygrał. Problem pojawia się przy pytaniu, czy byłby także w stanie wygrać wybory. Bo w starcie na prezydenta nie chodzi tylko o to, żeby skutecznie poturbować w debatach tę czy inną postać. Chodzi o to, żeby po pierwsze rzeczywiście wygrać, a następnie być prezydentem akceptowalnym przez większość.
Właśnie dlatego Radosław Sikorski ostatecznie wycofał się ze startu. Z tego samego powodu dziś Małgorzata Kidawa-Błońska jest dla Platformy najbardziej optymalnym wyborem. Łączy nasze potrzeby na czas kampanii z gwarancją o klasę lepszej prezydentury niż ta Andrzeja Dudy. Pani marszałek byłaby prezydentem koncyliacyjnym, słuchającym innych, wrażliwym, empatycznym, potrafiącym posługiwać się ekspertami.
Wręcz odwrotnie. Dziś z ekspertów korzysta się instrumentalnie. Przeważnie po to, by potwierdzali określone racje. Kidawa-Błońska ma pewną wielką zaletę - jest świadoma konieczności wzbogacania swojej wiedzy opiniami i analizami ekspertów od prawa, polityki obronnej, polityk publicznych i innych dziedzin. To wielka zaleta - przyznać się, że nie wie się wszystkiego i sięgnąć po ludzi, którzy mają w danym obszarze znacznie większą wiedzę. Co więcej, jest właśnie tym politykiem "bliżej ludzi", o którym pan wspomniał - otwartym, życzliwym, pełnym klasy.
Nie uważam tak. Moim zdaniem oboje wypadają pod tym względem identycznie. Jak zobaczy się ich w kontakcie bezpośrednim z obywatelami na prowincji, to mają identyczną zdolność do dobrej komunikacji i są jednakowo przychylnie odbierani.
Nie mam wątpliwości, że "udźwignie" tę kampanię pod każdym względem. Jest osobą, która pozornie sprawia wrażenie "letniej", ale ma w sobie emocje, pasję, determinację i konsekwencję.
Obserwuję ją od długiego czasu i widzę, jak w sposób racjonalny, a nie skokowo, buduje swoją polityczną pozycję. Widzę, jak ciężko na to pracuje, jak jest w tym konsekwentna, jak wiele rozmaitych kosztów i turbulencji jest w stanie wytrzymać, zachowując przy tym dużą klasę. Co więcej, jej wspomniana arystokratyczność, według mojej oceny, jest klasy adekwatnej do obecnych potrzeb i bez jakiejkolwiek wyniosłości.
Arystokratyczność Kidawy-Błońskiej przypomina mi arystokratyczność Paderewskiego. Można być na salonach, ale i tak najważniejszy jest ten obywatel, który ma najgorzej, najtrudniej. Chodzi o umiejętność dostrzegania i pochylenia się nad losem tych, którzy mają biedniej, trudniej, gorzej. Bardzo to cenię i wiem, że pani marszałek taką zdolność posiada.
Andrzej Duda skazany jest na porażkę. Żałuję, że przydarzyło nam się nieszczęście w postaci tej niepotrzebnej rywalizacji marszałek Kidawy-Błońskiej z Jackiem Jaśkowiakiem. Prawybory i towarzysząca im debata spowodowały pęknięcie w szerokim elektoracie Platformy. Nasze lewe skrzydło bardzo wyraźnie opowiedziało się za Jaśkowiakiem. Ono dziś lekko krwawi. Musi się jednak otrząsnąć i zmobilizować na kluczową walkę.
Ale nie w taki sposób i nie w takiej chwili. Sam fakt, że lewe skrzydło opowiedziało się za Jaśkowiakiem nie musiał budować kosztów. Niestety w rozmaitych rozmowach kuluarowych, oficjalnych wypowiedziach czy dyskusjach w mediach społecznościowych ludzie z tego skrzydła zaczęli atakować nie tylko Kidawę-Błońską, ale również jej sojuszników. Pojawił się nawet przekaz kwestionujący jej szanse na sukces w walce z urzędującym prezydentem. Dla mnie to już o krok za daleko.
Debata, która przetoczyła się przez partię w ostatnich tygodniach i zakończony okres prawyborów były osłabieniem Kidawy-Błońskiej. Wyszła z tego obronną ręką, ale nie bez strat. Teraz musimy te straty jak najszybciej odrobić.
Na szczęście nie. Ale obserwując media społecznościowe nie mam złudzeń, że marszałek Kidawa-Błońska dźwiga dzisiaj pewien koszt prawyborów i towarzyszącej im debaty. Nie jest to wielki koszt, ale za to kompletnie niepotrzebny.
Na pewno nie stanie się to w ciągu kilku tygodni, ale w ciągu kilku miesięcy myślę, że tak. To bardzo świadoma i politycznie wyrobiona część elektoratu.
Jestem przekonany, że wynik Kidawy-Błońskiej oznacza bardzo poważne osłabienie obozu Grzegorza Schetyny. To jest to drugie przesłanie, które płynie z naszych prawyborów.
Coraz większa liczba polityków Platformy uważa, że czas Grzegorza Schetyny na stanowisku szefa partii dobiega końca:
Tak, wręcz konieczność zmiany. Wydaje mi się, że wynik pani marszałek oznacza duże zmiany w Platformie w najbliższym czasie.
Na pewno będzie do końca walczyć o zachowanie wpływów w partii. Dzisiaj nie jestem w pełni przekonany, czy osobiście wystartuje na szefa Platformy, chociaż ta opcja, moim zdaniem, na razie wciąż przeważa. Ale też nie wykluczam poparcia dla np. Borysa Budki.
Chodzi o poparcie kandydata, który w ocenie Schetyny będzie mu gwarantować zachowanie wpływów w Platformie. To także byłby wyraz wdzięczności za wycofanie się z rywalizacji w poprzednich partyjnych wyborach.
Tego nie powiedziałem i tak daleko bym nie sięgał. Jestem raczej z tych, którzy szanują ludzi, dają im prawo do określonych wyborów, ale też i błędów.
Jestem po prostu pewien, że jeśli Schetyna zrezygnuje ze startu, to będzie szukać dla siebie najbardziej komfortowego rozwiązania z punktu widzenia swoich osobistych i politycznych interesów. To zrozumiałe. Dziś w Platformie jestem chyba najbardziej krytyczną osobą wobec jego ostatnich dokonań. W związku z tym, w tej kolejce jestem raczej na końcu.
To brzmi jak żart. Czekam na zmianę w Platformie i pomogę każdemu, kto będzie ją gwarantować.
Niestety mamy wyłącznie koszty. Osobiście cieszę się tylko z tego, że te koszty są mniejsze, niż przewidywałem miesiąc temu.
Kolejni politycy Platformy deklarują, że partia potrzebuje zmian, a zmianą numer jeden powinno być zastąpienie Grzegorza Schetyny:
Elektorat i sympatycy Platformy zostali niepotrzebnie dotknięci sztucznie wykreowanym podziałem. Nieważne, czy to jest 125 osób, które zagłosowały na Konwencji Krajowej na Jaśkowiaka, czy więcej, czy mniej. Fakt jest taki, że pewna grupa ludzi emocjonalnie zaangażowała się w kandydaturę prezydenta Poznania. Dziś są rozczarowani.
Oczywiście, że nie. I nie o to chodzi. Rzecz w tym, że spora grupa członków Platformy emocjonalnie zaangażowała w się w projekt „Prezydent Jaśkowiak”, związała się z alternatywą, z inną koncepcją uprawiania polityki. To osłabia Kidawę-Błońską. Ona to, moim zdaniem, odrobi, ale to niepotrzebny koszt w kampanii, w której nie mamy ani czasu, ani poparcia do stracenia.
Zdziwi się pan, ale sam dostrzegam w tej sytuacji także pewien zysk. Kidawa-Błońska tym nokautem na Jaśkowiaku wzmocniła swoją kandydaturę i ma silniejszy mandat na kampanię. To nie ona startowała przeciwko komuś. Ona stanęła do prawyborów jako pierwsza, a to dla niej na siłę szukano rywala. Dlatego jej mandat jest dzisiaj bardzo mocny. Ważne jest też wzajemne zachowanie Jaśkowiaka i Kidawy-Błońskiej. Wedle mojej oceny tutaj błędów nie będzie. Wsparcie, którego już w sobotę prezydent Poznania udzielił pani marszałek jest bardzo cenne.
Owszem, ale proszę zwrócić uwagę, że sojusznicy Jaśkowiaka jeszcze nie przyjęli tej kurtuazji, wciąż nie mogą się pogodzić z porażką swojego kandydata. To jest właśnie ten koszt, który jako Platforma będziemy musieli odrobić.
Odpowiedź na to pytanie formułuję już od pewnego czasu. Jeśli Kidawa-Błońska ma wygrać wybory prezydenckie, to za jej plecami jako szef Platformy nie powinien stać Grzegorz Schetyna. Tu musi nastąpić zmiana. Warunkiem sukcesu pani marszałek jest silny mandat w kampanii wyborczej i silne wsparcie partii oraz elektoratu. To będzie możliwe wyłącznie przy realnej zmianie w samej Platformie. Jeśli wszystko zostanie po staremu, przegramy z kretesem najpierw wybory prezydenckie, a potem przyszłość Platformy.
Kidawa-Błońska swoją kampanię już zaczęła, ale ta prawdziwa kampania Platformy jako formacji politycznej rzeczywiście zacznie się z początkiem lutego. Wówczas będziemy mieć już odpowiedzi na najważniejsze pytania dotyczące przyszłości partii.
Wystarczy. Trzeba pamiętać, że kampania prezydencka jest bardzo specyficzna. Pozostaje poza zainteresowaniem obserwatorów, a zwłaszcza samych wyborców, przez większość swojego czasu. To zainteresowanie uaktywnia się w ostatnich ośmiu, może dziesięciu, tygodniach przed wyborami. Wtedy jest ważne, kto będzie stać za Kidawą-Błońską - jakie autorytety, jaka formacja, jaki lider, jaki przekaz. Platforma musi być wówczas - w kwietniu, w okolicach Wielkanocy - absolutnie odmieniona.
Musi być wiarygodna, sprawniejsza, silniejsza. Musi posiadać wiarygodny przekaz dla Polaków, bo tego nam w ostatnich kampaniach brakowało. Albo będą zmiany, albo w końcu jako partia znikniemy.