Jaśkowiak w prawybory nie wszedł dobrze. Jego kandydatura została złożona w zalakowanej kopercie, a ogłoszona (chociaż bez personaliów) dopiero kilkanaście godzin po ostatecznym terminie składania zgłoszeń. Politycy Platformy nie chcieli też zdradzić, kto jest tajemniczym kandydatem, dzięki któremu partyjne prawybory w ogóle się odbędą (wcześniej jedyną kandydatką była Małgorzata Kidawa-Błońska).
Ostatecznie spekulacje uciął sam Jaśkowiak, publikując na Facebooku wpis, w którym ogłosił swój start w wyścigu po prezydencką nominację. "Polska potrzebuje silnej prezydentury, która zatrzyma łamanie praworządności, wydobędzie kraj z chaosu, partyjniactwa i przywróci wszystkim obywatelom poczucie wspólnoty. Chcę podjąć się tego wyzwania. Dlatego zgłosiłem swoją kandydaturę w prawyborach Koalicji Obywatelskiej" - napisał. W partii i wśród części wyborców przylgnęła do niego jednak kąśliwa łatka "Człowieka z koperty".
Sam Jaśkowiak w wywiadach i publicznych wypowiedziach zapewnia, że sondowany w sprawie startu był już od momentu obronienia w pierwszej turze prezydentury Poznania. Wtedy nie traktował tych propozycji do końca serio. Zresztą także w ostatnich tygodniach jego nazwisko nie pojawiało się w gronie potencjalnych kandydatów Koalicji Obywatelskiej na prezydenta ani nawet potencjalnych kontrkandydatów w prawyborach dla Kidawy-Błońskiej.
We wspomnianym gronie byli za to Rafał Trzaskowski, Radosław Sikorski, Bartosz Arłukowicz, Hanna Zdanowska czy Aleksandra Dulkiewicz. Żadne z nich na start się jednak nie zdecydowało. Dlatego na ostatniej prostej przewodniczący Schetyna usiłował przekonać do startu marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, a nawet prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. Także i tu zabrakło jednak chętnych do podjęcia rękawicy.
- Jeśli chodzi o prawybory, to do końca w grze było kilka dużych nazwisk, ale proces nominacyjny pokazał też siłę marszałek Kidawy-Błońskiej. Nikt z polityków formatu krajowego nie zakwestionował tego, że to ona jest naszą najlepszą kandydatką. Żaden z nich nie stanął do prawyborów - tłumaczył niedawno w rozmowie z Gazeta.pl Borys Budka, nowy przewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej.
W rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. Za Kidawą-Błońską murem stoi większość klubu parlamentarnego Platformy, pod jej kandydaturą podpisało się 150 osób z Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej (w skład Rady wchodzą członkowie Zarządu Krajowego, partyjni posłowie, senatorowie i eurodeputowani, a także członkowie wybrani przez rady regionów). Za Jaśkowiakiem stoi przede wszystkim Schetyna i jego ludzie. Ale nie tylko.
Grzegorz rozmawia z regionalnymi baronami o poparciu dla Jaśkowiaka. Robi, co może, żeby ich przekonać. W końcu dla niego to też kwestia być albo nie być
- mówi nasz rozmówca z Platformy.
Pojedynek Jaśkowiaka i Kidawy-Błońskiej to tak naprawdę korespondencyjne starcie Schetyny z jego przeciwnikami w partii. Wynik konfrontacji w prawyborach pokaże, które stronnictwo jest dzisiaj silniejsze i jak wygląda układ sił przed kluczowymi dla Platformy wyborami szefa partii. Te odbędą się w drugiej połowie stycznia po zaledwie miesięcznej kampanii wewnętrznej (kampania ruszy 14 grudnia, czyli w dniu wyboru kandydata PO na prezydenta).
Odejmując od tego przerwę świąteczno-noworoczną, realnie czasu na przekonywanie działaczy będzie jeszcze mniej.
To atut Grzegorza. Krótka kampania działa na jego korzyść, bo partyjni oponenci będą mieć mało czasu na objazd kraju i przekonywanie działaczy. Zwłaszcza, że to ludzie "Scheta" są najbieglejsi w wewnątrzpartyjnych układankach
- tłumaczy nam osoba dobrze zorientowana w sytuacji w Platformie.
- To będzie okres bardzo intensywnych działań, ale wierzę, że każdy, kto zechce objechać regiony i spotkać się z działaczami, zdoła to zrobić - zapewnił w wywiadzie dla Gazeta.pl Borys Budka. To właśnie szef klubu Koalicji Obywatelskiej jest dzisiaj w partii wskazywany jako główny rywal Schetyny w walce o władzę w PO. Sam coraz mniej ukrywa, że interesuje go przywództwo w Platformie.
Platforma potrzebuje dobrego zespołu. Ekipy, która potrafi wykorzystać potencjał wielu osób w Platformie Obywatelskiej. Chcę być kapitanem właśnie takiej drużyny
- przyznał w rozmowie z nami.
O szansach Budki może zadecydować Kidawa-Błońska. Wiceprzewodniczący Platformy jest jednym z jej największych stronników. W publicznych wypowiedziach przekonywał, że dla partii optymalnym rozwiązaniem było wystawienie prezydenckiej kandydatury wicemarszałkini Sejmu od razu po wyborach parlamentarnych. Wejście do gry Jacka Jaśkowiaka pokrzyżowało, przynajmniej na jakiś czas, plany Budki i frakcji dążącej do pozbawienia Schetyny przywództwa.
Tym bardziej, że prezydent Poznania jest kandydatem groźnym dla Kidawy-Błońskiej, bo stanowi jej zupełne przeciwieństwo. Energiczny, waleczny, bezpośredni. Do tego nie bawi się w tanią dyplomację, tylko mówi to, co myśli. Nawet, jeśli jest to niepopularne i potencjalnie ryzykowne. Nie miał oporów przed poparciem równości małżeńskiej czy legalizacji eutanazji.
Jaśkowiak, przez znajomych nazywany "Dżej Dżej", to polityk godzący sprzeczności. Zrobił błyskotliwą karierę w biznesie u boku śp. Jana Kulczyka, ale daleko mu do łatki krwistego neoliberała. Docenia rolę polityki socjalnej, dba o wykluczonych, nie obnosi się z pieniędzmi. W życiu doświadczył zarówno wielkich luksusów, jak i srogiej biedy. O tej ostatniej w niedawnej rozmowie z Donatą Subbotko w "Magazynie Świątecznym" mówił tak: - Strach, że na nic nie ma pieniędzy, wszystko trzeba dzielić, uważać, żeby rzeczy, które się nosi, na dłużej starczyły. Nie ma się tego, co mają inne dzieci.
Kontrkandydat Kidawy-Błońskiej nie jest antyklerykałem, ale z duchownymi rozmawia twardo i potrafi walczyć o swoje. Duża odmiana wobec postawy większości liderów Platformy, którzy na Kościół patrzą z respektem i starają mu się nie narazić. Jaśkowiak nie ucieka też od mówienia o swoich błędach i słabościach - biedzie, robieniu kariery w biznesie kosztem rodziny, rozwodzie, nieślubnym dziecku. Dzięki temu jest autentyczny, bardzo ludzki, łatwo się z nim utożsamić. To kolejny kontrast wobec Kidawy-Błońskiej, która nawet w Platformie ma opinię damy z wyższych sfer. Kulturalnej, serdecznej, koncyliacyjnej, ale jednak nieco niedostępnej. Zwłaszcza, jeśli patrzeć z perspektywy przeciętnego wyborcy.
O Jaśkowiaku mówi się, że to bokser, bo właśnie pięściarstwo jest od lat jego wielką pasją. Podobnie jak sport w ogóle.
Sport jest obecny w moim życiu od 45 lat i dużo mi dał. (…) Pomaga wytrzymać ból w innych obszarach życia. (…) I w życiu zawodowym, i osobistym. Czasami przecież nieźle dostajemy. Każdy dostaje
- tłumaczył sam Jaśkowiak w cytowanej już rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Schetyna idealnie dobrał rywala dla Kidawy-Błońskiej. Arystokratce przeciwstawił człowieka z ludu, wychowanego w robotniczej dzielnicy na poznańskim Dębcu. Statecznej damie - książkowego self-made mana, który zawsze bierze los w swoje ręce i walczy do ostatnich sił. Niemal krystalicznej postaci z salonów - człowieka doświadczonego przez życie, ale też zaprawionego w toczeniu z tym życiem ciężkich bojów. Do tego jest znacznie lepszym mówcą od swojej rywalki.
Nic dziwnego, że w Platformie szybko zaczęły rodzić się wątpliwości. Nawet wśród przeciwników Schetyny, którzy doskonale wiedzą, że poparcie Jaśkowiaka to zmniejszenie szans na odsunięcie przewodniczącego PO od władzy.
Nie mam złudzeń, że z wystawieniem Jaśkowiaka Schetynie chodziło przede wszystkim o kwestie partyjne, obronienie swojego przywództwa. Ale my nie możemy tak patrzeć, nie możemy poświęcić partii, żeby pozbyć się Grzegorza
- mówi nam jeden z naszych rozmówców z Platformy, przeciwnik Schetyny. I dodaje: - Prawda jest też taka, że to Jaśkowiak daje większe szanse na dobrą kampanię prezydencką i walkę do samego końca z Dudą. Kidawa tego po prostu nie udźwignie.
Nasi rozmówcy z partii wśród atutów Jaśkowiaka, których nie ma Kidawa-Błońska, wymieniają też brak związków z ośmioma latami rządów koalicji PO-PSL. Prezydent Poznania do Platformy wstąpił raptem kilka lat temu, sam o sobie mówi, że jest w partii nowy, trochę z zewnątrz. Na jego korzyść działają też sukcesy w samorządzie i fakt, że walcząc po raz pierwszy o prezydenturę Poznania potrafił pokonać faworyzowanego konserwatystę Ryszarda Grobelnego, który w stolicy Wielkopolski rządził szesnaście lat.
- Potrafię realizować cele i osiągać wynik - mam doświadczenia biznesowe i sportowe. Nie jestem sztuczny, jestem prawdziwy. Pełen ułomności. (...) Jeśli ktoś uważa, że człowiek - obojętnie, czy to finansista, czy artysta - może być istotą bez skazy, to nie rozumie istoty człowieka - zapewnia w rozmowie z "Magazynem Świątecznym" Jaśkowiak. I już szykuje się do kolejnej w swoim życiu walki: - Nie po to wchodzę na ring, żeby przegrać.