Marian Banaś miał podać się do dymisji, jego pisma nie przyjęła jednak marszałek Sejmu Elżbieta Witek - informował w czwartek "Dziennik Gazeta Prawna". Witek miała odesłać pismo i domagać się, by Banaś przeredagował je, dopisując, że wyznacza na pełniącego obowiązki NIK Tadeusza Dziubę. W sprawie domniemanej dymisji są rozbieżności. Szef Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka stwierdził, że "do sekretariatu marszałek Sejmu nie wpłynęło opisane pismo", więc "marszałek Sejmu nie mogła się z nim zapoznać, ani tym bardziej go odesłać".
Dlaczego jednak PiS miałoby zależeć na konkretny p.o.? Sprawa ma rozbijać się o Senat. - PiS nie ma większości w Senacie, a bez jego zgody nie jest w stanie powołać nowego prezesa NIK. Dlatego zrobienie z wiceprezesa p.o. prezesa dawałoby utrzymanie władzy w Izbie przez lata bez formalnie zaakceptowanego prezesa - twierdzi źródło "DGP". Przypomnijmy, że Tadeusz Dziuba to niedawno mianowany wiceszef NIK, w przeszłości politycznie związany z PiS.
>>> Jadwiga Emilewicz: wierzę w poczucie odpowiedzialności Banasia:
Z ustaleniami "DGP" rozmijają się te dziennikarzy "Rzeczpospolitej". Według informacji dziennika w piątek przed południem kierowca z kopertą zawierającą rezygnację dotarł do Kancelarii Sejmu. Pisma jednak nie zostawił. - Kierowca odebrał telefon i wrócił do siedziby NIK, nie doręczając pisma marszałek. Wszystko wskazuje na to, że była to gra samego prezesa Banasia - on sam mógł zadzwonić do kierowcy, odwołać go i wstrzymać tym przekazanie koperty z dymisją do marszałek Sejmu - twierdzi rozmówca "Rzeczpospolitej".
Sprawa Banasia jest bardzo dynamiczna. To warto wiedzieć: