- Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska i Porozumienie zawarły umowę koalicyjną - ogłosił w czwartkowe popołudnie Krzysztof Sobolewski, przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS-u. Tym samym końca dobiegł polityczny serial trwający od ogłoszenia wyniku wyborów parlamentarnych.
Sobolewski zastrzegł jednak na konferencji prasowej, że zapisy umowy koalicyjnej nie zostaną podane do wiadomości publicznej. - O treści umowy nie będziemy informować - uciął wszelkie pytania o szczegóły dokumentu.
Z informacji Gazeta.pl w Zjednoczonej Prawicy wynika, że nowa umowa wyraźnie wzmacnia pozycję koalicjantów PiS-u - Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry i Porozumienie Jarosława Gowina.
Oba ugrupowania zagwarantowały sobie po dwóch ministrów w rządzie, przy czym wicepremier Gowin może być też pewny utrzymania swojego resortu - nauki i szkolnictwa wyższego. Nie wiemy, czy podobną gwarancję w kontekście resortu sprawiedliwości otrzymał Zbigniew Ziobro. Dodatkowo Solidarna Polska i Porozumienie będą mogły wskazać po czterech wiceministrów w rządzie.
Być może najważniejszym faktem z punktu widzenia koalicjantów jest jednak kwestia podziału subwencji budżetowej. W poprzedniej kadencji Solidarna Polska i Porozumienie (wcześniej Polska Razem) nie dostały ani złotówki z budżetu państwa, wszystkie środki trafiały na konto PiS-u. W ten sposób Nowogrodzka dodatkowo trzymała w szachu swoich partnerów, bo w przypadku ewentualnego buntu i zerwania koalicji, bez środków na działalność byliby skazani na odejście w niebyt.
W nowej kadencji Zjednoczona Prawica z państwowej kasy będzie otrzymywać niemal 23,5 mln zł rocznie. To aż o 5 mln więcej niż w latach 2015-19. Każdy z koalicjantów wynegocjował sobie z tej sumy 2 mln zł rocznie.
Z naszych informacji wynika również, że koalicjanci PiS-u uzyskali wpływ na obsadę stanowisk wojewodów. Jednak co do tego, ilu wojewodów będzie mogło wskazać Porozumienie i Solidarna Polska, relacje naszych informatorów są rozbieżne. Pewne jest, że każda z formacji będzie mogła obsadzić przynajmniej jeden urząd wojewody.
Na tym jednak wcale nie musi się skończyć. Jeden z naszych rozmówców w Zjednoczonej Prawicy mówi wprost: - Umowa jest bardzo szczegółowa, reguluje precyzyjnie wszystkie kwestie pomiędzy koalicjantami.
Wypracowanie i podpisanie nowej umowy koalicyjnej było konieczne z dwóch powodów. Pierwszy jest czysto formalny - poprzednia umowa wygasła 11 listopada. Drugi ma charakter stricte polityczny - po ostatnich wyborach układ sił w ramach Zjednoczonej Prawicy uległ istotnym zmianom. Wpływy utraciło PiS, a swoje pozycje wzmocniły Solidarna Polska i Porozumienie.
Zarówno formacja Ziobry, jak i Gowina wprowadziły do nowego Sejmu po osiemnastu posłów i dwóch senatorów. Jeśli chodzi o izbę wyższą parlamentu, to Porozumienie zmniejszyło swoje wpływy, bowiem w poprzedniej kadencji miało w niej aż pięciu swoich ludzi. Skala zmian jest jednak ewidentna - Gowin zyskał sześciu, a Ziobro aż dziesięciu posłów.
Zważywszy, że klub poselski PiS-u po wyborach liczy mniej szabel niż pod koniec zeszłej kadencji (235 wobec 240), a partia już wcześniej straciła na rzecz opozycji Senat, nadreprezentacja koalicjantów to dla Nowogrodzkiej potencjalne zagrożenie. Bunt choćby jednej z partii, zakładając pełną dyscyplinę buntowników, oznaczałby, że "dobra zmiana" traci większość w Sejmie i de facto nie może rządzić.
Efekty tego widzieliśmy chociażby przy okazji głosowania nad ustawą o zniesieniu 30-krotności składki ZUS. PiS i Solidarna Polska popierały projekt rządzących, ale Porozumienie od początku było kategorycznie przeciwne. Formacja Gowina zagrała va banque i nie ugięła się nawet, kiedy projekt ustawy został złożony w Sejmie. Ostatecznie dokument został wycofany, a politycy PiS-u przyznali, że partia do sprawy już nie wróci. Dla budżetu była to strata 7 mld zł, ale dla Gowina obronienie swojej politycznej podmiotowości i wiarygodności.
Po podpisaniu nowej umowy koalicyjnej wicepremier był już znacznie bardziej rozluźniony. "Dziękuję za dobre rozmowy Prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i Ministrowi Zbigniewowi Ziobrze. Obiecujemy cztery lata ciężkiej, uczciwej pracy dla Polski" - napisał na Twitterze.