Po wyborach PiS straciło większość w Senacie. Partia ma 48 mandatów, zatem potrzebowałoby jeszcze 2-3 senatorów, by móc samodzielnie powołać marszałka Senatu i mieć większość. Pomimo tego marszałek zakończonej kadencji, Stanisław Karczewski, jest przekonany, iż zachowa stanowisko.
Spekulacje o możliwości przejścia senatorów opozycji lub niezależnych na stronę PiS pojawiły się od razu po ogłoszeniu wyników wyborów. Z zamiarami "podebrania" parlamentarzystów politycy Prawa i Sprawiedliwości się z zresztą nie kryli. - Będziemy mieli Senat - zapewniał w niedawnym wywiadzie Adam Bielan. - Jestem przekonany, że ta opozycyjna większość szybko się wykruszy - dodał.
Jak informowały poniedziałkowe "Fakty" TVN, z obozu rządzącego płyną oferty. Wybrany na senatora Artur Dunin stwierdził, że "nie potwierdzi i nie zaprzeczy", że dostał telefon z propozycją przejścia na drugą stronę. - Myślę, że do każdego dzwonili - stwierdził. Senatorka elektra Ewa Matecka przyznała, że "zwrócono się do niej z taką propozycja", ale "stanowczo" ją odrzuciła.
Podobnie wypowiadają się inni politycy opozycji. Janusz Pęcherz powiedział, że "propozycje są", Władysław Komarnicki zapewnił, że "uciął tę rozmowę w trakcie", Joanna Sekuła ucięła "w pierwszym zdaniu".
Większość zapewnia, że nie ma mowy o przejściu do PiS. - Za żadne pieniądze świata nikt mnie nie kupi. Po prostu honor nie ma ceny - mówił senator elekt Wadim Tyszkiewicz. Inni podkreślają, że osoba, która przyjęłaby ofertę PiS-u, byłaby "politycznie spalona" - i nie tylko. - Jak ja bym wyglądał w oczach rodziny. Jak rodzina by wyglądała w oczach sąsiadów? Podejrzewam, że byłyby wycieczki do mojego domu i pokazywaliby palcem: "tam mieszka ten zdrajca" - mówił "Faktom" Janusz Gromek.