W 2015 r. prezes PiS smagał Platformę Obywatelską za to, że chciała uczynić z Trybunału Konstytucyjnego "trzecią izbę parlamentu". Dziś PiS chce wysłać do TK swoich posłów - Krystynę Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza. Owszem, są w przeszłości przykłady posłów, którzy z dnia na dzień przeszli do TK - choćby Marek Kotlinowski, były polityk Ligi Polskich Rodzin. Niemniej, teraz to PiS chce z wyliniałych posłów, bo odchodzących wraz z końcem kadencji, uczynić sędziów TK. Pawłowicz nawet nie startowała, bo stała się dla PiS tak wielkim obciążeniem. Piotrowicz startował, ale wyborcy go skreślili.
Teraz to Jarosław Kaczyński czyni z TK "trzecią izbę parlamentu". Nie pierwszy raz zresztą, ale teraz jest to już bezceremonialne. Dziś Jarosław Kaczyński sam sobie powinien postawić sobie zarzut, którym ciskał w Platformę.
Odnawianie postkomuny
Jednym z haseł na sztandarach PiS jest pozbywanie się "złogów" po PRL-u. Jarosław Kaczyński w programie PiS rozpisywał, jak PiS chce skończyć z "systemem późnego postkomunizmu". Jeśli Stanisław Piotrowicz trafi do TK, to Jarosław Kaczyński będzie odnowicielem postkomunizmu w Polsce.
Z punktu widzenia technologii władzy posiadanie Piotrowicza w Sejmie było dla prezesa PiS cenne. Bo był sprawnym narzędziem i sługusem - wiernym, bez realnej władzy, bez prestiżu, a zarazem był w pełni uzależniony od woli Kaczyńskiego. W TK Piotrowicz będzie już nieodwoływalny, będzie miał swoją 9-letnią kadencję, ogromne zarobki i przywileje, a do tego niewiele pracy.
Wysłanie do TK Piotrowicza jest zwyczajnie antypaństwowe. Dlaczego? Zacznijmy od początku. Piotrowicz był w PRL-u nie tylko szeregowym członkiem PZPR, ale także członkiem egzekutywy. I był też prokuratorem - w stanie wojennym oskarżał działacza "Solidarności" Antoniego Pikułę. Po latach Piotrowicz okazał się też kłamcą, co twierdził, że nie ma jego podpisu na akcie oskarżenia, a podpis jest przecież faktem. W PRL-u w ankiecie w polu "światopogląd" Piotrowicz wpisał "prawidłowy". Potem tłumaczył, że to był niemal akt heroizmu, bo przecież komuniści najmilej widzieli słowo "materialistyczny". Jak zarzekał się Piotrowicz, napisał "prawidłowy', bo "nie chciał zaprzeć się Boga".
Piotrowicz przyjmuje medale
Dziś brzmi to jak żart, ale to jest klucz do kariery Piotrowicza.
W PRL-u służył komunistom i to komuniści wręczali mu order - Brązowy Krzyż Zasługi.
W latach 90. Piotrowicz de facto występował - podpierając się kuriozalną opinią biegłego - w obronie księdza pedofila, który przez ćwierć wieku molestował dzieci we wsi Tylawa na Podkarpaciu. Abp Józef Michalik (który również tego pedofila bronił) odznaczył Piotrowicza złotym medalem Pro Ecclesia Premisliensi, przyznawanym świeckim za działalność na rzecz lokalnego Kościoła.
W czasie rządów PiS stał się twarzą walki o wpływy PiS w Trybunale Konstytucyjnym. Teraz PiS namaszcza go na sędziego TK.
Bycie czyimś sługusem zawsze Piotrowiczowi popłacało.
Wszystko dla partii
Wskazanie Krystyny Pawłowicz na sędzię TK komentuje się samo. W przeciwieństwie do Piotrowicza ma ona wykształcenie, była bowiem profesorem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Co z tego jednak, skoro potrafi ona jednocześnie twierdzić, że choć jakiś paragraf prawa jest "jaskrawie niezgodny z konstytucją", ale i tak zagłosuje za nimi "z powodu umowy politycznej"? To tak jakby powiedziała: 2+2 daje 4, ale zagłosuję, że to jednak 5, bo tak chce partia.
Pawłowicz autorytetu nie ma nawet w oczach swoich koleżanek i kolegów w PiS, bo w partii jest uważana nie tyle za barwną, co zdziwaczałą. Bywa też nieobliczalna, może zatem przysparzać swojej formacji kłopotów.
Wygląda jak nagroda za sypanie
Trzecią kandydatką PiS do TK jest Elżbieta Chojna-Duch. Też wykształcona, a do tego ma o wiele bogatsze CV od Pawłowicz. PiS-owi nie przeszkadza tu fakt, że była wiceministrem w rządzie Donalda Tuska i należała do kręgów PSL-u.
Jej kadencja - a wybrano ją głosami PO-PSL - w Radzie Polityki Pieniężnej NBP ubiegła w 2016 r. I dopiero wtedy zaczęła, a wzywano ją na przesłuchania przed komisję śledczą ds. VAT, sypać ekipę, która ją zatrudniła. Z jej zeznań wyłania się obraz rządu Platformy, który działał pod dyktando lobbystów, a na wyłudzenia VAT-u dawał de facto przyzwolenie.
Wszystkie trzy kandydatury sprawiają wrażenie, jakby były zgłoszone w dowód wdzięczności i z nadzieją na wierność. Oznaczają dalszy rozkład Trybunału.
Inny klucz do nominacji
Dotychczasowy klucz, którym PiS kierowało się przy nominacjach na sędziów TK, był jednak inny niż teraz. Wcześniej rekrutowano sędziów Trybunału spośród ekspertów, prawników związanych z PiS-em.
O ile sędzia Julia Przyłębska pozostaje lojalna wobec obozu politycznego, to inni nominaci się wyłamują. Zbuntowali się już Piotr Pszczółkowski (były pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w sprawie smoleńskiej) i Jarosław Wyrembak (profesor prawa, od 2010 r. członek PiS). Justyn Piskorski ma natomiast opinię sędziego, który może się w przyszłości PiS-owi przeciwstawić. A kwitnące relacje między Przyłębską a Mariuszem Muszyńskim są już przeszłością.
O ile lojalności Piotrowicza w roli sędziego TK PiS może być niemal pewne, to wierności Pawłowicz i Chojny-Duch już nie. Póki jednak to Julia Przyłębska z fotela prezesa zawiaduje Trybunałem i składami orzekającymi, to nawet bunt nowych sędziów nie sprawi, że Trybunał wymknie się PiS-owi z rąk.
Nowe nominacje mogą mieć jednak polityczne skutki. Dziś celem nr 1 dla obozu władzy jest reelekcja Andrzeja Dudy. Urzędujący prezydent będzie musiał poszerzyć elektorat o "gołębich" wyborców. Przymuszanie Dudy do przyjmowania ślubowania od Pawłowicz i Piotrowicza - nielubianych także przez część elektoratu PiS, a nieznoszonych przez pozostałych wyborców - sprowokuje drwiny o prezydencie-notariuszu. Prezydenta szans to nie pozbawi, ale z pewnością opozycja będzie korzystać z amunicji dostarczonej przez PiS.
Na Nowogrodzkiej górę wzięło jednak przekonanie, że takich wiernych żołnierzy PiS jak Piotrowicz i Pawłowicz - nawet jeśli zaczęli być obciążeniem - lepiej nie zostawiać w tyle, bo osłabi to morale całego oddziału.