Adwokat Misiewicza odpowiada na tekst "Newsweeka". "Wiązanie z 'farmą trolli' absurdalne"

"Pan Bartłomiej Misiewicz nie miał nic wspólnego z tworzeniem i funkcjonowaniem tzw. farmy trolli" - informuje w oświadczeniu adwokat Misiewicza. To odpowiedź na artykuł "Newsweeka", który łączy zatrzymanie byłego pracownika MON z działalnością internetowych "trolli". Opisana w artykule firma zaprzecza informacjom tygodnika i zapowiada "kroki prawne".
Zobacz wideo

Najnowszy "Newsweek" opisuje działanie spółki Cat@Net. To agencja PR, która na zlecenie tworzy w mediach społecznościowych konta, wspierające polityków różnych opcji. Firma miała promować m.in. TVP. Z ustaleń tygodnika wynika, że pracownicy Cat@Net dawali odpór zarzutom pod adresem TVP, dotyczące hejtu pod adresem tragicznie zmarłego Pawła Adamowicza. Telewizja Polska nie współpracowała bezpośrednio z "farmą trolli", a pośrednikiem - firmą Art Media.

"Newsweek" o "farmie trolli" i Misiewiczu

W artykule pojawia się wątek związany z byłym współpracownikiem Antoniego Macierewicza Bartłomiejem Misiewiczem. W styczniu bieżącego roku jedna z siedzib Cat@Net została przeszukana przez CBA. Jak podaje "Newsweek", akcja CBA w budynku firmy miała związek z byłym pracownikiem MON, który niedługo przed tym został zatrzymany pod zarzutami nadużyć. Szef firmy jest świadkiem w sprawie dotyczącej Misiewicza. On sam twierdzi, że zna towarzysko szefa Art Media, natomiast nie pracował dla żadnej "farmy trolli".

"Bezpodstawne i absurdalne"

Teraz do sprawy odniósł się prawnik Misiewicza. "Wiązanie przez dziennikarzy 'Newsweeka' działalności tzw. farmy trolli z panem Bartłomiejem Misiewiczem, ponieważ utrzymuje z kimś relacje towarzyskie są bezpodstawne i absurdalne. Ponadto uważamy, że ma to na celu wyłącznie tworzenie negatywnego wizerunku pana Misiewicza w oczach opinii publicznej i godzi w jego dobre imię" - czytamy w oświadczeniu. "Pan Bartłomiej Misiewicz nie miał nic wspólnego z tworzeniem i funkcjonowaniem tzw. farmy trolli" - przekonuje adwokat.

Cat@Net: Podejmiemy kroki prawne

Po publikacji "Newsweeka" firma Cat@Net opublikowała oświadczenie. "Wspomniane konta, jak większość kont influencerskich, nie są prowadzone pod nazwiskiem i imieniem danego pracownika. Nie może w tym przypadku być mowy o fałszywych czy też sztucznych kontach, ponieważ za każdym stoi konkretny człowiek ze swoimi poglądami i zainteresowaniami" - informuje spółka. Dalej w oświadczeniu czytamy: "Potwierdza to w artykule sama autorka, która przez kilka miesięcy pracowała w naszej firmie i prowadziła JEDNO KONTO, za co otrzymywała regularne wynagrodzenie. Zwraca ona uwagę na pozostawienie jej swobody w doborze poruszanych tematów, w tym obszaru kultury i sztuki oraz ekspresji poglądów społecznych".

Firma przekonuje, że "istotą działalności influencerskiej jest aktywność własnych, indywidualnych kont", natomiast "publikowane przez nie treści są wynikiem inwencji prowadzących, a nie przekazem managementu firmy". "Nie można oczywiście wykluczyć, że niektóre z publikowanych treści mogą być dla niektórych odbiorców kontrowersyjne – na co Zarząd firmy nie ma wpływu" - stwierdza spółka.

Cat@Net zaprzecza, by konta prowadzone przez pracowników spółki "stosowały hejt, mowę nienawiści czy też dezinformację". "Żadne z kont influencerskich, prowadzonych przez pracowników spółki ani też żadna poszczególna wypowiedź na koncie nie została zgłoszona przez jakiegokolwiek użytkownika portalów społecznościowych do administratora danego portalu, jako propagująca dezinformację czy też mowę nienawiści" - czytamy w oświadczeniu. Spółka na końcu informuje, że podejmie "zdecydowane kroki prawne w celu dobrego imienia i dóbr osobistych szkalowanych pracowników". Całe oświadczenie można przeczytać TUTAJ.

Więcej o: