Polityczny tydzień przebiega pod dyktando decyzji Prawa i Sprawiedliwości, by złożyć sześć protestów wyborczych do Sądu Najwyższego i wnieść o ponowne przeliczenie głosów w 6 okręgach wyborczych w wyborach do Senatu. Chodzi o okręgi o numerach: 12, 75, 92, 95, 96 i 100. Są to takie regiony, w których przewaga kandydata KO czy bezpartyjnego wyniosła od 300 do ponad 2,5 tys. głosów.
Konrad Piasecki w TVN24 w programie "Rozmowa Piaseckiego" pytał o tę sytuację minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigę Emilewicz, wiceprezeskę partii Porozumienie (wchodzi w skład Zjednoczonej Prawicy, liderem jest Jarosław Gowin). Piasecki wywiad zaczął od pytania:
Czy PiS nie potrafi z godnością i honorowo przyjąć wyniku wyborów do Senatu?
Na co minister odparła, że "nie rozumie pytania". Prowadzący dodał wtedy, że PiS składało "oferty senatorom opozycyjnym", "próbuje kupić senatorów" i "chce unieważnić wynik wyborczy". - Wygląda to, jak działania ludzi, którzy nie potrafią się pogodzić z wyborczą porażką - skwitował Piasecki.
Emilewicz dowodziła z kolei, że zna kandydatów Koalicji Obywatelskiej, którym "nie jest po drodze" z kierownictwem Platformy Obywatelskiej. - Czy jest czymś złym, że z nimi rozmawiamy na temat tego, żeby przystąpili do obozu dobrej zmiany? - rzuciła minister, a pytana, czy robienie czegoś takiego w "tydzień po wyborach" nie wygląda przypadkiem na nieumiejętność przyjęcia wyborczego wyniku, odparła:
Proszę dać im szansę, po pierwsze podjęcia decyzji.
Dalej minister broniła obozu władzy, podkreślając, że w wyborach parlamentarnych odniósł "spektakularny sukces", a przechodzenie polityków z partii do partii "zdarzało się" we wszystkich parlamentach od 1989 roku. - Ale nie działo się to tydzień po wyborach - odparł Piasecki.
Gdy powrócił temat ponownego przeliczenia głosów we wskazanych przez PiS okręgach senackich, Jadwiga Emilewicz tłumaczyła:
W jednym z okręgów różnica to około 300 głosów. (...). Mamy prawo zapytać i policzyć te głosy? Można przeliczyć te głosy? Można. (...). Będą przeliczone głosy, jeżeli się okaże, że nie ma żadnych wątpliwości, to sprawa jest zakończona i to się wydarzy bardzo szybko
Jednocześnie zaznaczyła, że "nie wie i nie słyszała", jakie było uzasadnienie takich działań we wniosku.
Następnie Konrad Piasecki pytał minister o to, kto będzie przeliczał ponownie te głosy. W odpowiedzi usłyszał, że sędziowie. - Nie, komisarze wyborczy. A kto powołuje komisarzy wyborczych? - zapytał.
Czy pan sugeruje w tej chwili, że zamierzamy fałszować wynik wyborów?
- odpowiedziała pytaniem Emilewicz, co uruchomiło długą tyradę Piaseckiego:
Komisarze mogą być zainteresowani zmianą wyników wyborów. Utworzyliście ciąg: o ważności wyborów ma rozstrzygać Izba (Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych - red.), którą powołała KRS, wyłoniona przez ten Sejm. Głosy policzą komisarze wyborczy, którzy mogą być z politycznego nadania. Przerzucacie odpowiedzialność komisji wyborczych na ciała, które sami powołaliście.
Wówczas Emilewicz broniła się, że to przecież kolejne wybory, gdy "komisje liczą sprawnie głosy", a wyniki są publikowane szybko. Na to zareagował Piasecki, pytając, to skąd w takim razie w ogóle wątpliwości wokół wyników wyborów, jeśli wszystko poszło sprawnie. - Instytucje działają dobrze, jest prawo zgłaszać wątpliwości - odparła Emilewicz.
Na koniec wątku przeliczania głosów do Senatu, Emilewicz powiedziała: - Jest prawo zgłoszenia pytania, liczymy w tych sześciu i naprawdę, to nie jest najistotniejszy temat, który trapi dzisiaj polską demokrację.
To spotkało się z ripostą prowadzącego "Rozmowy Piaseckiego": - Przepraszam, mówiąc brzydko, to jest cholernie ważny temat. Jeśli się okaże, że ponowne liczenie głosów z politycznego nadania przyniesie inny wynik, to naprawdę będziemy mieli z demokracją wielki problem.
To nie są ludzie z politycznego nadania, mówimy o ponownym przeliczeniu głosów, naprawdę nie wpadałabym w tony histerii
- zakończyła krótko Emilewicz.