43,6 proc. - to wynik PiS w sondażu late poll pracowni Ipsos dla TVN, TVP i Polsatu. Wedle różnych wyliczeń ten wynik może się przełożyć na 239 mandatów (wedle Ipsos) albo sporo mniej - 227 (wedle prof. Jarosława Flisa), czyli nie będzie mieć większości. Słowem: PiS jest na granicy rządów samodzielnych.
Jeśli wynik PiS by spadł poniżej 231 mandatów, to partia Jarosława Kaczyńskiego ma długie i owocne tradycje w podkupywaniu ludzi z innych formacji. W nowym Sejmie PiS może kaptować posłów tak Konfederacji (w sondażu 6,4 proc.) jak i PSL-u (zwłaszcza spośród ludzi z Kukiz'15 i drugiego szeregu PSL).
PiS śladem SLD
Dotychczas najwyższym w historii wynikiem był ten SLD z 2001 r. - dokładnie 41,04 proc. Lewica wówczas była u szczytu swoich możliwości, a szybującemu wynikowi Sojuszu sprzyjała wtedy jeszcze królewska wręcz popularność Aleksandra Kwaśniewskiego, który swoją osobistą walkę w wyborach prezydenckich 2000 r. rozstrzygnął już w I turze.
Teraz PiS poprawiło wynik - zmartwychwstającej dziś - lewicy.
Wynik PiS jest historyczny, ale na Nowogrodzkiej nie świętowano hucznie. Wszyscy w PiS jednak liczą, że realny wynik będzie wyższy, a tuż po ogłoszeniu wyników sondażu exit poll byli tego wręcz pewni. Powód jest prosty: w wyborach do Parlamentu Europejskiego sondażowy wynik PiS był niedoszacowany i rósł wraz z realnie liczonymi głosami. Stąd domysł, że i tym razem będzie podobnie.
Wnioski z wyników
Na ten moment można powiedzieć, że PiS uzyska samodzielną większość, bądź będzie o włos od niej. Można z tego wyciągnąć kilka wniosków.
Po pierwsze: jeśli PiS będzie mieć choć niewielką, ale samodzielną większość, to będzie jak jest, tylko mocniej.
Po drugie: jeśli PiS-owi będzie brakować kilku posłów do samodzielnej większości, to jej sklecenie bez zawierania koalicji z inną formacją (np. Konfederacją) będzie dla Jarosław Kaczyński jednym z najważniejszych wyzwań w jego politycznym życiu.
Po trzecie: Jarosław Kaczyński, jeśli zabraknie mu kilku mandatów, bez cienia skrupułów będzie chciał kupić posłów z innych formacji: Konfederacji i PSL. Cel będzie uświęcał środki, a cena nie będzie grać roli - dla chcących się sprzedać będzie to oczywiste, więc będą licytować bardzo wysoko.
Po czwarte: konieczność zawarcia jakiejś koalicji dla zapewnienia sobie większości w Sejmie byłoby wielkim upokorzeniem dla Jarosława Kaczyńskiego. Wszyscy wiedzą, że koalicjanci PiS kończą kiepsko, więc taki alians byłby wciąż wstrząsany kryzysami.
Po piąte: PiS nie ma mocarnego mandatu społecznego.
Po szóste: bez posłów Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Porozumienia Jarosława Gowina PiS nie będzie mogło nawet myśleć o rządzeniu. A to sprawia, że Ziobro i Gowin zachowają silną pozycję w obozie prawicy.
Po siódme: silna pozycja Ziobry oznacza kontynuację - jeśli PiS zachowa władzę - najsilniejszego konfliktu wewnątrz obozu rządzącego, a więc Ziobro kontra Mateusz Morawiecki.
Po ósme: PiS nie ma w kieszeni wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, które odbędą się w maju-czerwcu 2020 r. Pierwsze 6-7 miesięcy rządów w nowej kadencji Sejmu - ktokolwiek będzie rządził - zaważy na szansach Dudy.
Po dziewiąte: sam Andrzej Duda jako kandydat PiS na prezydenta musi przekonać do siebie choć część wyborców, którzy na PiS nie głosowali, aby myśleć o reelekcji. Rezerwuarem głosów dla Dudy jest elektorat Konfederacji, a w dalszej kolejności PSL-u. Sztuką będzie więc granie na dwóch fortepianach: subtelnym z myślą o ludowych wyborach, a na agresywnym, by trafić do narodowców. Naturalną kandydatką Koalicji Obywatelskiej wydaje się dziś Małgorzata Kidawa-Błońska, a PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz. Przy genialnym wręcz wyniku PSL (według exit poll to 9,6 proc.) Kosiniak-Kamysz może śmiało powalczyć z Kidawą-Błońską o wejście do II tury i wyrosnąć na głównego wywala Dudy i najpopularniejszą postać całej opozycji.
Po dziesiąte: na ten moment nie sposób odpowiedzieć na pytanie, czy PiS utrzyma władzę czy nie. Finalnie może się okazać, że będziemy to wiedzieć dopiero po ogłoszeniu pełnych i oficjalnych wyników, czyli najpewniej we wtorek.