Konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości odbyła się w Lublinie - na ścianie wschodniej. Gwoździem programu było ogłoszenie planu podwyższenia pensji minimalnej z 2250 zł (brutto) przez 2,6 w przyszłym roku, 3 w 2021 i 4 tys. zł w roku 2024.
Plan ogłosił prezes PiS, a zachwalał go premier. Morawiecki niespodziewanie mówił też jednak, że stanie się celem dla opozycji i mediów. Podkreślał tak: - Pamiętajcie, że oni będą się posuwać do wszystkich możliwych chwytów, do tych pseudoafer. Ja na pewno okażę się jeszcze straszniejszym banksterem - na 100 proc. takim, że hej.
Mówił to w drwiącym tonie. I od razu się tłumaczył: - Wprawdzie jestem takim banksterem, który zostawił takie ciepłe życie jak w Madrycie, 20 lat nomen omen, dla przepięknej, ale zupełnie innej, służby publicznej. Ale na pewno będę w jakieś szajki międzynarodowych bankowców uwikłany. Spodziewajcie się tego. Można liczyć na media, które wspierają naszych oponentów. Na pewno. Ale nie dajmy się omamić. To właśnie jest próba zmanipulowania opinii publicznej. To jest właśnie próba omamienia, oszukania.
Następnie premier przeszedł już płynnie do stałego motywu, że na "potknięciach" PiS Polacy nie tracą, a na rządach dzisiejszej opozycji "całe społeczeństwo traci miliardy".
To ostrzeżenie ze strony premiera, że "na pewno okaże się jeszcze straszniejszym banksterem" wzbudziło zdziwienie wśród delegatów. Brzmiało to bowiem tak, jak próba uprzedzenia krytyki, która ma na niego spaść. To, co u "banksterów" wzbudza największą niechęć, to ich ogromne zarobki i majątki. Morawiecki swoim majątkiem chwalić się nie chce, a większość przepisał na żonę, więc go ujawniać nie musi.
Jedna z wersji, która ma tłumaczyć przerwanie ostatniego posiedzenia Sejmu tej kadencji, mówi, że Nowogrodzka nie chciała nawet dawać opozycji sposobności, by mówić o majątku Morawieckich.
W punkcie spornym było bowiem żądanie opozycji, aby premier przedstawił informację o ewentualnej odprawie przyznanej mu z Banku BZ WBK (obecnie Santander), którego był prezesem. To pokłosie książki Piotra Gajdzińskiego i Jakuba N. Gajdzińskiego o kulisach pracy Morawieckiego w banku. Według ich sugestii Morawiecki co prawda nie dostał odprawy z banku, ale pieniądze mogły być wpłacone na specjalne konto, którego właścicielem jest bank, a były prezes w przyszłości będzie mógł je wypłacić. Taki mechanizm jest legalny. Wedle książki może chodzić o kilka milionów złotych. Centrum Informacyjne Rządu replikowało, że "Mateusz Morawiecki nie otrzymał odprawy po odejściu ze stanowiska Prezesa Banku Zachodniego WBK".
Sejm na przerwanym posiedzeniu podjął dwie decyzje dot. majątku premiera i jego żony.
Po pierwsze: wyrzucił do kosza wniosek opozycji o informację o ewentualnej odprawie premiera. A po drugie: uchwalił ustawę nakazującą ujawnienie majątku rodziny najwyższych urzędników państwowych (a więc i żony, na którą Morawiecki przepisywał majątek). Co istotne: po formalnym podziale majątku żona Morawieckiego jest bogatsza niż sam premier, więc może to kłuć w oczy zwłaszcza biedniejszy, głosujący na PiS elektorat.
Jednak prace nad ustawą tak się ślimaczyły, że na oświadczenia przyjdzie zaczekać jeszcze parę miesięcy. - Jesteśmy gotowi w bardzo krótkim czasie uchwalić ustawę, na podstawie której będzie trzeba ujawniać także majątki współmałżonków, osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz dorosłych dzieci - tak mówił jeszcze w maju Jarosław Kaczyński. W praktyce PiS opóźniało przyjęcie ustawy, musi ją zresztą jeszcze przyjąć Senat i podpisać prezydent. Jest ona objęta 14-dniowym vacatio legis, a według zapisów osoby w niej ujęte mają 60 dni na zastosowanie się do przepisów. Niemniej udało się Nowogrodzkiej podtrzymać narrację o swojej walce o jawność majątków.
Decyzja o skróceniu posiedzenia zapadła w samym jądrze PiS. Podjął ją prezes Jarosław Kaczyński, a decyzję tę przyniósł do marszałek Sejmu Elżbiety Witek zausznik prezesa - szef klubu PiS prof. Ryszard Terlecki.
Mówi osoba z klubu PiS: - Raz na spotkaniu z posłami prezes mówił, że wszyscy widzimy się po wyborach. Śmialiśmy się wtedy, bo nie wszyscy aktualni posłowie są nawet na listach. A tu okazuje się, że Jarosław Kaczyński dotrzyma słowa, bo posiedzenie tego Sejmu będzie też po wyborach.
Ale to tylko żartobliwe wyjaśnienie. Zwoływanie posiedzenia odchodzącego już do historii Sejmu na czas tuż po wyborach to rodzaj ubezpieczenia - w razie braku stabilnej większości w nowym Sejmie, PiS będzie mogło rzutem na taśmę coś jeszcze przeforsować.
A jednym z ryzyk dla PiS w czasie kampanii - co zasygnalizował sam premier w Lublinie - jest majątek Morawieckich. Cały czas jest on owiany tajemnicą. - Bez sensu, że premier przepisał majątek na żonę tuż przed tym, jak został ministrem w naszym rządzie. Po co w ogóle było przepisywać majątek na żonę? Morawiecki i Ryszard Petru tak zrobili. Przecież wiadomo, że w polityce takie rzeczy wychodzą i jest to tylko kwestia czasu - dziwi się osoba z klubu PiS.
I dodaje: - Morawiecki był tak blisko związany z Platformą, że jakby miał coś poważnego na sumieniu, to by mu to już wyciągnęli.
Dyskusje o majątku Morawieckich na serio wybuchły, gdy "Gazeta Wyborcza" napisała, że premier Mateusz Morawiecki wraz z żoną w 2002 r. kupili 15 hektarów gruntów za 700 tys. zł od Kościoła we Wrocławiu, podczas gdy nieruchomość miała już w 1999 r. być warta prawie 4 mln zł, a obecnie - pisała "GW" - ok. 70 mln zł. Morawieccy twierdzą, że ok. 14,35 mln zł.
- I to jest przykład na to, jak się robiło wtedy interesy. Dzięki temu, że się kogoś znało - mówi nasz rozmówca z szeregów PiS. - Jeśli ktoś się nawet uczciwie dorobił, to w polskiej mentalności i tak leży zazdrość. Może będą problemy medialne z majątkiem Morawieckich, ale to jest niestety nasza polska przywara - dodaje.
Mateusz Morawiecki od początku nie chwali się majątkiem. W 2015 r., gdy objął stanowisko w rządzie PiS, zdecydował się nie publikować swojego oświadczenia majątkowego, choć był to zwyczaj wprowadzony jeszcze przez poprzedni (w 2006 r.) rząd PiS. Pod presją zmienił jednak zdanie i w styczniu 2016 r. ujawnił oświadczenie. Majątek był już jednak podzielony między niego a żonę.
Publicznie Morawiecki deklarował chęć ujawnienia majątku żony, ale nie dobrowolnie, tylko jeśli będzie taki obowiązek prawny. - Bardzo chętnie przywitałbym też takie zmiany, takie regulacje, żeby cały majątek, również współmałżonków, był prezentowany - mówił kilka miesięcy temu. - Ja nie mam prawa ujawniania majątku żony, ale jeżeli będzie taka regulacja, to zrobimy to z przyjemnością natychmiast, bo tutaj absolutnie nie mamy nic do ukrycia - deklarował.
PiS zadbało, aby jeśli już, to nie musiał tego robić przed wyborami.
Wedle ostatniego oświadczenia Morawieckiego ma on na koncie m.in. 5 mln 380 tys. zł w gotówce, dwa domy i mieszkanie.