Sędzia Przemysław Radzik, zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych, według doniesień "Gazety Wyborczej" miał być członkiem hejterskiej grupy "Kasta", która miała szukać "haków" na innych sędziów i ich szkalować. Sędzia wszystkiemu zaprzecza.
Domniemany udział w tym procederze już jednak wpływa na jego życie i pracę. W ostatnim czasie sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Anna Bator-Ciesielska odmówiła orzekania w jednym składzie z sędzią Radzikiem. Skierowała również do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) pytanie, czy jednoosobowe delegowanie sędziów przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę jest zgodne z prawem UE.
Według sędziego Przemysława Radzika takie działania są bezpodstawne i stanowią przekroczenie uprawnień. - To jest niepojęte, w dziejach Europy to się nie zdarzyło. Ja tego nie rozumiem, ja tego nie akceptuję, bo to nie jest działanie nawet godzące we mnie osobiście, co w podstawy państwa prawnego - powiedział w rozmowie z TVN 24.
Najwyraźniej jednak sędzia Przemysław Radzik czuje żal do mediów, które opisały jego domniemany udział w grupie "Kasta". - Moja matka płacze i wy macie to gdzieś. Tego wam nigdy nie zapomnę. Nigdy. Jako człowiek i jako sędzia. Nigdy. Bo żeście państwo mnie opluli, tak samo jak sędzia Bator, bez żadnego dania racji, bez niczego - podkreślił zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego. - Ja wiem, że ten program zmanipulujecie, że potniecie go, że to się nie ukaże. Mam tego pełną świadomość. I się dziwię sam sobie, że z wami rozmawiam - dodał. Materiał ukazał się w "Faktach" TVN 5 września.
Sędzia Przemysław Radzik zapowiada, że będzie dochodził swoich praw w sądzie. Zwrócił się też do sądu o zabezpieczenie, aby media, m.in. TVN i "Gazeta Wyborcza", nie mogły o nim pisać i mówić w kontekście afery Piebiaka i działalności grupy "Kasta".