Mówi sztabowiec Koalicji Obywatelskiej: - To ciekawe rozwiązanie. Na pewno bardziej nam to pomoże niż zaszkodzi. Zresztą pierwszy efekt już jest - w strukturach duża ulga, a w partii odżyła nadzieja.
- Grzegorz jest silnym i sprawnym liderem partii, ale frontman i magnes na wyborców z niego żaden. Taka prawda, nie ma co udawać i oszukiwać rzeczywistości - przyznaje w rozmowie z Gazeta.pl warszawski polityk KO. I dodaje: - Ta zmiana była konieczna.
Była konieczna, bo w Platformie nie od dziś wiadomo, że wizerunek Schetyny mocno ciąży partii i całej opozycji. Potwierdzają to kolejne sondaże zaufania do polityków. W lipcowym badaniu CBOS przewodniczącemu PO nie ufało aż 47 proc. Polaków (najgorszy wynik w stawce). Zaufanie deklarowała niespełna jedna czwarta (23 proc.) badanych. Dla porównania, Jarosławowi Kaczyńskiemu, który od miesięcy poprawia swoje wyniki w tego rodzaju rankingach, ufało 44 proc. rodaków. Nie ufało - 39 proc. Co gorsze dla Schetyny, lepszy od niego okazał się nie tylko prezes Prawa i Sprawiedliwości. Szef Platformy przegrał też wyraźnie z innymi liderami opozycji - Pawłem Kukizem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Robertem Biedroniem.
Negatywnego odbioru nie sposób zrzucić na karb błędu tej czy innej sondażowni. W sierpniowym badaniu IBRiS dla Onetu wyniki Schetyny są jeszcze gorsze - nie ufa mu aż 66 proc. respondentów (gorszy wynik uzyskał jedynie Janusz Korwin-Mikke), ufa zaledwie 17,2 proc. Nic dziwnego, że - jak pisał niedawno tygodnik "Wprost" - zatrudniona przez Platformę firma consultingowa zaordynowała natychmiastowe schowanie Schetyny do drugiego albo trzeciego szeregu, ponieważ wizerunkowo szkodzi swojemu obozowi.
Ze 'Schetem' największy problem był taki, że nawet nasz elektorat reagował na niego alergicznie. Na wszystkich spotkaniach w 'terenie' ludzie o tym mówili
- zauważa nasz rozmówca ze sztabu Koalicji Obywatelskiej.
O tym, jak dużą wagę dla Platformy miał zabieg z "Premier Jutra" - takim hasłem PO promuje Kidawę-Błońską - niech świadczy fakt, że wszystko było utrzymane w tajemnicy do samego końca. Z informacji Gazeta.pl wynika, że w plan Schetyny nie zostali wprowadzeni nawet sojusznicy Platformy w Koalicji Obywatelskiej.
- Nie wiem, jak mogliśmy na to wcześniej nie wpaść. Przecież to takie oczywiste - żartował z politycznej roszady sam Schetyna, gdy przedstawiał swoją podwładną jako nową kandydatkę KO na premiera. - Trzeba słuchać ludzi, naprawdę trzeba słuchać ludzi - podkreślił. To samo w rozmowie z "Super Expressem" przyznał wiceszef PO Borys Budka:
Po prostu wyciągnęliśmy wnioski z dwóch miesięcy rozmów z Polakami. A Polacy oczekują, że premierem zostanie osoba, która będzie łączyć i nawet druga strona nie jest w stanie jej zaatakować, bo pani marszałek jest osobą koncyliacyjną
Poseł Budka ma dużo racji, bo jeśli przeanalizować pierwsze reakcje i wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy na ruch Schetyny, od razu rzuca się w oczy, że o niej samej złego słowa nie mówią. Nawet partyjny "pistolet", jakim jest wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki nie był w stanie zmieszać z błotem byłej rzeczniczki prasowej rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz.
- Myślę, że pani marszałek nie bardzo nadaje się na reprezentowanie partii, która opiera swój wizerunek na ataku. Myślę, że mentalnie bardziej pasuje do PiS niż do PO - stwierdził w rozmowie z Polskim Radiem 24. Trudno o większy komplement z ust polityka partii rządzącej.
W rozmowie z Gazeta.pl europoseł PiS-u Adam Bielan jako "oczywiste zalety" Kidawy-Błońskiej wymienia to, że "jest osobą powszechnie lubianą i szanowaną". - Pani marszałek jest osobą sympatyczną i bezkonfliktową - dodaje Radosław Fogiel, mazowiecki radny i zastępca rzecznika prasowego PiS-u. Zaznacza jednak, że "od wielu agresywnych czy wręcz hejterskich zachowań swojej partii nigdy się nie odcięła". - To trochę rzutuje na tak zachwalaną dziś koncyliacyjność - ocenia.
Pozbycie się kłopotliwego wizerunku Schetyny z pierwszej linii kampanijnego frontu i stworzenie problemu dla PiS-u w postaci powszechnie lubianej polityk to tylko dwie zalety nominacji Kidawy-Błońskiej, o których mówią działacze, politycy i sztabowcy Koalicji Obywatelskiej. W zmianie twarzy kampanii upatrują też szansy na przejęcie, przynajmniej na jakiś czas, inicjatywy w wyborczym wyścigu. Postawienie sztabowców PiS-u z trudnym położeniu.
Dla PiS-u to też niełatwe zadanie, bo dam sobie rękę uciąć, że mieli przygotowaną kampanię pod Schetynę, żeby w niego nawalać. a tu klops - uderzyć w Kidawę będzie im dużo trudniej, chociaż na pewno spróbują
- mówi nam jeden z polityków Nowoczesnej.
- Dużo ciężej będzie zaatakować czy ośmieszyć ją niż Grzegorza - nie kryje satysfakcji inny zwolennik roszady z Kidawą-Błońską. - Szanują ją nawet politycy PiS-u. Prorządowe media na pewno coś jej wyciągną, ale każdemu można coś na siłę "przypiąć". Nie będzie tego dużo, bo po prostu nie ma na to materiału. O to chodziło! - dorzuca.
- To dobry ruch. Jeśli zostanie umiejętnie opakowany wizerunkowo, może się nawet okazać, że bardzo dobry - dodaje kolejny z naszych rozmówców z Koalicji Obywatelskiej, współautor niejednej kampanii wyborczej. Jak twierdzi, przekaz tej zmiany jest jasny.
Schetyna posypał głowę popiołem, uznał swoje słabości jako lider i wyżej niż własne ambicje postawił interes opozycji
- ocenia.
Dodaje, że budząca pozytywne emocje wśród wyborców wicemarszałek Sejmu daje realną szansę na przyciągnięcie umiarkowanego, centrowego elektoratu, który wcześniej albo się wahał, na kogo zagłosować, albo planował pozostać w domu. Przede wszystkim jednak maksymalizuje zyski wśród wyborców KO. - Platforma wie, gdzie jest silna, a gdzie słaba. Kidawa nie ma walczyć o głosy wsi, tylko zmaksymalizować zyski w miastach, gdzie Koalicja Obywatelska jest najsilniejsza - słyszymy w partii.
W kampanii parlamentarnej Koalicja Obywatelska mocno postawiła na objazd Polski, spotkania z wyborcami, ciężką pracę w "terenie". Kluczem do sukcesu są tu dobre zdolności interpersonalne, a to kolejna przewaga Kidawy-Błońskiej nad Schetyną.
Jeśli mam być szczery, to jedna z niewielu osób z tej politycznej "pierwszej ligi", która nie stworzyła muru, kiedy się poznawaliśmy
- mówi nam polityk młodego pokolenia KO, który zna nową kandydatkę Koalicji na premiera.
Chociaż wysunięcie Kidawy-Błońskiej do pierwszej linii ma kilka niezaprzeczalnych zalet, nawet w samej Platformie nikt ich nie przecenia i nie oczekuje, że dzięki nowej kandydatce na premiera Koalicja Obywatelska zdetronizuje Zjednoczoną Prawicę. Bo prawda jest taka, że nowa liderka opozycji ma też kilka wad, których w KO są świadomi, a które wykorzystać z pewnością będzie chciało PiS.
Jako polityk niebudzący kontrowersji, pani marszałek jest w pewien sposób "przezroczysta" i wypromowanie jej to zadanie na znacznie dłuższy czas niż pięć tygodni, które zostały nam do wyborów
- ocenia europoseł PiS-u Adam Bielan.
Część naszych rozmówców z Koalicji Obywatelskiej jest podobnego zdania. Nieco ponad miesiąc, który został do wyborów to mało, żeby maksymalnie wykorzystać zmianę i wypromować nową kandydatkę na premiera w elektoracie. Wielu polityków i dziennikarzy porównuje zabieg z Kidawą-Błońską do sytuacji Beaty Szydło sprzed czterech lat. Jeden z naszych rozmówców nazywa to "nieporozumieniem".
Szydło miała za sobą świetną i zakończoną sukcesem kampanię Dudy, była wiceszefową partii, ekspertką PiS-u od finansów. Cały czas szła w górę, aż została kandydatką na premiera
- argumentuje.
Zauważa też, że Szydło na pierwszej linii była przez wiele miesięcy, dzięki czemu PiS mogło dobrze przygotować i sprawnie zrealizować projekt "Premier Szydło". Sztab fachowców Koalicji Obywatelskiej nie będzie miał takiego luksusu.
Nasi rozmówcy wskazują, jak Kidawa-Błońska wypada w mediach - bez wyrazu, zbyt defensywnie, nie unika wpadek (jak choćby ta z 2014 roku w RMF FM, gdy pytana o zniknięcie 19 mld zł z OFE stwierdziła, że nie wie, gdzie są, ale na pewno w dobrych rękach).
Inna sprawa, która w kontekście Kidawy-Błońskiej niepokoi sztabowców Koalicji Obywatelskiej, to sfera merytoryczna. Znana ze swojego zamiłowania do kultury wicemarszałek Sejmu nie jest kojarzona z żadną konkretną dziedziną funkcjonowania państwa. Nie ma w tym obszarze specjalistycznej wiedzy, która byłaby teraz dla niej cennym atutem.
Przecież ona tak naprawdę nie interesuje się, nie żyje polityką. To pani z wyższych sfer, która dla prestiżu została posłem
- opowiada nam jej były współpracownik. - Pamiętam liczne spotkania z nią. Na dwie czy trzy godziny rozmów, o polityce gadaliśmy może kwadrans. Resztę czasu o filmach, książkach, kulturze, sztuce, bo to ją naprawdę interesuje - wspomina.
Kwestią czasu jest, kiedy PiS zacznie atakować Kidawę-Błońską za pochodzenie i kreować ją na wspomnianą panią z wyższych sfer. Podobnego zabiegu próbowano podczas wyborów prezydenckich w Warszawie przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu. O ile w stolicy zakończyło się to spektakularną klęską (specyfika struktury elektoratu w Warszawie), o tyle w skali całego kraju raczej Koalicji Obywatelskiej nie pomoże, bo większość wyborców zamieszkuje wsie i małe miasta.
Do tej pory nie dała się poznać jako osoba, która się wywyższa - może być z wyższych sfer czy z elity, ale szanuje ludzi, a według mnie to jest ważniejsze niż pochodzenie
- uspokaja jeden z naszych rozmówców.
Jest też wreszcie kwestia konsekwencji. Opozycja przez cztery lata ostro krytykowała prezesa Kaczyńskiego za wysunięcie w 2015 roku dwójki figurantów - Andrzeja Dudy i Beaty Szydło - którymi ich zdaniem sterował i steruje z tylnego siedzenia. Wysuwając kandydaturę Kidawy-Błońskiej, Koalicja Obywatelska naraża się na ostrą kontrę ze strony obozu władzy. Dokładnie w tym samym duchu, w którym sama przez cztery lata punktowała Nowogrodzką.
Politycy Koalicji, których o to pytamy, w większości tłumaczą, że pełniąc liczne funkcje państwowe w przeszłości pani marszałek udowodniła swoją podmiotowość. Jeden z naszych rozmówców zwraca jednak uwagę na coś innego, a mianowicie na układ sił tak w samej Platformie, jak i w całej opozycji.
W Platformie jest bardzo wiele bardzo różnych środowisk. Jeśli uznają, że mogą poszerzyć wpływy i utrącić 'Scheta', dzięki 'pompowaniu' Kidawy, zrobią to bez mrugnięcia okiem
- analizuje.
Jego zdaniem, kluczowy jest też powyborczy układ sił na scenie politycznej. Jeśli PiS nie będzie w stanie samodzielnie rządzić ani nawet zbudować koalicji, do głosu dojdzie dzisiejsza opozycja. Jeśli zachowa jedność, pojawi się szansa na odzyskanie władzy. - Wtedy Schetyna nie miałby takiego komfortu kontrolowania Kidawy, jaki miał Kaczyński w przypadku Szydło. To by po prostu nie przeszło - tłumaczy.
Wnioskując po wynikach sondaży, szanse na odzyskanie władzy przez Platformę są jednak małe. To oznacza, że Kidawa-Błońska będzie prawdopodobnie twarzą przegranej. Od tego, jaki ostatecznie wynik osiągnie Koalicja Obywatelska może zależeć, czy wicemarszałek Sejmu wyjdzie z tej misternej operacji mocno poobijana czy może politycznie wzmocniona.
Kidawa jest bezpieczna - bez swojej frakcji, bez pokaźnej grupy swoich ludzi i (przynajmniej na razie) bez wielkich politycznych i partyjnych aspiracji
- wybór Kidawy-Błońskiej tłumaczy nam polityk Platformy.
- Gdyby pani marszałek rzeczywiście została premierem, jej pozycja i wpływy w obozie samej Platformy bardzo by wzrosły. Stałaby się dla Schetyny potencjalnym zagrożeniem - zauważa w rozmowie z Gazeta.pl europoseł PiS-u Adam Bielan.
Radosław Fogiel w ogóle nie wierzy w to, że w takiej sytuacji Schetyna pozwoliłby Kidawie-Błońskiej objąć fotel premiera.
Zbyt dużo przeszedł i zbyt długo czekał, żeby odpuścić. To zasłona dymna na czas kampanii. Gdyby Koalicja Obywatelska faktycznie miała tworzyć rząd, jestem przekonany, że nie wypuściłby premierostwa z rąk
- ocenia.
Rozmawiając o wystawieniu Kidawy-Błońskiej z działaczami i politykami Platformy często powraca argument, że dla Schetyny to swoista poduszka bezpieczeństwa. Przede wszystkim, zdejmuje z niego ryzyko porażki w Warszawie w bezpośrednim starciu z Jarosławem Kaczyńskim, co wizerunkowo wyglądałoby dla Platformy tragicznie. Po drugie, w razie niezadowalającego wyniku szef PO może zechcieć "podzielić się" porażką z wicemarszałek Sejmu. W kontekście wyborów szefa Platformy, w których Schetyna chce za wszelką cenę przedłużyć swoje panowanie w partii, nie można wykluczyć takiego scenariusza. Jednak tego rodzaju kalkulacje po 13 października mogą wziąć całkowicie w łeb.
- Jeśli przegramy wybory, to nikt w Platformie nie kupi bajki pt. "To nasza wspólna klęska, moja i Małgosi" - zaznacza polityk Koalicji Obywatelskiej dobrze znający zarówno Schetynę, jak i Kidawę-Błońską. - W Platformie są starzy polityczni wyjadacze. Jeśli po przegranych wyborach zapadnie wyrok na Schetynę, to zasłanianie się Kidawą na pewno go nie uratuje.