Neofici, polityczni recydywiści, rodziny polityków i celebrytów. Egzotyczne listy do Sejmu i Senatu

Ostateczny termin rejestracji list do Sejmu i Senatu minął o północy z 3 na 4 września. Największe komitety ochoczo sięgnęły po kandydatury niezrozumiałe albo wręcz osobliwe.
Zobacz wideo

Proces tworzenia list to zawsze najbardziej emocjonująca część każdej kampanii wyborczej. Zaskakujące transfery, burzliwe rozstania i spektakularne powroty są wówczas codziennością. Nie inaczej jest w przypadku trwającej kampanii parlamentarnej. Na listach największych komitetów nie brakuje nazwisk, których - delikatnie mówiąc - nie spodziewalibyśmy się tam zobaczyć. 

Morawiecki senior i ludzie z przeszłością 

Jednym z nich jest na pewno były już marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Chociaż wylatał setki godzin rządowymi samolotami i śmigłowcami na koszt państwa, to nie wyleciał z list Zjednoczonej Prawicy. Co więcej, w ramach kary nie zdegradowano go nawet na którąś z niższych pozycji. Kuchciński nadal otwiera listę "dobrej zmiany" w Krośnie. Prezes Jarosław Kaczyński najwyraźniej nie widzi w tym problemu. - Podda się weryfikacji wyborców i będzie to najbardziej demokratyczna metoda oceny jego osoby - oświadczył podczas konferencji prasowej, na której Kuchciński zapowiedział złożenie dymisji

Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski. Zdjęcie ilustracyjneMarek Kuchciński i Stanisław Karczewski. Zdjęcie ilustracyjne Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

W nadchodzących wyborach o miejsce w Senacie z ramienia rządzących będzie się starał ojciec premiera - Kornel Morawiecki. Wystartuje w okręgu nr 59, który swoją siedzibę ma w Białymstoku. Dla "dobrej zmiany" to spore obciążenie wizerunkowe. Morawiecki senior znany jest ze swoich prokremlowskich wypowiedzi, które nieraz ściągały już gromy także na głowę jego syna. Potrafił stwierdzić m.in., że "to nie do końca prawda, że Rosja napadła Ukrainę" (Polsat News) albo że wojna na Ukrainie "to w pewnym sensie wojna domowa, zderzenie dwóch racji" ("Do Rzeczy"). 

Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski. Zdjęcie ilustracyjneJAKUB PORZYCKI

Jesienią 2018 roku od poglądów ojca jednoznacznie odciął się w wywiadzie dla tygodnika "Do Rzeczy" sam szef rządu. - Bardzo kocham mojego ojca, ale kompletnie się z nim nie zgadzam. Jego poglądy w moim odczuciu są błędne i niewłaściwe - ocenił. Senior rodu Morawieckich wie o tym, ale niespecjalnie się tym przejmuje. Już wcześniej stwierdził bowiem: "Prezes Jarek mówił mi, że szkodzę Mateuszowi. (...) Mateusz się myli i Jarek się myli, poszerzam elektorat, otwieram ludzi na sprawę rosyjską i uważam, że to jest bardzo ważna sprawa"

Prorosyjskie sympatie to niejedyny problem 78-latka. Wciąż ciągnie się za nim afera z 198 podpisami zmarłych osób, które pod listami wyborczymi Wolnych i Solidarnych (partia, której przewodzi Morawiecki - przyp. red.) jesienią zeszłego roku zebrali pełnomocnicy partii. Państwowa Komisja Wyborcza je odrzuciła, a Morawiecki senior ratował się... unieważnieniem pełnomocnictw jedenastu osobom "z powodu zaniechań bądź szkodliwych działań w procesie tworzenia i rejestracji list partii Wolni i Solidarni w wyborach samorządowych". Reputacji Morawieckiego nie poprawiła publikacja tygodnika "Polityka", wedle którego największy wpływ na Morawieckiego seniora mają ludzie znajdujący się w sferze zainteresowań rosyjskich specsłużb ludzie związani z Mateuszem Piskorskim - liderem prokremlowskiej partii Zmiana zatrzymanym w 2016 roku przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem szpiegostwa na rzecz cywilnego wywiadu Rosji i Chin

Morawiecki senior nie jest jedynym politycznym nabytkiem z Kukiz'15. Na listach do Sejmu partii rządzącej znaleźli się też dwaj narodowcy - posłowie Adam Andruszkiewicz i Sylwester Chruszcz. Chruszcz to były członek rady decyzyjnej Ruchu Narodowego oraz współzałożyciel (wraz ze wspomnianym już Mateuszem Piskorskim oraz Zygmuntem Wrzodakiem) Stowarzyszenia Zmiana. Od 2018 roku jest również prezesem stowarzyszenia Endecja. Dużo bogatszą i ciekawszą polityczną kartę zapisał Andruszkiewicz, który od stycznia 2019 roku jest wiceministrem cyfryzacji. W przeszłości był m.in. prezesem Młodzieży Wszechpolskiej i członkiem Ruchu Narodowego.  

Adam Andruszkiewicz podczas antyimigranckiej demonstracji w Białymstoku, 2016 rokAdam Andruszkiewicz podczas antyimigranckiej demonstracji w Białymstoku, 2016 rok Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl

Za Andruszkiewiczem ciągną się dwie afery. Pierwsza to sprawa tzw. kilometrówek - jako poseł tylko w 2016 roku Andruszkiewicz pobrał z publicznej kasy blisko 40 tys. zł na paliwo, chociaż nie posiada samochodu ani prawa jazdy; gdy sprawę nagłośniły media obiecał opublikować wykaz swoich służbowych podróży uzasadniający taki wydatek, ale nigdy tego nie zrobił). Druga sprawa dotyczy reportażu "Superwizjera" z lutego 2019 roku. Dziennikarze zarzucili wiceministrowi cyfryzacji, że przed wyborami samorządowymi w 2014 roku kierowana przez niego młodzież Wszechpolska fałszowała podpisy na listach poparcia. Materiał "Superwizjera" pokazał również, że śledczy z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku chcieli postawić politykowi zarzut kierowania fałszowaniem podpisów na listach poparcia wyborców, jednak taki ruch zablokowali ich zwierzchnicy. 

Na senackich listach Zjednoczonej Prawicy kontrowersyjną kandydaturą nie jest bynajmniej tylko ojciec premiera. Zaskakująca jest też obecność w tym gronie byłego (za pierwszych rządów PiS-u) wiceszefa MSWiA Marka Surmacza (startuje do Senatu z Gorzowa Wielkopolskiego). Szerszej publiczności mógł zapisać się w pamięci dwiema decyzjami. To on przed laty wysłał do pociągu, którym jechała głodna wiceminister pracy Elżbieta Rafalska, policjantów z hamburgerami. To także on za pierwszego rządu PiS-u zaordynował, żeby policjanci odwieźli do Siedlec jednego z ministerialnych urzędników. Niestety w drodze powrotnej funkcjonariusze zginęli w wypadku, a wokół MSWiA rozpętała się - zresztą zupełnie słusznie - afera. Druga niespodziewana kandydatura to Jacek Włosowicz (do Senatu kandyduje z okręgu podkieleckiego) - skarbnik Solidarnej Polski, którego nazwisko przewija się w sprawie defraudacji przez partię Zbigniewa Ziobry środków z Parlamentu Europejskiego (śledztwo w sprawie trwa od 2016 roku i publikacji "Newsweeka", który nagłośnił sprawę). 

Prezes Kaczyński kształtem list udowadnia, że Zjednoczona Prawica nie zamyka drzwi nawet przed ludźmi, którzy z różnych powodów w przeszłości zawiedli Nowogrodzką. Jednym z przykładów jest Cezary Jurkiewicz, szef klubu warszawskich radnych PiS-u. Dużo mocniej znany jest jednak ze swojego wkładu w prace Polskiej Fundacji Narodowej (PFN). Wszak to on był jej prezesem w czasie pamiętnej kampanii billboardowej wymierzonej w sędziów. Akcja kosztowała ponad 8,5 mln zł i, jak się później okazało, była sprzeczna ze statutem organizacji. Już po tym, gdy Jurkiewicza zdegradowano na wiceprezesa PFN (lipiec 2018 roku), fundacja przegrała w sądzie skierowaną tam przez stołeczny ratusz sprawę dotyczącą feralnej kampanii. Był wrzesień 2018 roku. W uzasadnieniu wyroku sąd uznał: "Zdaniem sądu podejmowane w trakcie tej kampanii działania nie tylko nie promują i nie chronią wizerunku Rzeczypospolitej, a wręcz przeciwnie - znacznie go osłabiają, kreując oparty na jednostkowych przypadkach negatywny obraz władzy sądowniczej". Fundacja złożyła apelację od wyroku, ale nie przyniosła ona skutku. 

Cezary Jurkiewicz (PiS), prezes Polskiej Fundacji Narodowej podczas czerwcowej inauguracji programu pomocy wybitnym młodym sportowcom Team 100Cezary Jurkiewicz (PiS), prezes Polskiej Fundacji Narodowej podczas czerwcowej inauguracji programu pomocy wybitnym młodym sportowcom Team 100 FOT. KUBA ATYS

Innym politycznym recydywistą, którego prezes Kaczyński powoli przywraca do łask, jest Bogdan Pęk. Radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego ubiega się o mandat posła z 23. miejsca na krakowskiej liście Zjednoczonej Prawicy. Wyborcy mogą kojarzyć go z pewnej niezręcznej sytuacji. W lipcu 2015 roku sfotografowano go, jak leży krzyżem w poprzek korytarza w hotelu sejmowym. Sam zainteresowany zapewniał, że nie pamięta, jak stracił kontakt z rzeczywistością. Mówił, że zasłabł, zasłaniał się problemami ze zdrowiem. - Po prostu zasłabłem, na piątym piętrze hotelu sejmowego przed pokojem. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było - tłumaczył w rozmowie z "Super Expressem". Po latach nieco zmienił wersję wydarzeń. - To nieszczęsne zdjęcie, na którym leżę w korytarzu sejmowym, to zbieg okoliczności. Po prostu zasłabłem wtedy w tym korytarzu. Tam było prawdopodobnie 50 stopni ciepła, to była jedenasta w nocy, to było w zamkniętym terenie hotelu sejmowego w dzień, w którym nie odbywało się posiedzenie ani Sejmu ani Senatu. No i nagle moje zdjęcie znalazło się we wszystkich publikatorach - już po znalezieniu się na listach wspominał w rozmowie z Polskim Radiem 24

Bogdan PękBogdan Pęk Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Warto przypomnieć, że radny Pęk to ojciec Marka Pęka, obecnego wicemarszałka Senatu z ramienia PiS-u. Jednak nie tylko on może działać dla "dobrej zmiany" wraz ze swoim ojcem. Szansę ma na to również prezydent Andrzej Duda, którego ojciec Jan stara się o mandat senatora w Krakowie. Ojciec głowy państwa słynie z ultrakonserwatywnych poglądów i wypowiedzi. - Kobiety inaczej postrzegają priorytety, co dla mężczyzny jest często trudne. Moją małżonkę przez 30 lat próbowałem zrozumieć, po czym zrezygnowałem i zacząłem być naprawdę szczęśliwy - stwierdził w czerwcowym wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej". W tej samej rozmowie zaznaczył, że rozwody nie powinny być możliwe, a "kryzys męskości wynika z przesadnej emancypacji kobiet". 

Jachira i krewni celebrytów 

Na listach Koalicji Obywatelskiej bezsprzecznie największe emocje wywołała kandydatura Klaudii Jachiry - blogerki, która słynie z mocno antyrządowych poglądów i wymierzonych w PiS aktywności w mediach społecznościowych. Nowogrodzkiej podpadła szczególnie mocno, gdy w jednym z opublikowanych w sieci filmików stwierdziła, że "istotą funkcjonowania" PiS-u "było dostarczanie młodych mężczyzn Jarosławowi  Kaczyńskiemu". Na innym materiale wbija szpilki... gumowej kaczce, a na jeszcze kolejnym zapewnia, że "Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców".  

Klaudia JachiraKlaudia Jachira KRZYSZTOF ĆWIK

Gdy informacja o tym, że Jachira wystartuje do Sejmu w Warszawie (13. miejsce na liście KO) ujrzała światło dzienne i wywołała wiele krytycznych reakcji (nie tylko przedstawicieli prawej strony), blogerkę w obronę wziął m.in. rzecznik prasowy Platformy Jan Grabiec. - Wypowiedzi Klaudii Jachiry nigdy nie przekroczyły poziomu żenady, którą przekroczyli posłowie PiS. (...) Myślę, że ona wyraża pogląd generalnie młodego pokolenia na to, co się dzisiaj dzieje w Polsce - zapewnił w rozmowie z Polską Agencją Prasową.  

Uznanie dla działalności Jachiry płynie zresztą z samej góry. Podczas prezentacji list Koalicji Obywatelskiej z uznaniem wypowiadał się o niej sam Grzegorz Schetyna. - Chciałbym podziękować przyjaciołom. Tym wszystkim, którzy wspierali nas w budowaniu list i w budowaniu koalicji, ale także wspierać nas będą w trakcie wyborczej kampanii. (...) Chciałem podziękować Klaudii Jachirze, która wspiera nas i będzie wspierać, i będzie kandydować z naszych list - mówił wówczas przewodniczący Platformy. 

Do niecodziennej sytuacji doszło w województwie zachodniopomorskim. To polityczne królestwo posła Stanisława Gawłowskiego, jednego z najbliższych ludzi Grzegorza Schetyny. Miejsce byłego sekretarza generalnego Platformy na czele listy Koalicji Obywatelskiej wydawało się pewne, jednak wszystko pokrzyżowały zarzuty korupcyjne wobec polityka (z ich powodu spędził nawet kilka miesięcy w areszcie). Z czasem Gawłowski zaczął coraz mocniej ciążyć partii-matce, więc na liście do Sejmu ze swojego Szczecina się nie znalazł. Zamiast tego planował wystartować z własnego komitetu do Senatu. Rzecz jasna, z cichym przyzwoleniem, a nawet poparciem PO. Rzecz w tym, że z jego okręgu do izby wyższej parlamentu startować chciał także obecny senator Piotr Zientarski. W regionie doszło do walki buldogów pod dywanem - opisywaliśmy ją niedawno na łamach Gazeta.pl - w wyniku której Platforma tak przemodelowała listy do Sejmu i Senatu w Zachodniopomorskiem, żeby Gawłowski nie miał w swoim okręgu w walce o Senat konkurenta z opozycji

Stanisław GawłowskiStanisław Gawłowski Fot. Łukasz Węgrzyn / Agencja Wyborcza.pl

Platforma, podobnie jak PiS, wynagradza wiernych działaczy i sympatyków. Dowodem na to jest m.in. Krzysztof Luft. To były rzecznik prasowy rządu Jerzego Buzka, a nie tak dawno (lata 2010-16) członek zarządu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Z KRRiT wymiotła go jednak "dobra zmiana". Od tego czasu lwią część swojej energii Luft poświęca na monotematyczne dogryzanie PiS-owi w mediach społecznościowych (przede wszystkim na Twitterze).  

Krzysztof LuftKrzysztof Luft &Fot. Franciszek Mazur / Agencja Wyborcza.pl

Spore zaskoczenie wśród elektoratu Platformy wywołało to, że "jedynką" na poznańskiej liście do Sejmu została Joanna Jaśkowiak. Zawodowo - notariuszka i radna Sejmiku Województwa Wielkopolskiego; prywatnie - żona prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka. Dlaczego akurat ona? Z nieoficjalnych rozmów wynika, że Koalicja Obywatelska miała wielki problem ze wskazaniem "jedynki" w Poznaniu. Szef regionalnych struktur, poseł Rafał Grupiński, okazał się za mało wyrazisty i rozpoznawalny. Z kolei młody poseł Adam Szłapka, sekretarz sztabu wyborczego KO, to człowiek Nowoczesnej, więc oddanie mu tak prestiżowego miejsca byłoby dla PO siarczystym policzkiem. Stanęło na Jaśkowiak, która w zeszłorocznych wyborach samorządowych zdobyła ponad 30 tys. głosów, chociaż startowała ze słabego 7. miejsca. Poza tym jest kobietą, co w centrolewicowym Poznaniu ma być dodatkowym atutem. O jej wyrazistość politycy Platformy też nie muszą się bać. Wszak polityczną rozpoznawalność zdobyła dzięki ostremu wystąpieniu na Placu Wolności podczas Strajku Kobiet. Stwierdziła wówczas, że "jest wkurw****" na rządy PiS-u. Za swoją tyradę została ukarana przez sąd karą tysiąca złotych grzywny. 

W jesiennych wyborach na listach Koalicji Obywatelskiej celebrytów jest mniej niż w przeszłości. Można za to znaleźć na nich bliskich krewnych tychże celebrytów. I tak w okręgu gdyńsko-słupskim 18. miejsce otrzymał Jaromir Szroeder, działacz kulturalny i założyciel teatru Dialogus. Jego córką jest znana piosenkarka Natalia Szroeder. Na drugim końcu Polski, z Nowego Sącza, do Sejmu startuje za to Jan Karpiel-Bułecka, muzyk i architekt, a także brat popularnego piosenkarza Sebastiana Karpiel-Bułecki. Obaj bez doświadczenia samorządowego czy politycznego, za to ze znanymi (zwłaszcza w regionie) nazwiskami. 

PZPR i nie tylko 

Zjednoczona lewica otworzyła szeroko drzwi dla zepchniętych na margines wielkiej polityki byłych działaczy PZPR. Mowa oczywiście o zasłużonych ludziach SLD. Ci otwierają listy do Sejmu w kilku okręgach - Robert Kwiatkowski w Toruniu, Joanna Senyszyn w Gdyni, Marek Dyduch w Wałbrzychu. Jeśli tzw. Pakt Senacki nie doszedłby do skutku, pewny miejsca na senackiej liście Lewicy jest także inny SLD-owski prominent z przeszłości - Jerzy Jaskiernia. - Spotkały się trzy pokolenia lewicy, które połączyła chęć zmiany. Nasza lista jest wielokulturowa, wieloregionalna - zachwalał konstrukcję list szef sztabu Lewicy Robert Biedroń. 

Joanna SenyszynJoanna Senyszyn Fot. Agencja Wyborcza.pl

Jednak dla innego z koalicjantów, Partii Razem, był to niezwykle twardy orzech do zgryzienia. Do tego stopnia, że część działaczy (w tym dwunastu z 35 członków Rady Krajowej partii) wystąpiła z partii, nie widząc możliwości startowania z list KW SLD i to w towarzystwie byłych działaczy PZPR.  
O towarzystwie dawnych pezetpeerowców mówił nie tak dawno w rozmowie z Gazeta.pl jeden z liderów Razem - Adrian Zandberg. - Nie będę udawać, że jesteśmy identyczni, bo byłbym śmieszny. Bylibyśmy równie śmieszni, gdybyśmy udawali, że niczym się nie różnimy - ocenił. I dodał: - Jeśli nie uznamy tych różnic, to Platforma po wsze czasy będzie rozgrywać wszystkie środowiska na lewo od siebie. A ja mam serdecznie dosyć bycia rozgrywanym przez Grzegorza Schetynę. Nie piszę się na taki scenariusz. 

Jednak na listach Lewicy emocje budzą nie tylko nominaci SLD. Równie duże poruszenie wywołała dwójka polityków Wiosny. Pierwszym jest Patryk Janczewski - to sekretarz sztabu Lewicy i "dwójka" w okręgu kalisko-leszczyńskim. Jego wysokie miejsce ostro skrytykował były premier i były szef SLD Leszek Miller, wytykając, że jego "jedyną kwalifikacją jest asystentura przy Robercie Biedroniu" i nazywając Janczewskiego "człowiekiem, który nie ma żadnych kompetencji".  

Na przywiezioną "w teczce" kandydaturę Janczewskiego fatalnie zareagowały także lokalne struktury Wiosny, które ostro skrytykowały takie posunięcie. Koordynatorka kaliskich struktur partii, Kalina Michocka, zrezygnowała nawet z członkostwa w Wiośnie, pisząc na Facebooku: "To jasny jak światło latarni morskiej sygnał, że statek zwinął już wszystkie żagle, lokalne struktury to zbędny balast, a kapitan przewidział limit miejsc w szalupie ratunkowej i okręg kaliski się nie załapał". W jej ślady poszedł inny z ważnych działaczy Wiosny - Mikołaj Pancewicz, kandydat partii Biedronia do europarlamentu w wiosennych wyborach. "Lewicy życzę jak najlepiej, ale wbrew moim nadziejom, to Wiosna okazała się najbardziej patologiczną partią w tej koalicji" - wyjaśnił swoją decyzję. 

Poważne wątpliwości budzi też kandydatura Moniki Pawłowskiej - "jedynki" Lewicy w okręgu chełmskim i koordynatorki Wiosny w Lublinie. To ona była negatywną bohaterką afery mobbingowej w Wiośnie, która wybuchła na początku tego roku. Po nagłośnieniu sprawy przez media, sprawą zajął się sąd koleżeński Wiosny. Po zbadaniu sprawy ocenił, że zachowanie Pawłowskiej rzeczywiście było niestosowne (otrzymała za nie karę upomnienia), ale nie nosiło znamion mobbingu. Nastoletniego Przemysława Stefaniaka, który oskarżał o rzeczony mobbing, to jednak nie przekonało. Na Facebooku zapowiedział, że rozważa złożenie pozwu cywilnego przeciwko Pawłowskiej. Sama zainteresowana sprawę pozwu w rozmowie z Onetem nazwała "absurdalną" i zapewniła, że jej pozycja w Wiośnie wskutek afery nie ucierpiała. Na pytanie, czy nadal cieszy się "pełnym poparciem" Roberta Biedronia, odparła: "Oczywiście". 

Monika PawłowskaMonika Pawłowska Fot. UM Lublin

Więcej o: