Emilia Sz. ujawnia, ile miała otrzymać za pomoc w atakach na sędziów. "Nie miałam kontaktów z Ziobrą"

3-4 tysiące złotych - tyle miała otrzymać Emilia Sz. od sędziów, którzy inspirowali ataki na swoich kolegów. Tak wynika z jej relacji. "Emi" opowiedziała też "Super Expressowi", że "nie miała kontaktów ze Zbigniewem Ziobrą".
Zobacz wideo

Emila Sz., jedna z głównych bohaterek afery Piebiaka w Ministerstwie Sprawiedliwości, zabrała głos w sprawie kwot, jakie miała otrzymywać za dostarczanie informacji na temat "niepokornych sędziów" albo rozsiewanie na ich temat plotek.

Jak powiedziała "Super Expressowi", pieniądze miały do niej trafiać od sędziego Arkadiusza Cichockiego, jednego z członków grupy "Kasta", która zajmowała się systemową krytyką sędziów niezwiązanych z "dobrą zmianą". W "Kaście" działał też były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, sędzia, który po publikacjach Onetu o swojej roli w procederze złożył rezygnację z piastowanego stanowiska.

W sumie mogło to być 3-4 tysiące złotych. Wysyłał przelewy na moje konto pod dziwnymi tytułami. Że to zwrot kosztów pomocy medycznej albo jakieś składki

- opowiadała "SE" Emilia, znana w sieci jako "Mała Emi" czy "Emi". Kobieta stwierdza też, że współpracę z sędziami zrzeszonymi w "Kaście" rozpoczęła pod koniec 2016 roku. Jednocześnie "Emi" stanowczo zaprzeczyła, jakoby miała kontakty z ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą.

Nie miałam kontaktów ze Zbigniewem Ziobrą, nie wiem, o czym wiedział

- oznajmiła.

Afera Piebiaka. To trzeba wiedzieć:

Więcej o: