Były prezes Trybunału Konstytucyjnego, sędzia w stanie spoczynku, prof. Andrzej Rzepliński, komentował w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 bieżącą sytuację wokół Ministerstwa Sprawiedliwości. Wraz z ujawnieniem przez Onet procederu oczerniania sędziów i zbierania na nich "haków" przez otoczenie byłego wiceministra Łukasza Piebiaka, pojawiły się wątpliwości wokół tego, jakie osoby zajmują ważne pozycje w polskim wymiarze sprawiedliwości.
Według prof. Rzeplińskiego obecna władza wypowiedziała Polsce "wojnę hybrydową". - Sądownictwo to jest istotna, trzecia władza, a oni wypowiedzieli bezpardonową wojnę hybrydową. Od samego początku - mówił, dodając w kontekście ataków na sędziów, że "taki jest los w sytuacji wojny hybrydowej, którą władza wypowiedziała Polsce".
Były prezes TK pytany o to, czy afera Piebiaka to incydent czy też system, odparł bez zastanowienia, że to drugie. - To system. Próbowałem sobie wyobrazić, w którym z państw UE jest możliwa taka historia z bandą łobuzów. Oni się zgromadzili wokół pana Ziobry, zaoferowali mu swoje usługi - powiedział.
Później temat "systemu" wrócił na antenie TVN24, prowadzący pytał bowiem o to, kto jest głową takiego "systemu". Jak stwierdził Rzepliński:
Kaczyński. (...) To jego idée fixe - zniszczenie władzy sądowniczej, to było w jego osobistym interesie. Jego marzeniem jest, i to się staje rzeczywistością, stworzenie zupełnie nowej Polski. Potrzebuje kolejnych 4 lat, żeby to zakorzenić. Jego marzeniem jest wejść do historii polskiej i wejdzie do historii, ale jako kłótnik i człowiek, który dzieli, szczuje. Już ma na pewno miejsce w historii.
Rzepliński ocenił też inny "wkład" Jarosława Kaczyńskiego w tę sytuację. Jak mówił, to właśnie prezes PiS zdecydował, by stanowisko ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego trafiło do Zbigniewa Ziobry. - To była świadoma decyzja Kaczyńskiego, żeby Ziobrę, z jego osobowością, kompleksami i fobiami, obsadzić na tym stanowisku - mówił.
Andrzej Rzepliński wspomniał również, że sam był atakowany przez hejterów i sugerował, że także na niego mogły być zbierane "haki". - Na pewno i mnie zbierali informacje. Przykro mi, nic nie mogli znaleźć, ja mam bogaty życiorys i nic biedni nie znaleźli - kpił, dodając, że "zdawał sobie sprawę", że "czegoś szukają". Miał do niego dzwonić też "jeden z takiej dziennikarskiej bandyterki".
W ocenie byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego w polskim sądownictwie nie ma za to na pewno już miejsca dla sędziego Łukasza Piebiaka. - Nie ma miejsca dla człowieka, który robił takie niewyobrażalne rzeczy, na sali sądowej - powiedział.