Kuriozalne eventy, przemilczane fakty, wiele niejasności. W sprawie lotów marszałka Kuchcińskiego wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi [5 WĄTKÓW]

Oświadczenie Marka Kuchcińskiego i publikacja danych dotyczących jego służbowych lotów miały rozwiać wszelkie niejasności w sprawie tzw. afery samolotowej. Tymczasem dzień po konferencji prasowej znaków zapytania jest tyle samo albo wręcz jeszcze więcej niż przed nią.

WĄTEK NR 1: Ogólniki zamiast konkretów

Na początek to, co najbardziej rzuca się w oczy. Podczas konferencji prasowej dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu (CIS) Andrzej Grzegrzółka zapewniał, że CIS opublikuje na stronie Sejmu wszystkie informacje o służbowych lotach marszałka Kuchcińskiego w kończącej się kadencji Sejmu. - Będzie to kompletna, szczegółowa informacja - zapewnił dyrektor CIS. Tymczasem informacja nie jest ani kompletna, ani szczegółowa. Zamiast dokładnego wykazu lotów i danych na ich temat, opinia publiczna oraz media otrzymały bowiem opracowanie. Z treści dokumentu można wywnioskować jedno z dwojga: albo był przygotowywany na szybko "na kolanie", albo celowo nie ma w nim tego, czego wszyscy oczekiwali.

O co chodzi? Głównym zarzutem wobec rzeczonego opracowania jest to, że pomija clou sprawy, a więc informacje o tym, dlaczego marszałek Sejmu na potęgę korzystał z rządowej floty samolotów i śmigłowców. W rubryce "Cel" wymieniane są bowiem bardzo często wydarzenia "ościenne", czyli odbywające się przed i po locie, który opisuje CIS. O tym, co marszałek robił na miejscu, a więc dlaczego musiał skorzystać z transportu powietrznego, się nie dowiadujemy. Przynajmniej z tego dokumentu, bo część tych informacji została już upubliczniona przez dziennikarzy. Brakuje również informacji o kosztach poszczególnych lotów - tych całkowitych i tych na osobę. A przecież właśnie to było jednym z kluczowych wątków w sprawie. Próżno szukać też informacji o statusie lotów czy maszynach, które je wykonywały. Wreszcie dochodzimy do kwestii "zbijania" lotów - w dokumencie CIS mamy wymienione podróże marszałka, ale już nie konkretne loty (zresztą sam dokument ma w nazwie "wykaz podróży"). Z oczywistych względów tych pierwszych jest mniej. Wiele z nich obejmuje po dwa loty, a niektóre nawet więcej.

Z tego powodu o pasażerach nie dowiadujemy się niczego poza ich liczbą. Nie ma ani nazwisk towarzyszy podróży pana marszałka, ani nic o powodach zabrania ich na pokład. Co więcej, dziennikarze Onetu zauważyli, że w wykazie lotów marszałka brakuje dwunastu podróży potwierdzonych podczas ich dziennikarskiego śledztwa. Z drugiej strony, w tym samym wykazie światło dzienne ujrzało aż 37 lotów, których nie było w dokumentach opisanych przez Onet. Reasumując wszystkie powyższe wątpliwości i nieścisłości, czytający ów dokument odnosi nieodparte wrażenie, że nie miał on na celu czegokolwiek wyjaśniać, a jedynie stanowić "podkładkę" dla rządzących przy okazji obrony marszałka Kuchcińskiego. Z prawdziwą transparentnością nie ma to, niestety, wiele wspólnego.

WĄTEK NR 2: Im dalej w las, tym więcej podróży

- Od 12 listopada 2015 roku, kiedy posłowie powierzyli mi funkcję marszałka Sejmu, przyjąłem model pracy marszałka, który działa nie tylko na forum izby poselskiej w budynku Sejmu w Warszawie, ale także pracuje aktywnie w kraju i za granicą - zapewniał podczas konferencji prasowej marszałek Kuchciński.

Jednak już pobieżna lektura opublikowanego przez CIS dokumentu pokazuje, że Kuchciński nie od razu przekonał się do "modelu pracy marszałka, który działa nie tylko na forum izby poselskiej". Z zamieszczonego na stronie internetowej Sejmu wykazu wynika, że w 2016 roku marszałek Sejmu odbył tylko cztery delegacje krajowe z użyciem rządowej floty powietrznej. W 2017 roku jeszcze mniej, bo jedynie dwie. Żyłka podróżnicza obudziła się w nim dopiero w 2018 roku, kiedy rządowe samoloty i śmigłowce były w użytku przy 47 okazjach. To prawie osiem razy więcej niż łącznie w 2016 i 2017 roku. W 2019 roku do 22 lipca włącznie marszałek odbył z kolei 32 delegacje na pokładzie rządowych statków powietrznych. Skąd tak nagły, skokowy wzrost korzystania z tego rodzaju transportu? Dokument nie daje nam na to pytanie żadnej odpowiedzi.

WĄTEK NR 3: Badminton, dożynki i gala tygodnika "Sieci"

Analizując wykaz służbowych delegacji marszałka Kuchcińskiego, z łatwością możemy natknąć się na to, na co natykamy się zawsze, analizując tego rodzaju dokumenty dotyczące podróży polityków. Chodzi o wydarzenia, na których obecność polityków, najdelikatniej mówiąc, nie jest niezbędna. W przypadku drugiej osoby w państwie jest nie inaczej. W rubryce wyjaśniającej oficjalny cel wizyt marszałka znajdziemy takie okazje jak:

  1. XXXV Dożynki Archidiecezji Przemyskiej oraz Dożynki Powiatu Jarosławskiego (26 sierpnia 2018 roku).
  2. Wmurowanie aktu erekcyjnego pod budowę Przemyskiego Centrum Rozwoju Badmintona (3 września 2018 roku).
  3. Odsłonięcie pomnika św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Jaśle oraz spotkania z mieszkańcami powiatu krośnieńskiego (12 października 2018 roku).
  4. Konferencja "Niezłomność jednostki - trwałość wspólnoty" oraz sympozjum związane z pracami zmierzającymi do udostępnienia zabytkowej Rotundy pw. św. Mikołaja przy Bazylice Archikatedralnej w Przemyślu (20-21 października 2018 roku).
  5. Wręczenie nagrody "Człowiek Wolności 2018 roku" tygodnika "Sieci" (21 stycznia 2019 roku).

To tylko kilka przykładów, bo podobnych pozycji jest więcej. Jeszcze więcej jest enigmatycznych "spotkań z samorządowcami", "spotkań z mieszkańcami" czy "narad roboczych". Tego rodzaju aktywności to chleb powszedni każdego parlamentarzysty, ale rodzi się pytanie: czy z ich powodu naprawdę trzeba korzystać z rządowych samolotów i śmigłowców? Do wypełniania mandatu posła marszałek Kuchciński nie powinien wykorzystywać przywilejów i środków, które przysługują mu z tytułu wykonywania obowiązków drugiej osoby w państwie. Tym bardziej, że w 2018 roku pobrał z Kancelarii Sejmu 6626,39 zł na "wykonywanie mandatu poselskiego samochodem własnym lub zwykłym" (w 2017 roku była to kwota 4680,48 zł, a od listopada 2015 do końca 2016 roku - 7719,40 zł; do tego od listopada 2015 do końca 2018 roku wydał 3170,84 zł na przejazdy taksówkami). Przy tym wszystkim należy jeszcze pamiętać, że marszałkowi Sejmu przysługuje też służbowa limuzyna.

Inna sprawa, że mocno bulwersujące są przypadki, gdy marszałek Kuchciński leciał rządowymi maszynami na Podkarpacie, a jako "cel wizyty" podane zostało wydarzenie, które odbyło się... dzień wcześniej. Do tego w Warszawie (tak było np. z powołaniem Rzecznika Praw Dziecka, które miało miejsce 21 grudnia 2018 roku, a lot marszałka do Rzeszowa datowany jest na następny dzień). Podobnie było 14 października 2018 roku podczas lotu z Rzeszowa do Warszawy, gdy jako "cel wizyty" wymieniono wydarzenia z dni... 11-13 października. Z kolei 23 września 2018 roku marszałek leciał z Rzeszowa do Warszawy, bo następnego dnia miał spotkania w Sejmie. Przypadków podobnych do powyższych można w opublikowanym dokumencie znaleźć całkiem sporo.

WĄTEK NR 4: Kasa się nie zgadza

W tzw. aferze samolotowej jednym z kluczowych i najbardziej emocjonujących wątków są, rzecz jasna, pieniądze. Tyle że w całej tej historii nic a propos pieniędzy się nie zgadza. Gdy sprawa ujrzała światło dzienne, zarówno CIS, jak i marszałek Sejmu zapewniali, że przeloty członków rodziny nie generują dodatkowych kosztów. To wytłumaczenie nie zyskało aprobaty mediów i opinii publicznej, więc Jarosław Kaczyński zaordynował Kuchcińskiemu pokrycie kosztu przelotów jego rodziny rządowymi samolotami. Stanęło na kwocie 15 tys. zł, która miała odpowiadać zryczałtowanej wartości 23 przelotów rejsowym samolotem PLL LOT na trasie Warszawa - Rzeszów. Na konferencji prasowej 5 sierpnia marszałek Kuchciński przyznał jednak, że za samodzielny lot jego żony rządową maszyną przekaże 28 tys. zł na Fundusz Modernizacji Sił Zbrojnych, bo właśnie na 28 tys. zł MON wyceniło "pełen koszt lotu".

Tutaj znów należy postawić przynajmniej kilka pytań. Pierwsze: dlaczego marszałek zwrócił pieniądze, skoro i on, i CIS utrzymywali, że podróże członków rodziny nie generowały dodatkowych kosztów? Drugie: dlaczego przy okazji pierwszej wpłaty marszałka wycena lotów bazowała na cenniku PLL LOT, a przy okazji drugiej (jeszcze niedokonanej) na wycenie MON, skoro loty odbywały się tymi samymi maszynami na tej samej trasie? Trzecie: dlaczego pan marszałek zwraca pieniądze według wyceny MON tylko za indywidualny lot jego żony z Rzeszowa do Warszawy? Przecież logika wymagałaby uznać, że albo wszystkie przeloty członków rodziny były nieuprawnione, więc należy zapłacić (wedle wyceny MON) za każdy taki lot, albo żaden z nich i wtedy marszałek nie płaci nic. Wybiórcze i uznaniowe wskazywanie lotów, za które marszałek zapłaci, sugeruje bowiem, że jest to typowa pokazówka, obliczona na ugłaskanie mediów i opinii publicznej. W myśl zasady: nabroił i dostał po kieszeni, więc sprawa zamknięta.

WĄTEK NR 5: CIS, czyli drugi wielki przegrany

Bardzo problematyczna w kontekście tzw. afery samolotowej wydaje się też kwestia wiarygodności CIS, które w całej sprawie odgrywało i odgrywa pierwszoplanową rolę. Wiosną tego roku Centrum informowało "Gazetę Wyborczą", że członkowie rodziny marszałka nie latali z nim rządowymi samolotami. Gdy okazało się to nieprawdą, CIS broniło się, że informacji udzieliło na podstawie posiadanej w danej chwili wiedzy. Tutaj pojawia się ważne pytanie: dlaczego CIS nie miało wiedzy o stanie faktycznym? I drugie pytanie: co jeśli miało wiedzę, ale nie dostało zgody przełożonych na jej udostępnienie?

Gdy sprawa lotów wyszła na jaw i Radio ZET pisało o sześciu lotach marszałka wraz z rodziną, CIS nie zająknęło się, że tych lotów było znacznie więcej (znów nie miało wiedzy na ten temat?). Kilka dni później okazało się, że takich podroży było aż 23. Wówczas Centrum broniło tezy, że nie generują one dodatkowych kosztów dla budżetu państwa. Dlaczego wobec tego prezes PiS-u kazał marszałkowi wpłacić z tego tytułu 15 tys. zł na cele charytatywne, a marszałek polecenie pokornie wykonał?

Gdy "Rzeczpospolita" napisała, że na trasie Warszawa - Rzeszów były loty, podczas których na pokładzie rządowych maszyn podróżowali jedynie członkowie rodziny marszałka Kuchcińskiego, CIS zapewniało, że to nieprawda, oskarżało o naruszenie standardów i żądało sprostowania. 5 sierpnia sam marszałek Kuchciński przyznał, że taki lot był i MON wycenił jego wartość na 28 tys. zł. Czyżby CIS znów nie miało wiedzy o istocie sprawy, a może ktoś kazał pracownikom Centrum wprowadzać w błąd opinię publiczną?

Z tzw. afery samolotowej CIS wychodzi potwornie poobijane. Być może równie mocno, co sam marszałek Kuchciński. Możliwe są dwa scenariusze. Albo jednostka, która powinna odpowiadać za komunikację Sejmu ze społeczeństwem i mediami nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w Sejmie, albo jest bezwolnym narzędziem w rękach polityków obozu władzy, którzy cynicznie wykorzystują CIS do swoich politycznych celów. Jakby nie było, wizerunek CIS po tzw. aferze samolotowej legł w gruzach. Podobnie zaufanie do Centrum. Umocni to tylko nieufność i pogardę społeczeństwa do polityki i polityków. O tym, jak wpłynie na transparentność polskiego życia publicznego, lepiej nawet nie mówić.

Więcej o: