Sejm po pierwszym czytaniu skierował ok. godz. 2 w nocy do komisji nadzwyczajnej projekt nowelizacji Kodeksu wyborczego, przygotowany przez Prawo i Sprawiedliwość.
Nowelizacja stanowi, że o ważności wyborów do Sejmu, Senatu, europarlamentu i wyborów prezydenckich będzie rozstrzygała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Izba ma dokonywać rozstrzygnięć na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz po rozpoznaniu protestów.
Sędziów do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych wybiera 25-osobowa Krajowa Rada Sądownictwa, w której 15 członków stanowią sędziowie wskazani przez Sejm. W KRS zasiadają również m.in. minister sprawiedliwości, a także czterech posłów i senatorów.
Na początku 2016 r. ważność wyborów parlamentarnych z jesieni 2015 r. została rozstrzygnięta uchwałą Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, podobnie było z wyborami prezydenckimi. Izba została jednak zlikwidowana ustawą o SN z 2017 r. i zastąpiona nową Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
Posłanka PO-KO Małgorzata Chmiel alarmowała z mównicy sejmowej, że PiS zmienia prawo wyborcze "pod osłoną nocy i w ostatniej chwili". - Pytam się: dlaczego zdecydowaliście się na tak błyskawiczną zmianę prawa i tuż przed wyborami? O ważności wyborów miałaby orzekać powołana przez PiS izba kontroli nadzwyczajnej decyzją jedynej słusznej partii, czyli wybierana przez członków PiS-u, parlamentarną większość. Za chwilę, szanowni państwo, sami z siebie będziecie wybierać - ironizowała.
- Problem będzie taki: jak wygrywacie wybory, to wybory są w porządku, a jak przegrywacie, to mówicie, że są sfałszowane. Jaką mamy gwarancję, że gdy przegracie wybory, nie zakwestionujecie tych wyborów i powiecie, że sorry, ale są sfałszowane. I kto będzie o tym decydował. Będzie decydowała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, którą sami sobie powołujecie. Genialne rozwiązanie
- komentował Jerzy Meysztowicz z klubu PO-KO.
O wątpliwościach mówiła również parlamentarzystka Elżbieta Radziszewska (PO-KO).
- W tej chwili w Europie w Trybunale Sprawiedliwości jest rozpatrywana sprawa dotycząca prawidłowości powołania tych sędziów – bez odnoszenia się do nazwisk, tylko dotycząca samego procesu tworzenia tej izby. I co będzie wtedy, kiedy Trybunał Europejski uzna, że powołanie tej izby wiąże się z upartyjnieniem jej działania, z niewłaściwą reprezentacją? Właśnie chodzi o to, żeby partyjniacy orzekali, czy wybory są ważne, czy nie.
- przekonywała.
Projektu broniła posłanka PiS Anna Kwiecień. Stwierdziła, że zarzut co do stronniczości Izby Kontroli jest "kompletnie nieuzasadniony". Wskazywała, że zasiadają w niej sędziowie z tytułami naukowymi, wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego, UMCS, Uniwersytetu Łódzkiego i Uniwersytetu Gdańskiego.
- Czy państwo tym 20 wybitnym sędziom zarzucacie brak takich przymiotów jak bezstronność i niezależność? Nie chcę cytować nazwisk, ale to są osoby z ogromnymi dokonaniami w sądownictwie, z ogromnym bagażem naukowym, a państwo ośmielacie się zarzucać brak takich przymiotów. Ja naprawdę bym się wstydziła. Chyba mówicie to państwo na bazie swoich doświadczeń.Ta nowelizacja jest naprawdę nowelizacją, która tylko porządkuje i ujednolica, i nie ma tutaj żadnego podtekstu politycznego
- zapewniała posłanka PiS.