Dariusz Piontkowski w "Faktach po faktach" na antenie TVN24 przekonywał, że liczba uczniów, biorących udział w rekrutacji do szkół średnich, nie odbiega tak znacznie od tej z lat ubiegłych. Minister edukacji narodowej podkreślał, że w przeszłości też nie zawsze uczniowie dostawali się do wymarzonych szkół. - Teraz jest podobnie - podkreślił. - Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj uczniów, którzy ubiegają się o miejsca w szkołach jest więcej niż na przykład w poprzednim roku, ale to podobna liczba, jaka była w roku 2010 - dodał.
Szef MEN bronił zmiany w oświacie, która spowodowała w tym roku nałożenie się dwóch roczników. - W tym roku jest zbieżność roczników, które są najmniej liczne. Gdyby tego typu zmiana odbywała się za rok, dwa lub trzy lata, to tych uczniów byłoby jeszcze więcej. Myślę, że dlatego minister Zalewska wybrała akurat ten rocznik, aby spróbować tę zmianę przeprowadzić, chociaż ze względów politycznych nie jest to dobre, bo za kilka miesięcy mamy wybory - stwierdził.
W trakcie programu Piontkowski odpowiedzialnością za problemy w szkołach średnich próbował obarczyć samorządy, które, jak podnosił szef resortu, miały czas by przygotować się na większą liczbę absolwentów. - My ze strony ministerstwa staramy się przejrzyście stworzyć ustawy, zarządzenia i rozporządzenia, a ze strony samorządów oczekujemy, że organizacyjnie przygotują jak najlepiej budynki i klasy, by przyjąć młodzież - powiedział Piontkowski.
Na uwagę prowadzącej rozmowę, że w szkołach panuje chaos, minister odpowiedział, że "chaos chyba niektórzy samorządowcy próbują wprowadzić, zwłaszcza chaos medialny". - Pamiętajmy, że prezydenci miast to są też politycy, którzy zachowują się, jak politycy. Choć dzisiaj mówią, że są samorządowcami, to na przykład prezydent Warszawy jest jednym z czołowych polityków Platformy Obywatelskiej, to samo można powiedzieć o wielu innych prezydentach miast - powiedział szef resortu. - Próbują wykorzystywać emocje i obawy rodziców do tego, by stworzyć chaos - dodał.