Gościem środowych "Faktów po faktach" była wiceminister edukacji Marzena Machałek. Tematem rozmowy był kryzys po reformie edukacji, związany z faktem, że do szkół ponadgimnazjalnych w tym roku pójdą dwa roczniki - absolwenci gimnazjów i ósmej klasy szkół podstawowych. W efekcie tysiące uczniów w pierwszym etapie rekrutacji nie dostało się do żadnej ze wskazanych przez siebie szkół.
Wiceminister edukacji uspokoiła rodziców i uczniów, że w szkołach ponadgimnazjalnych jest ponad 100 tys. miejsc więcej, dzięki czemu wszyscy absolwenci szkół podstawowych i gimnazjów dostaną się do szkół ponadgimnazjalnych.
- Jestem przekonana, że samorządy mają przygotowaną odpowiednią liczbę miejsc. Tam gdzie trzeba, mają przygotowaną większą liczbę oddziałów lekcyjnych. Ale większość samorządów będzie miała jeszcze wolne miejsca - zapewniła.
Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli wyliczyła, że w tym roku 705 tys. absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów stara się o przyjęcie do szkół ponadgimnazjalnych. Ze względu na tzw. podwójny rocznik szkoły muszą przyjąć o blisko 370 tys. uczniów więcej.
Na pytanie, czy jest w stanie zagwarantować wszystkim uczniom, którzy chcieliby pójść do liceów lub techników, a nie do szkół branżowych, które nie kończą się egzaminem maturalnym, że znajdą się dla nich miejsca, odpowiedziała, że "nigdy nie było takiej gwarancji".
- O tym zawsze decydowały wyniki egzaminu, więc nigdy nie było tak, że wszyscy (którzy aplikują do liceów lub techników - red.) tam się dostaną - tłumaczyła. Wyraziła jednak przekonanie, że wszyscy, którzy będą się chcieli uczyć w liceach, będą mogli to robić.
Komentarze polityków PiS związane z sytuacją, w jakiej znaleźli się uczniowie, budzą wiele emocji. We wtorek wiceminister nauki i senator PiS Andrzej Stanisławek poradził absolwentom, aby poszukali odpowiednich szkół za granicą. W następstwie fali krytyki, jaka na niego spadła w związku z tą wypowiedzią, jeszcze tego samego dnia podał się do dymisji.