Jacek Gądek: - Ujmę dosadnie emocję społeczną wokół opozycji: "zaraz wybory, a wy jesteście w d…". Pan też tak czuje?
Jacek Karnowski: - Czuję, że mamy czas ciężkiej pracy. Czas rozmów z koalicjantami oraz rozmów z ludźmi. Nie działamy jak partia wodzowska z jedynym słusznym przekazem. Jako samorządowiec i człowiek pragmatyczny jestem może przyzwyczajony do trochę szybszych działań niż dzisiejszej opozycji. Ale budowa koalicji i przygotowanie dobrego dla wszystkich Polaków programu wymaga czasu.
W grupie samorządowców przygotowaliśmy 21 postulatów - one są aktualne bez względu na to, kto wygrywa wybory. Podobnie od kilku miesięcy szykowaliśmy kandydatów w wyborach do Senatu, by zaproponować ich Platformie i PSL-owi, bo o takich koalicjantach marzymy. Mamy kandydatów do Senatu w tych okręgach, gdzie senatorów ma PiS.
My jako samorządowcy jesteśmy gotowi. Jak najszybciej powinno dojść do porozumienia PSL-u z PO, byśmy mogli domknąć wspólny projekt.
Nie widzę miejsca dla niej. Moim zdaniem politycy lewicy - w tym Robert Biedroń, który jest moim kolegą - za bardzo eksponują sprawy światopoglądowe, a my jako pragmatycy wolimy kwestie gospodarcze i rozwiązywanie problemów ludzi. Jesteśmy otwarci, ale nie chcemy, by osią sporu stała się ideologia.
Grupa samorządowców, którą zebrał wokół siebie prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz. Moment przełomowy dla nas był dwa lata temu, gdy rząd PiS zaczął dążyć do kastracji samorządu. A przyspieszenie przyszło po śmierci mojego przyjaciela, prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
My samorządowcy po prostu nie chcemy się dać wykastrować. Nie chcemy być prezydentami, wójtami, burmistrzami na pokaz, jedynie z łańcuchami na szyi, do których PiS chce przypiąć smycz.
Wciąż czekamy na czwartą nogę koalicji. Taboret jest stabilniejszy, gdy ma nie trzy, ale cztery nogi. A póki co w koalicji jest PO, Nowoczesna i są samorządowcy. Brakuje PSL-u. Czekamy.
Jako samorządowcy mamy propozycje głównie w tych dziedzinach, które najbardziej bolą naszych mieszkańców: edukacja, ochrona środowiska, służba zdrowia. Tam wszędzie jest teraz totalny chaos i centralizacja rozdziału środków i decyzji. Te rozwiązania są zapisane w 21 tezach. Weźmy chociażby służbę zdrowia. Teraz przechodzi ona zawał, bo na SOR-ach jest katastrofa, podobnie jak z dostępem do specjalistów.
Mamy na to receptę: zdecentralizować służbę zdrowia i oddać samorządowcom decyzje co do podziału pieniędzy, które wydaje teraz NFZ. Niech marszałkowie wojewódzcy zawiadują tymi środkami. Jedni marszałkowie są z PO, PSL, a inni z PiS, ale wszyscy dobrze znają potrzeby służby zdrowia w swoich regionach. Jestem przekonany, że zadziała to równie dobrze, jak choćby w Szwecji.
Ależ my zaprosimy ministrów na podpisywanie wszystkich umów na wydawanie pieniędzy. Nie nadążą przyjeżdżać. Dla nas nie ma problemu. Możemy nawet spisać porozumienie: obojętnie kto będzie ministrem zdrowia albo ochrony środowiska, to dwa miesiące przed podpisaniem jakiejś umowy dostanie zaproszenie. Zapewnimy też konfetti.
W naszych 21 postulatach cały czas ją mamy. Mówimy o decentralizacji i konkurencji szpitali. Nic tak w życiu dobrze nie robi, jak zdrowa konkurencja. Gwarantowanie środków dla wszystkich szpitali sprawia, że system nie działa. A przede wszystkim musimy dzielić te pieniądze blisko ludzi, a nie w centrali NFZ. Tymczasem teraz mamy system białoruski: Mińsk dzieli kasę.
Przede wszystkim Polacy muszą godziwie zarabiać.
Ale co z tego, jak funduje tylko transfery socjalne, a nie podniesienie zarobków?
Kosztem przedsiębiorców. Podobnie podwyżka dla nauczycieli jest kosztem samorządów. Samo podniesienie pensji minimalnej nie jest złe, bo pensja ta jest głodowa. Według mnie powinna zostać podniesiona kwota wolna od podatku, aby więcej zostawało w kieszeni.
Czytałem ten program PO, ale go nie pisałem - program PiS zresztą też. Sam jestem ekonomistą, więc mi osobiście taki język nie przeszkadza, ale jako samorządowcy trochę go - mam nadzieję - wygładzimy.
Nie zakładamy formalnego ruchu, ani nie zrobił tego Donald Tusk. Stworzyliśmy jako samorządowcy 21 tez, ale nie dążymy do stworzenia żadnej partii samorządowej. Mam wrażenie, że ten ruch był wymysłem.
Głownie mediów. Co z tego, gdyby taki ruch powstał? Miałby kilkanaście procent poparcia, a przy obowiązującej ordynacji rozbiłby wynik opozycji.
Podjąłem decyzję o pracy w sztabie - na dziś pracuję w sztabie koalicyjnym. To zabiera mi cały mój wolny czas. Zaczynam już chudnąć od tej pracy, co jest akurat dobre.
Każdy z nas samorządowców ma swoje miejsce na ziemi. Na co dzień widzimy efekty naszej pracy. Rozumiemy, że jest potrzeba chwili, więc włączamy się w politykę ogólnopolską.
Pracę sztabową wykonuję już od roku, razem z prezydentem Gliwic Zygmuntem Frankiewiczem i grupą innych samorządowców. Lista naszych kandydatów do Senatu jest ustalona na 90 proc. i musimy ją jedynie uzgodnić z koalicjantami. Mamy też swój program. Jesteśmy w blokach. Będzie zgoda koalicjantów, to wtedy się odpalamy. Gotowi jesteśmy już od kilku miesięcy.
Gdybym nie miał wiary w zwycięstwo, to bym w ogóle nie wchodził do sztabu Koalicji, bo za bardzo cenię sobie własne nazwisko i dorobek. Tak jak i prezydent Łodzi Hanna Zdanowska by nie wchodziła do sztabu. Chcemy brać udział tylko w wygranych projektach, a nie skazanych na porażkę.
Gdyby w Polsce przestrzegana była demokracja, gdyby nie było zagrożenia rządami jedynej słusznej partii, to nie bylibyśmy potrzebni. A jesteśmy. Wygrane nas, samorządowców też nie zawsze były oczywiste. Sam miałem sytuację, kiedy wielu nie wierzyło w moje zwycięstwo.
Popełnia pan dwa błędy. Po pierwsze: wierzę w zwycięstwo. Po drugie, powiem trochę bezczelnie: gdziekolwiek bym się nie znalazł, to pionkiem nie będę.
Nie. Ostatnio rozmawiam głównie z innymi samorządowcami na spotkaniach dotyczących programu zawartego w 21 tezach.
Jeśli PiS utrzyma kurs centralistyczny, to większość z nas nie będzie chciała mieć jedynie ozdobnego łańcuch na szyi, samochodu i pensji, by mówić mieszkańcom, że nic nie możemy.
I dlatego samorządowcy, którzy do polityki się nie pchają, podjęli wyzwanie.
Były rożne rządy. SLD - z centralistycznymi zakusami. PO, która też grzeszyła - choćby populistycznym likwidowaniem radarów na ulicach, więc szybko wzrosła liczba wypadków. Mieliśmy wiele zastrzeżeń na władzy centralnej i z jakąś emocją patrzyliśmy, czy wygra PC, AWS, SLD, PO, ale teraz sytuacja jest zero-jedynkowa: PiS jest wrogie wobec samorządu.
…ale PiS nie wygra.
Jeżeli nie będziemy mieć kompetencji i pieniędzy, to nie ma sensu, aby samorządowcy dalej sprawowali swoje funkcje.
Absolutnie tak. Wykastrowany samorząd i praca w nim nie mają sensu.
Tak.
Powiedzmy to sobie szczerze: dla części elektoratu lewicy konserwatywny liberał jak Karnowski może być już nie do strawienia. A konserwatywny elektorat nie strawi z kolei mojego kolegi Roberta Biedronia - lewicowego libertyna. Dajmy wyborcom wybór, a kandydatom możliwość otwartego głoszenia swoich poglądów. Bo jeśli pójdziemy jednym blokiem, to oddamy PiS-owi elektorat centro-prawicowy.
Myślę, że jest ona najbardziej wysuniętym na lewo przyczółkiem koalicji. Jest bardzo wyrazista i jest też jednym z najbardziej inteligentnych polityków, jakich poznałem w ostatnich latach.
Może dlatego, że jest taka inteligentna. Ktoś na lewicy popełnił duży błąd, że nie stawiał na Barbarę Nowacką.
Wierzę, że koalicja będzie mówiła jednym głosem. Wzajemny szacunek i zaufanie to podstawa wspólnej pracy.
Akurat jeśli chodzi o związki partnerskie, to jesteśmy ludźmi bardzo tolerancyjnymi. Uważamy, że powinno się rozwiązać problem związków nieformalnych. Nie mówimy tylko o środowiskach LGBT, ale generalnie o związkach niebędących małżeństwami. Ale to nie jest oś kampanii. I nie jest to sprawa, która by interesowała większość Polaków.
W koalicji trzeba się na coś umówić. Dużo łatwiej jest się porozumieć z Barbarą Nowacką niż z Robertem Biedroniem.
Ostatni napisałem 45 lat temu.
Zapomniałem o nim! Był taki, faktycznie.
Triumf to za duże słowo. To było powiedzenie: warto wierzyć w ludzi, w swoich przyjaciół.
To zależy, bo ludzie PO Sopotu i Gdańska we mnie wierzyli. No, może poza kilkoma wyjątkami.
Myślę, że Grzegorz bardziej niż Donald. Czasami bardziej warto wierzyć w ludzi niż w wizerunek.
Jak pisał Władysław Broniewski, "są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli…". I te słowa są tu bardzo na miejscu.
To tak, ale wie pan co? Myślę, że śmierć Pawła jednak dużo w nas zmieniła. Wielu ludzi, którzy nie mieli w ostatnim czasie dobrych relacji z Pawłem, zupełnie się zmieniło. Z kolei mam wrażenie, że tragedia śmierci Pawła nie dotarła do władzy PiS i mediów rządowych, a przybycie prezydenta i premiera na mszę pogrzebową było tylko chwilowym gestem.
Nigdy nie wróciłem do Platformy i nie jestem jej członkiem. Sytuacja jest jednak ważniejsza niż przeszłość, a poza tym w Platformie zawsze miałem i mam wielu przyjaciół.
Widzę to tak: samorząd wojewódzki powołuje radę mediów, ale z pewnego klucza. Według mnie powinna powstać 15-25-osobowa rada - na przykład rektorzy wyższych uczelni, szefowie związków twórczych, przedstawiciele marszałka i wojewody - która ogłasza konkurs na dyrektorów lokalnego ośrodka TVP i Polskiego Radia, a potem kontroluje dyrektora. Chodzi o to, aby nie było mediów partyjnych.
Gdyby w radzie zasiadało na przykład trzech rektorów i twórcy, to nie wybraliby Kurskiego.
No i byliby zdecydowanie lepsi od Kurskiego. Bo z kim Braun był związany politycznie?
Skoro UW, to dobrze, bo jej już nie ma. Z kolei Platforma nie miała ambicji, by zbudować telewizję partyjną, więc też dobrze. Kłopot w tym, że PO nie miała ambicji stworzenia silnej telewizji i traktowała media publiczne po macoszemu.
A ta dzisiejsza jest profesjonalna?
Wolę tę słabą telewizję z czasów PO-PSL niż superpartyjną telewizję bardzo sprawnych propagandzistów PiS. Kiedyś się z Jackiem Kurskim jeszcze witałem, ale przekroczył Rubikon, gdy jego telewizja atakowała haniebnie Pawła Adamowicza.
Czas, by mówić mu tylko "dzień dobry". Jego telewizja atakowała też mnie, ale na szczęście nie skończyło się to tragicznie. Uważam, że jest persona non grata.
W ogóle.
Jasne, ale PZPR też miał swoje sukcesy wyborcze.
Do tego jeszcze nie doszliśmy.
Jestem osadzony na Pomorzu i na Kujawach. Moja rodzina pochodzi z Kaszub, a także z Wielunia. Z małych miast. Mam wielu kolegów wójtów. Lubię jeździć po małych miasteczkach. Także Paweł Adamowicz, gdy budował metropolię Gdańska-Sopot-Gdynia, osobiście odwiedził wszystkich wójtów i burmistrzów w okolicy. Nie jesteśmy nigdzie zamknięci.
A zresztą Sopot to nie jest duże miasto. 34 tys. mieszkańców.
Na Pomorzu są dwie bogatsze gminy: Pruszcz Gdański i Kossakowo.
Bardzo sobie cenię profesjonalizm, ale jeśli wyczuwa się emocje społeczne robiąc badania fokusowe co kilka dni, to traktuje politykę jak zabawę czyimiś emocjami.
A ja wolę inaczej: wyjść z urzędu i porozmawiać z ludźmi na ulicy albo pojechać do moich kolegów wójtów. Oczywiście, wiem czym są fokusy i umiem z nich korzystać, ale nieprzypadkowo mam przydomek „Sołtys” - chodzę po „wsi”, doglądam i rozmawiam z ludźmi. A fokusy? Mogą pomóc poprawić język, który w kampanii jest oczywiście ważny, ale nie najważniejszy.
W każdym sztabie, w którym byłem, robiliśmy takie analizy. Ale ważniejsze jest to, że sztabowcy obracają się wśród zwykłych ludzi. Krzysztof Brejza pochodzi z Inowrocławia - miasta, które świetnie się rozwija, ale nie leży przy autostradzie ani w bogatym regionie. I Brejza osiąga świetne wyniki wyborcze. Da się.
Na razie nie chodzę do TVP Gdańsk, choć poszedłem tam na debatę wyborczą jesienią. W Radiu Gdańsk bywam, choć teraz już dziwnie rzadko mnie zapraszają - kiedyś to było pięć razy częściej, a ostatnio byłem u nich po zamordowaniu Pawła Adamowicza. To o czymś świadczy.
Jeśli ustalimy reguły: wywiad na żywo, jeden na jeden i nie ma przerywania odpowiedzi, to wtedy pójdę do TVP.
Mediów publicznych nie wolno bojkotować, ale partyjne - tak. A TVP to dziś medium PiS.
Przypominał też, że kiedyś były tylko powielacze i trzeba było sobie radzić, a dziś mamy internet, więc trzeba z niego korzystać. Z tego, co wiem, to Bogdan Borusewicz jeszcze ma trzy powielacze zakopane w lasach koło Sopotu.
Bogdan Borusewicz jest jednak przygotowany na wszystko.
Uważam, że dbając o aktywność w internecie, nie możemy rezygnować z ciągłego domagania się, aby TVP stała się znowu telewizją publiczną, polską, a nie partyjną.
Powiem panu tak: wolałbym, żeby ich nie było, ale jak się układa listę koalicyjną, to trzeba czasami być bardziej ugodowym. Z drugiej strony chciałbym zauważyć, że jednego z najgorszych partyjnych funkcjonariuszy PZPR ma teraz u siebie PiS. To pan prokurator z czasu stanu wojennego i członek egzekutywy PZPR - Stanisław Piotrowicz. Proponuję, aby wszyscy wzięli sobie do serca ten fakt. Nie jestem zwolennikiem Leszka Millera, ale to on był premierem, gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Więc to już zmienia spojrzenie na niego.
Myślę, że tak szerokiej koalicji nie będzie i nie będzie powodu, by rzucać papierami.
…a ja bym stawiał, że premierem z PiS może być Jarosław Kaczyński.
Proszę wybaczyć, ale najpierw o swojej opinii będę mówił innym koalicjantom. Kandydata powinien pierwszy zaproponować szef największego ugrupowania.
Obietnicę, że nie będę ścinał włosów, póki PiS będzie u władzy, składałem z przekonaniem, że nie będę ich plótł. Nie zakładam scenariusza, że będę musiał nosić warkocze. A zresztą, kogo wtedy by obchodziły włosy Jacka Karnowskiego? Ogolą mnie wtedy gdzie indziej.