Warszawscy radni przyjęli w czasie czwartkowych obrad nową strategię dotyczącą działań, które miasto w przyszłości podejmie, by zminimalizować skutki kryzysu klimatycznego. Dokument obejmuje działania zaplanowane do roku 2030 z perspektywą do 2050 i opisuje ogólne wytyczne - mowa o konieczności inwestowania w odnawialne źródła energii, zbiorniki na wodę czy dbania o zieleń i zabezpieczania jej przed wichurami.
31 radnych z PO i Nowoczesnej oraz Monika Jaruzelska z SLD zagłosowało za przyjęciem nowej strategii klimatycznej. Radni PiS w głosowaniu nie wzięli udziału, ale nie powstrzymało ich to przed zabraniem głosu w dyskusji. I należy przyznać, że stanowisko Filipa Frąckowiaka jest szczególnie zaskakujące.
Pomysłodawcą projektu jest Marek Szolc z Nowoczesnej, który w czasie debaty przekonywał m.in." Im młodsi jesteśmy, tym większym wyzwaniem dla nas będzie [ocieplenie klimatu - przyp. red], bo tym bardziej dotkliwie odczujemy jego skutki". Tytus Kiszka z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego dodał: "To już jest ostatni moment na działanie (...). Już teraz w czasie upałów śmiertelność w Warszawie zwiększa się o 30 proc. Jeśli nie chcecie słuchać głosu młodych, posłuchajcie naukowców".
Filip Frąckowiak pozostał nieprzekonany i postanowił odpowiedzieć na te argumenty. W czasie swojej wypowiedzi zaznaczył, że jego zdaniem Szolc nadużywa pojęcia "kryzys klimatyczny". Jak relacjonuje warszawska "Wyborcza", radny Frąckowiak uważa, że nie ma konkretnych dowodów na to, że zmniejszenie emisji dwutlenku węgla wpływa na obniżenie średniej temperatury na świecie:
Nie ma żadnej informacji w tym stanowisku, jakoby zmniejszenie emisji dwutlenku węgla zmniejszyło temperaturę na świecie i obniżyło te zjawiska, które pan nazywa kryzysem klimatycznym.
Dopytywał dalej: "Jak to się stanie, że burze będą mniejsze i będzie chłodniej?", oraz, jak donosi Tok.fm, chciał też wiedzieć, "czy ograniczenie emisji dwutlenku węgla faktycznie ograniczy liczbę komarów i kleszczy?". Jego zdaniem lepiej byłoby, gdyby w Polsce panowały wyższe temperatury:
Zresztą z mojego punktu widzenia to jednak korzystnie dla Polski, żeby było cieplej.
Zgodnie z relacją warszawskiej "Wyborczej" miał uzasadnienie w bardzo ekonomicznym duchu:
Skoro nie chcemy używać paliw kopalnianych, to należy pomyśleć, że mniej ich będziemy używać, jeśli będzie cieplej.
Frąckowiak uważa, że warszawscy radni nie powinni się zajmować takimi tematami, a ich dotychczasowe pomysły i rozwiązania są, delikatnie mówiąc, nieskuteczne:
Czy nie wystarczy, że wprowadzacie takie absurdy jak papierowe sztućce, którymi nie da się jeść w urzędach i inne pomysły, które są absurdami, Himalajami absurdu?
Radny na swoim koncie na Facebooku poszedł jeszcze dalej w negatywnej ocenie nowej strategii klimatycznej Warszawy. Dopatruje się w nim znamion totalitaryzmu:
Czytam, że #Warszawa wprowadziła "klimatyczny stan wyjątkowy". To jeszcze ekoterroryzm czy już klimatyczna junta wojskowa, która będzie wprowadzać godzinę milicyjną, po której nie wolno używać klimatyzacji i jeździć samochodem?
Gwoli wyjaśnienia, Warszawa nie wprowadziła "klimatycznego stanu wyjątkowego", a jedynie apeluje do rządu, by takowy wprowadzić. Pomysłodawca przyjętej własnie strategii, Marek Szolc, podkreśla: "za deklaracją pójdą konkretne działania w obszarze energii, infrastruktury, transportu, zieleni i edukacji, które pomogą nam radykalnie obniżyć emisję gazów cieplarnianych".
Przypomnijmy, że radny Filip Frąckowiak jest także człowiekiem, który chciał zdekomunizować ulicę Johna Lennona w Warszawie. "Przecież jego piosenka 'Imagine' to manifest komunistyczny" - tłumaczył swego czasu podczas posiedzenia komisji nazewnictwa Rady Warszawy.
Jego propozycja padła w ferworze dyskusji o nazwaniu jednego z parków imieniem Tadeusza Mazowieckiego, komisja nie podjęła jednak wątku. Dziś Lennon patronuje jednej z ulic obok Parku Ujazdowskiego.