Pierwsze posiedzenie Parlamentu Europejskiego rozpoczął dotychczasowy przewodniczący Antonio Tajani. Przywitał on zebranych w "jedynej unijnej instytucji wybranej przez obywateli". Krótki wstęp Tajaniego był w językach angielskim, francuskim i jego ojczystym - włoskim.
Następnie zaprosił na salę kwartet saksofonowy i śpiewaczkę operową Anais Yvoz, którzy wykonali hymn Unii Europejskiej "Odę do radości". Poprosił też o powstanie. - Powstanie jest kwestią okazania szacunku. Niekoniecznie musi oznaczać, że podziela się wartości Unii Europejskiej. Kiedy słucha się hymnu innego kraju, również należy powstać - zaznaczył Tajani.
Część brytyjskich europosłów, 28 osób, stało odwróconych tyłem.
Część posłów nie wstała, w tym z Polski Anna Zalewska i Witold Waszczykowski. Stali jednak m.in. Patryk Jaki, Elżbieta Rafalska, Beata Szydło, Joachim Brudziński i Ryszard Czarnecki.
Należy zwrócić uwagę, że na sali byli też parlamentarzyści w żółtych koszulkach z napisem "Stop Brexit".
Sytuację tę skomentował dla Gazeta.pl historyk dyplomacji i badacz dziejów protokołu dyplomatycznego, dr Janusz Sibora. - Zachowanie takie jest, jak określają to dyplomaci, całkowicie nieakceptowalne. Jest to tym bardziej smutne, iż dotyczy to byłej minister oświaty i byłego ministra spraw zagranicznych - stwierdził. - Unia Europejska oparta jest na określonym zespole wartości, których zewnętrznym symbolem jest "Oda do radości". Powstanie podczas wykonywania Hymnu Unii Europejskiej stanowi wyraz szacunku dla przesłania zawartego w jego słowach - dodał specjalista, przypominając, że Komitet Ministrów Rady Europy 12 stycznia 1972 r. zatwierdził "Odę do radości" jako hymn europejski, a dalsze regulacje miały miejsce w 1985 r.
- Truizmem jest twierdzenie, iż podczas wykonywania hymnu należy zachować szacunek. Głęboki smutek budzi fakt, że przykład niewłaściwego zachowania dała osoba odpowiedzialna do niedawna za edukację oraz osoba odpowiedzialna kiedyś za naszą dyplomację - uważa dr Janusz Sibora.
- Siła emocjonalna i wartość moralna niektórych utworów jest tak duża, że nie pytamy, czy jest to hymn, a powstajemy. Gdy po wojnie wykonywano "Czerwone maki" wszyscy w każdej sali wstawali - przypomina ekspert.