Robert Biedroń, lider Wiosny, poinformował w sobotę podczas konferencji prasowej, że władze jego partii wydały mu upoważnienie na prowadzenie rozmów o ewentualnym starcie w wyborach do parlamentu w szerokiej koalicji. Deklaracja ucieszyła szefa PO Grzegorza Schetynę, który opowiada się za jak najszerszą koalicją, ale zdecydowanie przeciwko opowiedział się Władysław Kosiniak-Kamysz, przewodniczący PSL.
Nie ma miejsca na jednej liście wyborczej, przy całym szacunku, szanowaniu poglądów Roberta Biedronia i jego ugrupowania, nie ma miejsca na jednej liście dla Wiosny i dla PSL-u. Takiej listy nigdy nie będzie
- powiedział były minister pracy i polityki społecznej.
Na ten ostry sprzeciw na łamach "Super Expresu" odpowiedział Robert Biedroń. - Nie bójcie się nas! Władziu, nie bój się mnie - powiedział tylko były prezydent Słupska.
Pytany o patową sytuację Borys Budka z PO odpowiedział w osobliwy sposób:
Mamy szanse zawrzeć poligamiczny związek i będziemy do niego namawiać PSL i Wiosnę. Liczę, że pójdziemy szeroką koalicją przeciw PiS.
PSL przed miesiącem poinformował o swojej decyzji, by w jesiennych wyborach do parlamentu wystawić Koalicję Polską ze Stronnictwem na czele. Do ugrupowania miałyby dołączyć się inne partie i środowiska podzielające wartości "chrześcijańskie, demokratyczne, ludowe i narodowe".
Odłączenie się od Koalicji Obywatelskiej było - jak mówił Kosiniak-Kamysz - następstwem rozmów z wyborcami. - Wiele osób mówiło: za dużo było skrętu w lewo i on jest niebezpieczny. My nie zgadzamy się na nadmierny skręt w prawo, na skrajność ze strony prawicy i ze strony lewicy - argumentował.