Były rzecznik MON po wyjściu z aresztu. "Nazywam się Misiewicz, Bartłomiej Misiewicz"

"Jestem pewny, że udowodnię swoją niewinność przed Sądem. Tymczasem... carpe diem!" - napisał po opuszczeniu aresztu Bartłomiej Misiewicz. Warunkiem opuszczenia aresztu przez byłego rzecznika MON było wpłacenie poręczenia w wysokości 100 tysięcy złotych.
Zobacz wideo

W czwartek rzecznik tarnobrzeskiej prokuratury Andrzej Dubiel potwierdził, że Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu odrzucił wniosek Prokuratury Okręgowej dotyczący przedłużenia aresztu tymczasowego wobec Bartłomieja Misiewicza. "Został sporządzony nakaz zwolnienia i Bartłomiej M. opuścił areszt" - potwierdził Dubiel.

Były rzecznik MON, a także były szef gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza już po wyjściu na wolność podziękował na Twitterze za wsparcie:

Bardzo dziękuję za wszystkie wyrazy wsparcia i modlitwy!!! Jestem pewny, że udowodnię swoją niewinność przed Sądem. Tymczasem... carpe diem! :)

Jak zaznaczył, nie chce by w związku z ciążącymi na nim zarzutami nazywać go Bartłomiejem M. "Ps. Nazywam się Misiewicz, Bartłomiej Misiewicz. A nie Bartłomiej M... ;)" - napisał.

Bliski współpracownik Antoniego Macierewicza trafił do aresztu pod koniec stycznia. Razem z byłym posłem PiS Mariuszem Antonim K. miał powoływać się na wpływy w państwowej instytucji i pośredniczyć w załatwieniu spraw celem uzyskania korzyści majątkowej. Ponadto Bartłomiej Misiewicz usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień funkcjonariusza publicznego i działania na szkodę spółki Polska Grupa Zbrojeniowa.

Więcej o: