Opisywaliśmy w ostatnią sobotę na Gazeta.pl, że podczas warszawskiej Parady Równości nieoczekiwanie na platformie Sojuszu Lewicy Demokratycznej pojawił się Robert Biedroń. Już wtedy zaczęto spekulować, o czym mógł rozmawiać z szefem SLD Włodzimierzem Czarzastym.
Sam lider Wiosny przed tym spotkaniem mówił, że zaproponował Sojuszowi wspólny start w wyborach do parlamentu. Temat powrócił w środę rano w RMF FM, gdy Robert Mazurek zapytał Czarzastego, co "szeptał mu do ucha Robert Biedroń na platformie". Lider SLD od razu żartobliwie wypalił:
Że mnie lubi, że mnie kocha, że mnie szanuje, że jestem przystojny, że jestem mądry, że świetnie prowadzę swoją postkomunistyczną partię, że zawsze ją bardzo szanował.
Później Czarzasty jednak potwierdził, że propozycje koalicji padły, a sam Biedroń zaproponował mu spotkanie, "które się odbyło".
Gdy prowadzący dopytywał, jaka jest w takim razie odpowiedź Czarzastego na propozycję koalicji z Wiosną, ten odparł, że wszystko w rękach działaczy SLD, którzy 29 czerwca zagłosują w tej sprawie w referendum.
23 tysiące członkiń i członków partii zdecydują, czy SLD ma iść samo, bo zawsze ten wariant wraca, czy w koalicji
- powiedział, podkreślając, że jeśli działacze zdecydują, że chcą do wyborów iść w koalicji, to "on i rada krajowa natychmiast podejmą decyzję". Czarzasty otwarcie za to przyznał, jaka forma startu do walki o miejsca w Sejmie mu odpowiada.
Ja uważam, że SLD powinno funkcjonować w tej koalicji, w której funkcjonowało w ramach wyborów do Parlamentu Europejskiego. (...). Ja wiem dokładnie, co chcę zrobić z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. (...). Będę namawiał jak najszerszą grupę partii i struktur, bo uważam, że to dobry pomysł. Zacznę od namawiania PSL-u
- mówił.