Falenta gra va banque. Człowiek, który zdaniem sądu stał za tzw. aferą taśmową, już nie prosi, ale po prostu żąda ułaskawienia od prezydenta Andrzeja Dudy. Dwa poprzednie wnioski w tej samej sprawie przepadły już na etapie opinii sądu. Pochodzący z Lubina biznesmen ma dziś prawomocny wyrok 2,5 roku więzienia i nic do stracenia. Dlatego licytuje tak wysoko, jak jeszcze żaden skazany z najważniejszymi osobami w państwie nie licytował. Sprawa jest tym ciekawsza, że na dniach ma się ukazać owiana tajemnicą książka o kulisach tzw. afery taśmowej.
"W hiszpańskim więzieniu 'gnije' człowiek, który wierzył w sprawę pt. Polska uczciwa i sprawiedliwa. Zrobił, co do niego należało, wywiązał się ze wszystkich złożonych obietnic i został okrutnie oszukany przez ludzi wywodzących się z Pana formacji" - Falenta pisze do głowy państwa w liście z 12 kwietnia tego roku, którego fragmenty opublikowała i opisała „Rzeczpospolita”.
Falenta zapewnia, że politycy PiS-u obiecali mu "wiele korzyści i łupów politycznych", ale został przez nich oszukany. Nie doczekał się bowiem nawet ułaskawienia. Jak twierdzi, dzisiaj nie ma już na nie nadziei. Odgraża się:
Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie się ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły.
Na poparcie swoich słów skazany przez sąd biznesmen przypomina, że wciąż jest w posiadaniu wielu nieupublicznionych nagrań z tzw. afery taśmowej. Wśród nich m.in. rozmowy premiera Mateusza Morawieckiego (wówczas prezesa Banku Zachodniego WBK) z prezesem banku PKO BP Zbigniewem Jagiełłą. Co więcej, Falenta wprost przyznaje, że pracował na zlecenie specsłużb, a konkretnie CBA, dla którego już po ujawnieniu afery miał pozyskać "wiele informacji i osób". Także tutaj dowodem mają być nagrania.
W swoim liście Falenta wymienia dwanaście nazwisk, wśród nich m.in. prominentni politycy obozu władzy: Jarosław Kaczyński (prezes PiS-u), Mariusz Kamiński (minister koordynator ds. służb specjalnych oraz wiceprezes PiS-u), Maciej Wąsik (zastępca Kamińskiego), Ernest Bejda (szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego). Na tym jednak nie koniec. Biznesmen przekonuje bowiem, że do nagrywania VIP-ów w warszawskich restauracjach namawiał go Stanisław Kostrzewski, doradca prezesa PiS-u. Sam Kaczyński miał zaś, zdaniem Falenty, cały proceder zaaprobować.
Już raz udowodniłem swoje możliwości. Po co to powtarzać?
- Falenta pyta prezydenta Dudę. W zamian za milczenie chce ułaskawienia, statusu świadka koronnego i zaprzestania jakichkolwiek działań przeciwko niemu ze strony wymiaru sprawiedliwości. Na spełnienie swoich żądań daje "dobrej zmianie" miesiąc.
Jaka jest wiarygodność spiskowej teorii Falenty oraz jego gróźb? Trudno to określić ze 100 proc. pewnością, ale pewne jest, że należy podchodzić do tego z olbrzymią rezerwą. Choćby ze względu na jego możliwe rosyjskie powiązania, o których w zeszłym roku pisała "Polityka". Dodatkowo mówimy o osobie skazanej prawomocnym wyrokiem sądu, która czuje, że pętla na szyi zaczyna się coraz mocniej zaciskać.
Czy wobec tego "dobra zmiana" może zbagatelizować słowa Falenty, uznając je za niegroźne i w zasadzie nieistotne? Zdecydowanie nie. Do PiS-u właśnie z całą siłą wraca to, że po przejęciu władzy sprawę tzw. afery taśmowej traktowało przedmiotowo i z uwzględnieniem politycznych korzyści swojego obozu. Wiele wątków tej afery (m.in. możliwa współpraca Falenty z CBA czy rzekome rosyjskie koneksje biznesmena) wciąż pozostaje niewyjaśnionych, bo i nikt wyjaśniać ich nie chciał. W PiS-ie zapewne uznano, że po skazującym (i de facto niewysokim) wyroku sprawa umrze śmiercią naturalną, a korzyści, jakie dzięki niej osiągnięto, już nikt nie odbierze.
Tymczasem chociaż oskarżenia i groźby Falenty brzmią co najmniej sensacyjnie, dla PiS-u jest to niemały problem. Z kilku powodów. Przede wszystkim jest to wizerunkowy cios w etos ugrupowania moralnie lepszego od konkurencji. To także duży znak zapytania przy metodach, jakimi PiS zdobyło władzę. Nawet, jeśli cała sprawa okaże się to pomówieniem skazańca, niesmak i wątpliwości pozostaną. A im dłużej będą trwać, tym gorzej dla "dobrej zmiany".
PiS będzie mieć również problem ze swoim nastawieniem do samego Falenty i tzw. afery taśmowej. Dopóki obciążał poprzednią ekipę, działając na jej polityczną i wizerunkową szkodę, w PiS-ie nikt go nie dezawuował, nikt się od niego nie odcinał, nikt nie apelował o powściągliwość w ferowaniu wyroków. Falenta był potężną maczugą, którą można było zmieść ze sceny politycznych rywali. Dzisiaj jest równie poważnym problemem. Z pewnością nie rozwiąże go nagłe odcinanie się od niego i podważanie jego wiarygodności (co zrobili już m.in. minister sprawiedliwości-prokurator generalny Zbigniew Ziobro, sekretarz stanu w KPRM Łukasz Schreiber oraz była rzeczniczka partii Beata Mazurek). Każdy może wówczas zapytać: dlaczego dolnośląski biznesmen niegodny zaufania stał się dopiero, kiedy podniósł rękę na PiS?
Jest wreszcie trzecia kwestia, którą na Nowogrodzkiej na pewno biorą teraz pod uwagę. Kwestia najbardziej pragmatyczna, a mianowicie wspomniana przez Falentę kolejna taśma z premierem Morawieckim. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że na pewno istnieje, a tym bardziej, co może na niej być, ale o większej liczbie nagrań z szefem rządu informował swego czasu Onet, powołując się na zeznania współpracujących z Falentą kelnerów. Nowa odsłona tzw. afery taśmowej to zaś ostatnie, czego opromienione zwycięstwem w eurowyborach PiS potrzebuje na starcie kampanii parlamentarnej.
To, że Falenta stał się nieoczekiwanym problemem dla PiS-u bynajmniej nie oznacza, że opozycja powinna brać go na sztandary i biegać po mediach twierdząc, że straciła władzę w wyniku zamachu stanu albo działalności zorganizowanej grupy przestępczej. Przypomnijmy: dopiero co Falenta był dla nich zwykłym kryminalistą, osobnikiem z podejrzanymi powiązaniami, personą niegodną krzty zaufania. Dzisiaj jego wiarygodność nie uległa zmianie względem 2015 czy 2018 roku. Warto o tym pamiętać, warto zachować dystans i chłodną głowę.
Niestety nie każdy idzie tą drogą. Radosław Sikorski, jeden z głównych "bohaterów" tzw. afery taśmowej i dopiero co wybrany europoseł, zdążył już odkurzyć i wrzucić na Twittera okładkę "Newsweeka", z której przekonuje, że rząd PO-PSL upadł wskutek pełzającego zamachu stanu. Roman Giertych, ulubiony mecenas Platformy, również wziął groźby Falenty za dobrą monetę i, zabezpieczając się jednym drobnym zastrzeżeniem, napisał: "Jeżeli prawdą jest to, co ujawnił Marek F. to w Polsce w latach 2014-2015 doszło do przejęcia władzy w wyniku przestępstwa. A wniosek, który sformułowałem od samego początku o zakwalifikowanie tego czynu jako działania w zorganizowanej grupie przestępczej(art. 258 KK) był zasadny".
Poseł Krzysztof Brejza w rozmowie z "Rzeczpospolitą" stwierdził:
Zdajemy sobie sprawę, że prokuratura pisowska będzie robiła wszystko, by ukryć mocodawców i osłonić premiera Mateusza Morawieckiego. Wobec osoby premiera i jego majątku robi się coraz gęstsza atmosfera. O zaginionym nagraniu Morawieckiego zeznał kelner w postępowaniu w 2014 roku. Ma istnieć ukryte nagranie, w którym Morawiecki chwali się przepisywaniem majątku na słupy. To, co mówi Falenta, jest spójne z tym, co zeznał jeden z kelnerów w postępowaniu karnym.
- Pan Falenta nie należy do ludzi bardzo wiarygodnych, ale też nie lekceważyłbym tego, co pisze w sytuacji, kiedy grozi mu odsiadka w więzieniu. Wyraźnie podejmuje próbę uzyskania ułaskawienia przez prezydenta - to już z kolei były prezydent Bronisław Komorowski na antenie Radia ZET.
Dużo racjonalniejsze i spokojniejsze podejście do sprawy zaprezentował były szef MON Tomasz Siemoniak, który w programie "Tłit" Wirtualnej Polski ostrożnie wypowiadał się o możliwych związkach Falenty z PiS-em. - Potrzebna jest sejmowa komisja śledcza ws. Marka Falenty i afery podsłuchowej - ocenił wiceprzewodniczący PO. I trudno się z nim nie zgodzić. Jeśli w najnowszej historii Polski jakaś sprawa, ze względu na swoje znaczenie dla bezpieczeństwa i funkcjonowania państwa, wymagała powołania komisji śledczej, to była nią właśnie sprawa Marka Falenty i tzw. afery taśmowej.