"Jedynka to nie koniec" - pod takim hasłem Gazeta.pl i MamPrawoWiedziec.pl zachęcają we wspólnej akcji do dokładnego zapoznania się z życiorysami i priorytetami wszystkich kandydatów z interesującej nas listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Pozycja kandydata na liście nie powinna mieć dla nas, wyborców, żadnego znaczenia - liczy się to, czy dana osoba wyznaje nasze wartości i czy uważamy ją za godnego reprezentanta naszych spraw w Europarlamencie.
Do wyborów do Parlamentu Europejskiego pozostało zaledwie kilka dni. Kandydaci na kampanię mają czas do piątku do północy - wówczas rozpoczyna się cisza wyborcza, która zakończy się w niedzielę wraz z zamknięciem wyborczych lokali.
Wydaje się, że największymi pewniakami w wyborach do Parlamentu Europejskiego są osoby startujące z "jedynek", czyli pierwszych miejsc na listach. Jak wynika z przeprowadzonych przez nas wyliczeń na podstawie danych Państwowej Komisji Wyborczej, w wyborach do PE "jedynki" zgarniają za każdym razem ponad połowę wszystkich ważnych głosów.
Dotychczasowe wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazują, że szanse na zwycięstwo poza "jedynkami" mają tak naprawdę tylko osoby bardzo rozpoznawalne. Te mniej widoczne, nawet mimo swoich kompetencji i doświadczenia zawodowego zwykle nie mają szans na dobry wynik.
W ostatnich wyborach do Europarlamentu w 2014 r. na pierwsze miejsca na listach we wszystkich okręgach zagłosowało 3 716 319 osób, co stanowi ok. 52,57 proc. wszystkich ważnych głosów.
Wybory do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. Marta Kondrusik, Marcin Kozłowski/Gazeta.pl, PKW
Spośród 51 wybranych europosłów jedynie 12 nie było "jedynkami" (w niektórych wypadkach z danej listy oprócz "jedynki" wchodził też kandydat z innego miejsca).
Sporą niespodzianką w okręgu bydgoskim był wynik byłego wicepremiera i ministra finansów Jacka Rostowskiego, który zdobył z tego miejsca ponad 32 tysiące głosów. Mandat w europarlamencie uzyskał Tadeusz Zwiefka z trzeciego miejsca (43,9 tys. głosów). Na dwójce kandydatką była pływaczka i medalistka olimpijska Otylia Jędrzejczak (nieco ponad 10 tys. głosów).
W okręgu nr 5 do Parlamentu Europejskiego z "czwórki" na liście PiS dostał się Zbigniew Kuźmiuk z wynikiem 69 035 głosów. Daleko w tyle pozostawił kandydującego z pierwszego miejsca Wojciecha Jasińskiego (ponad 35 tys. głosów).
Wyborcy PiS-u zrobili też niespodziankę partyjnym władzom w okręgu nr 8. Tam lokomotywą listy miał być Waldemar Paruch, na którego zagłosowało ostatecznie ponad 43,5 tys. osób. W rezultacie to nie Paruch zdobył mandat, a startujący z "dwójki" Mirosław Piotrowski (ponad 73 tys. głosów).
Zaskoczenie pojawiło się również w szeregach PSL-u. Tam w okręgu nr 8 mandat zdobył Krzysztof Hetman (ok. 24,9 tys. głosów). Startującego z pierwszego miejsca Arkadiusza Bratkowskiego (10,2 tys. głosów) "przegonił" także kandydujący z "czwórki" Józef Zając (13,5 tys. głosów).
W wyborach w 2009 r. "jedynki" poparło 4 023 931 wyborców, co stanowiło ok. 54,64 proc. wszystkich ważnych głosów. Spośród 50 wybranych wtedy europarlamentarzystów, 20 pochodziło spoza "jedynek".
I dziesięć lat temu nie zabrakło niespodzianek - w okręgu nr 1 na liście PiS bezkonkurencyjny okazał się Tadeusz Cymański, startujący z "piątki" (ponad 41,5 tys. głosów). Kandydująca z pierwszego miejsca Hanna Foltyn-Kubicka nie uzyskała mandatu, zdobywając w sumie nieco ponad 24 tys. głosów.
W okręgu nr 5 europosłanką z list PO została Jolanta Hibner startująca z drugiego miejsca (ok. 45,4 tys. głosów), która pokonała "jedynkę" - Jacka Kozłowskiego - o prawie 9 tys. głosów.
Marianowi Krzaklewskiemu w okręgu nr 9 "jedynka" nie przyniosła szczęścia. Kandydującego z listy Platformy Obywatelskiej polityka poparło ok. 25,4 tys. wyborców, co jednak okazało się niewystarczające. Mandat przypadł Elżbiecie Łukacijewskiej (drugie miejsce na liście, ponad 60 tys. głosów).
Podobne sytuacje miały też miejsce w przypadku SLD. W okręgu nr 10 z "dwójki" dostała się do Europarlamentu Joanna Senyszyn (43,6 tys. głosów), pokonując Andrzeja Szejnę z "jedynki" (33,1 tys.). W okręgu nr 11 europosłem został Adam Gierek (miejsce drugie, ponad 69 tys. głosów), bez powodzenia "jedynka", czyli Jerzy Markowski (35,1 tys.).
W 2004 r. na "jedynki" zagłosowało 3 262 275 osób, co dawało 53,55 proc. wszystkich ważnych głosów. Spośród 54 eurodeputowanych, dziewięciu nie było jedynkami.
Zaskoczeniem w okręgu bydgoskim był wówczas m.in. wynik Tadeusza Zwiefki (dotychczas znanego przede wszystkim z programu "Telekurier" w TVP3), który zgarnął euromandat z wynikiem 26,1 tys. głosów, pokonując "jedynkę" - Jacka Bendykowskiego - o prawie 5 tys. głosów.
- Jeżeli porównamy prawdopodobieństwo wyboru z "jedynki" i z pozostałych miejsc, to z "jedynki" jest ono oczywiście dużo wyższe. Jest duża część wyborców, która głosuje po prostu na listę, a nie konkretną osobę - przyznaje w rozmowie z Gazeta.pl socjolog dr hab. Michał Wenzel z Uniwersytetu SWPS.
Wskazuje jednak, że w przypadku eurowyborów to rozpoznawalność nazwiska ma kluczowy wpływ na decyzje głosujących.
- W wyborach do Sejmu czy sejmików układ list ma większe znaczenie niż w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Do PE kandyduje dużo znanych postaci, bywało, że "jedynki" wcale nie wchodziły. Jest stosunkowo niska frekwencja, co oznacza, że do wyborów idzie elektorat najbardziej zmobilizowany, a taki elektorat wie, na kogo głosuje - komentuje dr hab. Michał Wenzel.
Jak dodaje socjolog, im bardziej znane są postaci na dalszych miejscach, tym większe prawdopodobieństwo, że to nie "jedynce" przypadną głosy.
O bieżących wydarzeniach dotyczących kandydatów i kampanii wyborczej codziennie możecie przeczytać na Gazeta.pl.
Na MamPrawoWiedziec.pl znajdziecie natomiast listę kandydatek i kandydatów do Parlamentu Europejskiego z krótkimi informacjami na temat ich działalności politycznej, wykształcenia i doświadczenia zawodowego. Z kolei pod tym adresem w przedwyborczej porównywarce MamPrawoWiedziec.pl możecie wypełnić kwestionariusz i sprawdzić, który z kandydatów najbardziej podziela wasze poglądy.