"To walka o Europę, o duszę Europy". Czy liberalna demokracja zdoła obronić Unię przed populistami i nacjonalistami?

Populiści i nacjonaliści jeszcze nigdy w historii Unii Europejskiej nie byli tak silni. Od ich wyniku w majowych wyborach zależy, jaka będzie przyszłość Wspólnoty w kolejnych latach.
Zobacz wideo

Jeśli ktoś myślał, że największa fala populizmu przez Unię Europejską już przeszła, to się pomylił. Dowodów nie trzeba szukać daleko. Wielka Brytania, kwiecień tego roku. W sześciu z dziesięciu sondaży pokazujących poparcie przed wyborami do europarlamentu - Londyn bierze w nich udział, ponieważ nie zdołał przeprowadzić brexitu do 29 marca - wygrywa Brexit Party. Jej średnie poparcie w tym okresie to 21,73 proc. Niewiele? Nie do końca. Eurosceptycy są bowiem na fali wznoszącej - ostatnie pięć badań przewiduje ich zwycięstwo w głosowaniu, które na Wyspach odbędzie się 23 maja.

Czym jest Brexit Party? To ni mniej, ni więcej, a nowa odsłona Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Na jej czele stoi najsłynniejszy eurosceptyk w Europie - Nigel Farage. Aktualny deputowany do Parlamentu Europejskiego i jeden z ojców kampanii brexitowej zostawił UKIP pod koniec 2018 roku, oskarżając swoją byłą już partię o "fiksację" na punkcie islamu i ostry skręt w stronę radykalnej prawicy.

Sam Farage doskonale zdaje sobie sprawę, że od czasu głosowania brexitowego wiele się zmieniło. Dlatego dzisiaj jego wrogiem nie jest wyłącznie Unia Europejska, ale również obecna premier Theresa May. Zdaniem lidera Brexit Party, szefowa rządu "uczyniła z Wielkiej Brytanii pośmiewisko na arenie międzynarodowej". - Mamy ambicje, żeby dokonać rewolucji w brytyjskiej polityce - zakończyć funkcjonowanie systemu dwupartyjnego, jaki znamy. On już nie działa - zapowiedział na łamach "The Sun" Farage. - Chcemy wywrzeć głęboki wpływ na Partię Konserwatywną i raz jeszcze przesunąć punkt ciężkości na brytyjskiej scenie politycznej - dodał.

Do eurowyborów został niespełna miesiąc. Wiele wskazuje, że jeden z czołowych populistów europejskiej polityki znów może dopiąć swego.

Hałaśliwa realna siła

Ale postawić na swoim może nie tylko Farage i jego Brexit Party. Praktycznie w każdym unijnym kraju jest silna partia nacjonalistyczna i/lub populistyczna. - Badania opinii publicznej pokazują, że tego rodzaju ugrupowania zyskują na znaczeniu. Zazwyczaj cieszą się stabilnym poparciem rzędu 10-20 proc. W historii Unii Europejskiej populiści i eurosceptycy nigdy nie byli tak silni - mówi w rozmowie z Gazeta.pl politolożka i socjolożka prof. Renata Mieńkowska-Norkiene, specjalistka od tematyki europejskiej z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Rzut oka na największe, oprócz Wielkiej Brytanii, państwa unijne i kwietniowe sondaże przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Włochy - rządzące krajem Liga Północna i Ruch Pięciu Gwiazd łącznie cieszą się średnim poparciem na poziomie odpowiednio 32,51 i 21,85 proc. (łącznie daje to ponad 54 proc.). Francja - Zjednoczenie Narodowe (dawny Front Narodowy) popiera średnio 21,58 proc. obywateli, czyli mniej więcej tyle, co rządzącą koalicję En Marche! i Ruchu Demokratycznego. Niemcy - antyeuropejska i nacjonalistyczna Alternatywa dla Niemiec w sondażach ma 10,75 proc. i jest czwartą siłą polityczną w kraju. Hiszpania - przez ostatnie miesiące o miano partii numer dwa na krajowym podwórku zażarcie rywalizowała nacjonalistyczna partia Vox, jednak w niedawnych wyborach parlamentarnych ostatecznie otrzymała poparcie rzędu 10,26 proc., co było piątym wynikiem w stawce.

Z kolei w Austrii rząd współtworzy nacjonalistyczna i antyunijna Wolnościowa Partia Austrii. Jej średnie poparcie sondażowe wynosi 23 proc. (kwiecień 2019 roku). To oznacza, że formacja Heinza-Christiana Strache jest tuż za Socjaldemokratyczną Partią Austrii (27 proc.) i Austriacką Partią Ludową kanclerza Sebastiana Kurza (28,67 proc.).

Wszystkie wymienione ugrupowania łączy jedno - jawnie antyunijne nastawienie i narodowy lub wręcz nacjonalistyczny charakter. Metody działania również są podobne - granie na społecznych lękach, frustracjach i nierównościach oraz wykorzystywanie zmęczenia "starymi" partiami. Dalej - zaostrzanie dyskursu publicznego i przekonywanie o słabości opierającej się na wypracowywaniu kompromisów i konsensusów Unii Europejskiej.

Bogusław Liberadzki, eurodeputowany SLD:

Antyunijni populiści to realna siła i czynnik, który może poważnie zaszkodzić spójności Unii Europejskiej. Odwołują się do najniższych instynktów społecznych, poczucia stadności. Są hałaśliwi, a przez to widoczni, co dodatkowo napędza im poparcia.

Akcje Brukseli idą w dół

O tym, że antyunijna i populistyczna retoryka pada na podatny grunt świadczy najnowsze badanie Eurobarometru, zrealizowane na zlecenie Komisji Europejskiej między 19 lutego i 4 marca tego roku na próbie niemal 28 tys. Europejczyków. Płynie z niego prosty wniosek – popularność Unii spada. O ile nie dziwi, że 37 proc. Brytyjczyków chce opuszczenia Unii, o tyle wyniki pozostałych państw są dla brukselskich technokratów poważnym powodem do niepokoju.

Za plecami Wielkiej Brytanii znalazły się Czechy (24 proc.) oraz trzy inne państwa - Austria, Francja i Grecja (w każdym z nich odsetek zwolenników opuszczenia Wspólnoty wyniósł 21 proc.). Nawet w Niemczech antyunijne nastroje zyskują na sile i już co dziesiąty Niemiec wolałby, żeby jego kraj Unię opuścił. Spada też liczba zwolenników pozostania we Wspólnocie - od sierpnia 2018 roku zmalała o 5 pkt proc. (z 81 do 76 proc.).

Wizerunek i społeczny odbiór Unii również mają się, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. Pozytywnie Wspólnotę ocenia 46 proc. Austriaków i Greków, 43 proc. Brytyjczyków, 40 proc. Chorwatów, 36 proc. Włochów i 33 proc. Czechów.

Stosunek Polaków do Unii Europejskiej na tle innych państw członkowskich wciąż wydaje się jak najbardziej pozytywny. 76 proc. z nas chce pozostania w Unii, podczas gdy tylko 9 proc. domaga się jej opuszczenia. Ponadto 68 proc. Polaków uważa nasze członkostwo we Wspólnocie za coś dobrego, przeciwnego zdania jest co dwudziesty badany.

Wielkie plany vs twarda rzeczywistość

Kryzys zaufania do Unii i wiary w jej przyszłość chcą wykorzystać populiści. Już na przełomie roku europejskie media obiegła wiadomość, że wicepremier Włoch Matteo Salvini, lider współrządzącej krajem Ligi Północnej, planuje po majowych wyborach utworzyć w Parlamencie Europejskim antyunijną międzynarodówkę.

Wiceszef włoskiego rządu w nowej frakcji widział ugrupowania wchodzące w skład Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) oraz Europy Narodów i Wolności (ENF). Chciał w ten sposób wykorzystać brexit, który poważnie osłabiłby pierwszą z tych frakcji. Na czele nowego sojuszu miała stanąć jego Liga Północna oraz francuskie Zjednoczenie Narodowe. Skład frakcji uzupełniałyby m.in. holenderska Partia Wolności, Alternatywa dla Niemiec, Wolnościowa Partia Austrii i Duńska Partia Ludowa. Wedle wyliczeń Salviniego dawałoby to 150-200 mandatów w 750-osobowym europarlamencie. Taka siła przekładałaby się z kolei się na realne wpływy w podziale unijnych stanowisk i pieniędzy.

W Polsce ambitne plany Salviniego wzbudzały olbrzymie emocje, jednym z kluczowych członków frakcji eurosceptyków miało zostać Prawo i Sprawiedliwość. Na Nowogrodzkiej doszło nawet do spotkania Salviniego z prezesem PiS-u Jarosławem Kaczyńskim i jego najbliższym otoczeniem. Ze współpracy (na razie) nic nie wyszło, a później polityczną układankę włoskiego polityka mocno skomplikowało opóźnienie brexitu.

Prof. Mieńkowska-Norkiene przewiduje, że z wielkiej koalicji ostatecznie nic nie wyjdzie. Raz, że sytuacja polityczna w Europie w ciągu ostatniego półrocza istotnie się zmieniła (opóźniony brexit); dwa, że zawiązanie jawnie antyunijnej koalicji wyszłoby bokiem wielu jej członkom (europejskie społeczeństwa wciąż Unię bardziej popierają, niż krytykują, a udział w projekcie Salviniego byłby poważnym balastem wizerunkowym przed wyborami krajowymi).

- Wielkie plany rozbiły się o twardą, polityczną rzeczywistość - ocenia europoseł SLD Bogusław Liberadzki. I dodaje: - W Parlamencie Europejskim o antyunijnej koalicji w ostatnich tygodniach było zupełnie cicho. Także więcej tu deklaracji i zapowiedzi niż rzeczywistego strachu. W praktyce, każdy z potencjalnych członków tego sojuszu gra na siebie, myśląc o wyborach krajowych.

W to, że projekt premiera Salviniego się zmaterializuje nie wierzy również inna eurodeputowana z Polski – prof. Danuta Huebner (Platforma Obywatelska). Nie uważa jednak, że zagrożenie dla Unii minęło. – To będzie raczej kilka mniejszych grup niż jedna, wielka frakcja. Spodziewam się, że będą pragmatycznie kierować się konkretnymi celami i budować wielką koalicję w konkretnych sprawach – przekonuje w rozmowie z Gazeta.pl. Jej zdaniem "na pewno będzie to nowa siła i nowy rodzaj ideologii w Parlamencie Europejskim. Bez względu, czy sposób działania eurosceptyków przybierze formę radykalną i antyeuropejską, czy bardziej 'miękką” i utajoną".

Europosłanka Platformy dostrzega też inne poważne zagrożenie. Tym razem po stronie formacji proeuropejskich.

Obawiam się braku zdolności do stworzenia silnej i klarownej większości, która obroni fundamentalne wartości unijne. Głównym testem jedności największych proeuropejskich partii będzie wybór najważniejszych urzędników unijnych, zwłaszcza przewodniczącego Komisji Europejskiej. Będzie niezwykle trudno o kompromis – przewiduje Huebner.

Walka o duszę Europy

Na co więc realnie mogą liczyć europejscy populiści i narodowcy w nowym rozdaniu w Brukseli? – Będą o wiele silniejsi niż dotychczas, a temperatura debaty w Parlamencie Europejskim zbliży się do tej, którą znamy z niektórych parlamentów krajowych – prognozuje były prezydent Aleksander Kwaśniewski. I dodaje, że w jego ocenie w odbywających się pod koniec maja wyborach zdobędą ok. 35 proc. mandatów w europarlamencie.

- W dobrym tonie jest dzisiaj mówić, że Unia Europejska jest zagrożona, że jest w odwrocie. Ale eurosceptycy są przeszacowani - mówi nam z kolei europoseł Bogusław Liberadzki. Ocenia, że formacje antyunijne w nowej kadencji Parlamentu Europejskiego będą mieć nie więcej niż 100-120 szabel.

Podobnie sprawę widzi prof. Renata Mieńkowska-Norkiene. Zwraca uwagę, że Europejska Partia Ludowa (EPP) oraz Partia Europejskich Socjalistów są wciąż dostatecznie mocne, żeby odeprzeć szturm populistów i narodowców. Zwłaszcza, że w razie mogą liczyć na pomoc, a być może także sojusz, liberałów z ALDE. Politolożka zwraca uwagę, że decydujący wpływ może mieć coś, co jest niezależne od tej czy innej rodziny politycznej w Europie. A mianowicie zewnętrzny wpływ na finisz kampanii oraz same wybory. – Jeśli zmasowana akcja dezinformacyjna rosyjskich służb skutecznie zadziała w krajach bałtyckich i państwach Europy Środkowo-Wschodniej, po 26 maja możemy się obudzić w zupełnie innej rzeczywistości politycznej – podkreśla.

Nie mniej ważna w kontekście przyszłości Unii jest też inna kwestia. Brukselscy technokraci muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Wspólnota przestała być dla Europejczyków tak atrakcyjna i cenna jak dawniej. Dotyczy to zwłaszcza młodego pokolenia, które innej rzeczywistości niż ta unijna nie zna, bo i znać z racji swojego wieku nie może. Dlatego tak łatwo daje się uwieść populistom, którzy oferują szybkie i proste odpowiedzi na nawet najbardziej złożone problemy Starego Kontynentu.

Dopóki Unia tej odpowiedzi nie znajdzie, będzie walczyć jedynie z objawami, a nie przyczynami choroby. Grać na przeczekanie i minimalizację strat. Właśnie tak będzie w dniach 23-26 maja, gdy Europejczycy wybiorą nowy skład europarlamentu i zadecydują, w którą stronę w kolejnych pięciu latach podąży zjednoczona Europa.

Majowe wybory europejskie będą najważniejszymi w ostatnich 20-30 latach. Gra toczy się o być albo nie być Unii Europejskiej. O to, jakiej Europy chcemy dla następnych pokoleń. Wybór będzie bardzo prosty: jesteś za silną, zjednoczoną i konkurencyjną Europą albo przeciwko niej

- prezydent Kwaśniewski nie pozostawia wątpliwości.

To walka o Europę, o duszę Europy

- dodaje Danuta Huebner.

Zobacz wideo
Więcej o: