"Rzeczpospolita" opisuje sprawę rzekomych sekstaśm z agencji towarzyskich, na których nagrano polityków, arcybiskupa, wiceministra obrony czy szefa jednej z komend policji. Według nieoficjalnych informacji nagrań jest blisko cztery tysiące. "Taśmy miały trafić na Ukrainę, a do jednej z nich dotarł były agent CBA Wojciech J." - pisze dziennik.
Sprawa sięga roku 2016, gdy ABW urządziło nalot na agencje towarzyskie na Podkarpaciu, które prowadzili Aleksiej i Jewgenij R. z Ukrainy. Wtedy też zatrzymano dwóch naczelników z Centralnego Biura Śledczego Policji. Jeden z nich, Daniel Ś., miał - ujawniło to śledztwo prokuratury - ochraniać biznes Ukraińców. Sekstaśmy pochodziły właśnie z agencji braci.
Jak opisuje "Rzeczpospolita":
Według naszych informacji w prokuratorskim śledztwie potwierdzono, iż bywalcami agencji towarzyskich braci R. były VIP-y z różnych kręgów - m.in. polityki i biznesu, nie tylko lokalni. (...) To całkiem prawdopodobne, że biznes kręcił się latami właśnie dzięki nagraniom, które mogły służyć do szantażu.
Nie wiadomo jednak, czy prokuratura posiada nagrania - śledczy prowadzący dochodzenie odmówił podania informacji na ten temat. Co ważne, Daniel Ś. z CBŚP, który dostał zarzuty, obecnie jest detektywem. O śledztwie nie chciał mówić.
Bracia R. zostali już skazani - za kierowanie grupą przestępczą czerpiącą zyski z handlu ludźmi i przekupstwo funkcjonariusza publicznego. Jeden dostał 1,5 roku więzienia, drugi - rok. Nie trafili jednak za kratki - zaliczono im areszt na poczet kary.
"Rzeczpospolita" dopytywała, dlaczego Ukraińcy dostali tak niskie wyroki i co przekazali śledczym - jednak sprawa jest tajna i sędzia skazujący braci R. "nie mógł wyjaśnić tych okoliczności".
Wojciech J., były agent CBA, co nagłośniło Radio ZET, twierdzi, że widział jedno z takich nagrań, a taśmę przekazał mu OZI (informator). Jednak według jego relacji w służbie sprawę zatuszowano, ponieważ nagrano polityka Prawa i Sprawiedliwości.
Obecnie Wojciech J. złożył zawiadomienie do prokuratury ws. przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez szefa CBA. Z kolei CBA także złożyło zawiadomienie na Wojciecha J. o popełnieniu przez niego przestępstw - nie wiadomo tylko, jakich. CBA zresztą zaprzeczało doniesieniom J., gdy tylko sprawa ujrzała światło dzienne:
Nie potwierdzono opisywanych przez byłego funkcjonariusza wydarzeń. Co więcej, sam autor pisma nie dostarczył żadnych dowodów w opisywanej przez siebie sprawie. Z dotychczas wykonanych czynności wynika jednoznacznie, że pismo byłego funkcjonariusza CBA jest nieprawdziwe.