Czy Wiosna doczeka jesieni? Pierwszy poważny egzamin Biedronia w roli lidera partii

Po spektakularnym początku nie ma już śladu. Dwa miesiące po wejściu do wielkiej polityki Wiosna Biedronia musi zażarcie walczyć o każdy punkt procentowy w sondażach i na nowo wymyślić siebie w świecie zdominowanym przez duopol PO-PiS. Okazją do "odbicia" ma być poświęcona kwestiom europejskim warszawska konwencja partii.
Zobacz wideo

Dobrze już było. Tak najkrócej można by opisać aktualne położenie formacji byłego prezydenta Słupska. Efekt świeżości, który towarzyszył Wiośnie i jej politykom w pierwszych tygodniach po konwencji założycielskiej na Torwarze bezpowrotnie minął. Wiosna weszła do brutalnego świata polskiej polityki, którym od kilkunastu lat rządzą dwaj wyrachowani gracze - Platforma oraz Prawo i Sprawiedliwość. Szybko okazało się, że tzw. stare partie nie zamierzają pozwolić odesłać się do lamusa politycznym debiutantom.

Dwa miesiące po "wystartowaniu" partii Wiosna ma trzy zasadnicze problemy. Pierwszy to, rzecz jasna, spadające poparcie sondażowe, przy jednoczesnych wzrostach dwóch największych graczy. Drugi - brak niszy tematycznej, którą znalazłaby i zmonopolizowała Wiosna, narzucając narrację pozostałym partiom. Wreszcie trzeci, można powiedzieć, że strategiczny - niecałe dwa miesiące przed wyborami do europarlamentu nie widać pomysłu na to, jak i z kim w walce o głosy Polaków chce rywalizować Wiosna. Brakuje jej wyrazistego samookreślenia w czasach, gdy to wyrazistość decyduje o być albo nie być w polskiej polityce.

Problem pierwszy - sondaże

- Średnia w lutym to 11 proc. dla Wiosny, nie mamy jeszcze danych za marzec - bronił się Biedroń w niedawnym wywiadzie dla OKO.press, gdy padły trudne pytania o spadające "słupki" Wiosny. Po chwili szybko dorzucił argumentum ad Palikotum: - Kiedy startowałem do Sejmu z Ruchu Palikota mieliśmy 2-3 proc. Atakowano Palikota, że nic z tego nie będzie. A Palikot zrobił 10 proc. Kiedy startowałem na prezydenta Słupska wszyscy się śmiali, że jestem bez szans, bo mam 5-6 proc. w sondażach, ale wygrałem wybory.

Wspomniane przez Biedronia dane za marzec już są. Nie tylko nie przynoszą poprawy, ale wręcz pokazują, że trend spadkowy notowań Wiosny się pogłębia. Średnia dwunastu marcowych sondaży (za ewybory.eu – przyp. red.) daje tej formacji już tylko 6,81 proc. głosów. W dwóch z nich partia Biedronia znajduje się pod progiem wyborczym - odpowiednio z wynikami 4,5 i 4 proc. - a w jednym osiąga wynik na poziomie progu (5 proc.). Tylko raz poparcie Wiosny jest dwucyfrowe - 11 proc. w sondażu Kantar Millward Brown dla "Gazety Wyborczej" - a przecież wedle oficjalnych zapewnień polityków tej partii właśnie taki rezultat jest celem na wybory do europarlamentu.

Nastrojów w Wiośnie na pewno nie poprawia też fakt, że sondażowym spadkom ich ugrupowania towarzyszy wzrostowy trend Koalicji Europejskiej. Skupiony wokół Platformy Obywatelskiej sojusz nie tyle depcze już PiS-owi po piętach, co nawet z nim wygrywa. W marcu udało się to dwukrotnie - 35 do 33 proc. w badaniu Kantar Millard Brown dla "GW" i 41,82 do 39,35 proc. w sondażu Instytutu Badań Spraw Publicznych. W pozostałych marcowych badaniach Koalicja co prawda przegrywa ze Zjednoczoną Prawicą, ale różnica wynosi tylko ok. 2 pkt proc. na korzyść rządzących. Czyli utrzymuje się w granicach błędu statystycznego. Korzystny dla Koalicji trend potwierdza także pierwsze kwietniowe badanie. Bok opozycyjny wygrywa w nim z obozem władzy 41,51 do 38,76 proc.

Dlaczego te sondaże są tak ważne? Bo definiują pozycję negocjacyjną Wiosny i Koalicji przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Biedroń chciałby startować w nich samodzielnie, uzyskać 15-20 proc. i współtworzyć rząd. Z kolei Grzegorz Schetyna liczy na to, że Wiosna z kolejnymi miesiącami będzie słabnąć, uzyska bardzo przeciętny wynik do europarlamentu i przed jesienią uda mu się ją inkorporować do Koalicji Europejskiej (wtedy już zapewne pod inną nazwą). Rzecz jasna na własnych warunkach. Wówczas de facto cała antyrządowa opozycja byłaby podporządkowana właśnie Schetynie.

Problem drugi - brak niszy

Platforma, a patrząc szerzej Koalicja Europejska, odrobiła brutalną lekcję z 2015 roku. W kampanii parlamentarnej PiS uderzyło w jej najsilniejszy punkt, czyli opowieść o cywilizacyjnym sukcesie Polski w latach 2007-15. Platforma nie potrafiła obronić swojej "działki", cofnęła się do obrony i już z tej obrony nie wyszła. Teraz w podobny sposób postąpiła z Wiosną - zaatakowała jej najmocniejszą stronę, a więc prawa mniejszości seksualnych.

Symboliczne dla tej strategii było podpisanie deklaracji LGBT+ przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Ktoś mógłby się w tym miejscu oburzyć, przypominając, że wielu polityków Koalicji odcięło się przecież od wiceprezydenta stolicy Pawła Rabieja, gdy ten w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" poruszył temat adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Tyle że jak pokazał czas, nie przeszkodziło to PO-PiS-owi w podzieleniu się tematem LGBT. Platforma obsadziła rolę ich obrońcy, a PiS - szwarccharakteru.

Wiosna bitwę o prawa mniejszości seksualnych zupełnie temat przespała, chociaż wydawać by się mogło, że nikt nie powinien jej na tym polu zagrozić. Dopiero gdy bitewny kurz opadł, Biedroń ogłosił swoją "Piątkę LGBT". Tyle że wówczas wszystko było już rozstrzygnięte. Ucząc się na swoich błędach Wiosna próbowała (nadal próbuje?) narzucić nowy wiodący temat tej kampanii, czyli walkę z przywilejami Kościoła. Z minionych kampanii wiadomo jednak, że choć temat ten zawsze wywołuje burzę w przestrzeni publicznej, nie jest wehikułem, który mógłby kogokolwiek w Polsce ponieść do wyborczego sukcesu. Wiosna raczej nie dokona tutaj przełomu. Musi więc spróbować z tematyką europejską, której poświęcona będzie najbliższa konwencja.

Problem trzeci - tożsamość, czyli skuteczność vs autentyczność

Ostatni z poważnych problemów palących Wiosnę jest być może najpoważniejszy. To całościowy pomysł na spozycjonowanie partii na polskiej scenie politycznej. Obecnie przez "polską scenę polityczną" należy w praktyce rozumieć PiS i Platformę.

Biedroń usiłował zbudować partię środka, całkowicie odcinającą się do wojny polsko-polskiej. - To nie jest moja wojna - mówił, kiedy pytano go, czy ramię w ramię z Platformą zamierza bojkotować wiernie wspierającą "dobrą zmianę" Telewizję Polską. Wystarczyły dwa miesiące poruszania się w PO-PiS-owskiej rzeczywistości, żeby okazało się - nie pierwszy zresztą raz w ostatnich latach - że wchodząc do systemu, nie można być całkowicie obok niego.

Były prezydent Słupska na początku starał się sprawiedliwie rozdawać razy politycznym rywalom. Na Torwarze równo obrywała i Platforma, i PiS. Ostatnie kilkanaście dni to już jedna zwrot bardziej w stronę narracji antyrządowej, chociaż gdzieniegdzie wciąż wbijane są szpileczki tak Platformie, jak i całej Koalicji Europejskiej. Patrząc po sondażach efekt jest taki, że wyborcy Wiosny są nieco zdezorientowani. Nie wiedzą, czego tak naprawdę chce Wiosna, z kim walczy i o co. Nie ma jednej spójnej narracji, nie ma jasno nakreślonych, konsekwentnie wprowadzanych do debaty publicznej i narzucanych przeciwnikom tematów, nie ma długofalowej wizji funkcjonowania samej partii.

Wedle CBOS-u partią drugiego wyboru dla elektoratu Wiosny jest Platforma, a dla elektoratu PO - Wiosna. Już dziś widać, że część wyborców Wiosny nie widzi sensu w oddawaniu swojego głosu na partię, która pozostaje niedookreślona, a co za tym idzie niepewna. Zamiast tego wolą poprzeć mającą niezwykle prosty i konkretny - choć jednowymiarowy - przekaz Platformę/Koalicję.

Jeśli Biedroń chce, żeby Wiosna stała się partią masową, realnie walczącą o władzę, musi pogodzić się z rzeczywistością - wyborcom po stronie opozycyjnej bardziej zależy dzisiaj na zakończeniu rządów PiS-u niż na zakończeniu wojny polsko-polskiej. Jeśli w porę tego nie zrozumie, skończy najpierw balansując na krawędzi progu wyborczego, a potem spadając poniżej tego progu i lądując na politycznej "kanapie".

Zobacz wideo
Więcej o: