Na Ukrainie w niedzielę odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich, które przez jednych określane są jako najważniejsze od 1991 r., przez innych zaś - jako najdziwniejsze w historii kraju. Wśród 39 kandydatów, spośród których Ukraińcy wybiorą swojego prezydenta, znajdują się m.in. telewizyjny showman Wołodymyr Zełenski, aktualny prezydent Petro Poroszenko i była premier Julia Tymoszenko.
Zełenski to komik, który stał się faworytem w pierwszej turze głosowania i wielkim znakiem zapytania zarazem. Jego średnie poparcie w marcowych sondażach wynosiło aż 26,8 proc., co sprawia, że niemal na pewno znajdzie się w drugiej turze. Obok niego na sondażowym podium znajdują się Poroszenko ze średnimi wynikami na poziomie 16,4 proc. oraz Tymoszenko, dla której poparcie deklaruje średnio 16,1 proc. respondentów. Wszystko wskazuje więc na to, że niedzielna noc będzie dla Ukraińców bardzo ekscytująca.
Choć trudno jest oszacować dokładną liczbę przebywających w Polsce imigrantów z Ukrainy, prawdopodobnie jest ich około 1,5 miliona. Na kogo głos zamierzają oddać swój głos? Co o tegorocznych wyborach myślą mijani przez nas co dzień przybysze zza wschodniej granicy? I czy praca oraz życie nad Wisłą wpływają w jakikolwiek sposób na ich polityczną perspektywę? Zapytaliśmy o to pięcioro z nich. Choć ich opinie z pewnością nie są reprezentatywne dla całej populacji mieszkających w Polsce Ukraińców, dają do myślenia.
Alieksiej mieszka w Polsce, do której przyjechał z Dniepru w Środkowej Ukrainie, od 3,5 roku. Ma 27 lat. Pracuje jako informatyk w międzynarodowe korporacji w Bydgoszczy. By móc wziąć udział w wyborach specjalnie wrócił do rodzinnego miasta.
- Każde wybory są ważne, ale te charakteryzują się tym, że narosło wokół nich najwięcej nieporozumień - mówi w rozmowie z Gazeta.pl. W najbliższych wyborach zamierza zagłosować na Poroszenkę.
Według ukraińskiej konstytucji prezydent jest odpowiedzialny za dwie rzeczy: za politykę międzynarodową i wojsko. Obecny prezydent odbudował wojsko od zera. To, co dzieje się na arenie międzynarodowej - sytuacja w ONZ, relacje z USA, pomoc wojskowa dla Ukrainy - to wszystko dla mnie jest jakiś postęp
- mówi i dodaje: - Podoba mi się też to, że Poroszenko nie ingerował w to, co nie należy do jego kompetencji i zostawiał pole do działania dla parlamentu. Według Alieksieja, Poroszenko "zabezpieczy to, że Ukraina zostanie przynajmniej w takich granicach jak teraz".
Aleksiej obawia się, że jeśli wygra Zełenski "granica będzie prawdopodobnie przechodzić przez środek rzeki Dniepr", nad którym położone jest jego rodzinne miasto. Ukraińskiemu informatykowi, nie podobają się "związki Zełenskiego z rosyjskim biznesem i politykami" oraz "jego wypowiedzi o Euromajdanie". Jak sądzi mężczyzna, popularność komika wynika z tego, że jest on znaną twarzą. - Ludzie mylą go z bohaterem, którego odgrywa w serialu "Sługa narodu" - dodaje w rozmowie z Gazeta.pl
Dasza pochodzi z miasta Chmielnicki w środkowej Ukrainie. W Polsce jest od 2011 r. Skończyła polonistykę i lingwistykę stosowaną. Ma 25 lat i pracuje w branży turystycznej. Głosować będzie w ambasadzie, podobnie jak w poprzednich wyborach, po Euromajdanie. Wówczas głosowała na Proszenkę.
- To są dziwne wybory - przyznaje podczas rozmowy z Gazeta.pl, po czym przywołuje cytat z bliskiej jej ukraińskiej pisarki: "Trudno wybrać coś z niczego". Jednak w głosowaniu zamierza wziąć udział z powodu "obywatelskiego obowiązku".
Jej zdaniem wygra albo Proszenko albo Zełenski i dlatego "ciężko uwierzyć w to, że cokolwiek może się naprawdę zmienić". - Działalność Zełenskiego to taki ukraiński ASZdziennik - stwierdza. Jednocześnie przyznaje, że przez lata wykpiwania ukraińskiej klasy politycznej, paradoksalnie komik kojarzy się Ukraińcom ze społeczną odpowiedzialnością i obywatelskim zaangażowaniem.
Sama jedna zamierza głosować na Anatolija Hrycenkę. Polityk w wyborach prezydenckich bierze już udział po raz trzeci i nie ma dużych szans na wyborczy sukces. Jednak jest byłym ministrem obrony i, zdaniem Daszy, "kiedy w kraju trwa wojna, taki wybór ma sens".
- Kampania wyborcza wszystkich kandydatów jest podobna, bo skupiają się oni na tych samych sprawach i mówią to, co ludzie chcą usłyszeć. Hrycenko postępuje tak samo, ale ma najwięcej realizmu i nie obiecuje rzeczy nierealnych. Do tego jest bardzo proeuropejski - uzasadnia swój wybór Dasza. Kobieta podkreśla, że kluczowe jest dla niej, żeby Ukraina szła w kierunku Zachodu, a nie Wschodu. - Mieszam w Polsce na tyle długo, żeby wiedzieć, że jest dobry kierunek - stwierdza.
- Najchętniej głosowałabym przeciwko wszystkim, ale niestety nie ma już takiej możliwości w ukraińskim prawie wyborczym - dodaje na koniec rozmowy.
Aleksandr pochodzi z Kijowa i ma 28 lat. Do Warszawy przyjechał na studia i mieszka w stolicy Polski już od 4,5 roku. Tak jak Alieksiej pracuje w międzynarodowej korporacji jako informatyk. W odróżnieniu od niego nie zamierza jednak wziąć udziału w wyborach, ponieważ "załatwienie formalności w ambasadzie trwało zbyt długo". Chociaż w gruncie rzeczy - jak przyznaje w rozmowie z Gazeta.pl - jest bardzo pesymistyczny w stosunku do tegorocznych kandydatów.
Wybór Poroszenko lub Tymoszenko oznacza brak jakichkolwiek zmian - stwierdza, po czym dodaje: - Zełenski z kolei nie jest kandydatem na prawdziwego prezydenta. Nie mówi nawet w języku ukraińskim, nikt nie wie, kto naprawdę za nim stoi, ani kto jest w jego zespole.
Według informatyka popularność Zełenskiego opiera się przede wszystkim na wykorzystaniu nowych technologii komunikacyjnych. Aleksandr zauważa, że sytuacja ekonomicza na Ukrainie od 10 lat nie polepsza się, a sfrustrowani Ukraińcy liczą na to, że "przyleci superbohater i ich uratuje".
Alina pochodzi z miasta Równe w Zachodniej Ukrainie. Ma 22 lata, studiuje stosunki międzynarodowe na jednej z prywatnych uczelni. W Warszawie mieszka od pięciu lat. Ubiega się o Kartę Polaka. Jej pradziadkowie zostali rozstrzelani przez NKWD z powodu polskiego pochodzenia. Teraz ona musi udowadniać swoje pochodzenie w polskich urzędach.
W rozmowie z Gazeta.pl kobieta podkreśla, że sytuacja Ukrainy jest niezmiennie trudna. Ciągłe problemy ekonomiczne, wojna na wschodzie, aneksja Krymu oraz endemiczna korupcja sprawiają, że obywatele są wściekli. Dlatego Alina przewiduje, że frekwencja będzie bardzo wysoka. Sama będzie głosować w ambasadzie.
- Umiem sobie wyobrazić, że Zełenski wygra nawet w pierwszej turze, tak jak Trzaskowski w Warszawie - stwierdza. Wśród jej znajomych popularne jest powiedzenie, że "od 1991 r. ukraińska polityka była cyrkiem, więc jeśli teraz wygra komik, może w końcu będzie nieco poważniej". Młoda kobieta zamierza oddać swój głos na polityka-showmana.
Alina przyznaje, że Poroszenko rządził w "historycznym momencie" i "nie był najgorszym prezydentem", ale ona po prostu "nie chce widzieć już starych twarzy i oligarchów w rządzie". Przywołuje również anegdotę, jak Poroszenko pytany przez starszą kobietę o to, co będzie z emeryturami, odesłał ją do cerkwi, mówiąc, żeby się pomodliła. - To jest niezgodne z moimi wartościami - mówi i dodaje: - Nie rozumiem, dlaczego prezydent udaje, że nie wie o korupcji w wymiarze sprawiedliwości i aferach w swoim otoczeniu. Nie ufam mu.
Tymoszenko jako prezydent jest jeszcze gorszą perspektywą niż Poroszenko, ponieważ "traktuje politykę jak biznes", a "swojego majątku dorobiła się nie dzięki własnej pracy". Dlatego "nie nadaje się na osobę rządząca społeczeństwem, w którym jest tyle biedy i wykluczenia". Do tego kompromitują ją "umowy, które podpisywała z Rosją".
Alina podkreśla, że "Zełenski jako jedyny kandydat przedstawił program liberalny od A do Z". Dlatego, nawet jeśli będzie rozczarowaniem "jest symbolem tego, że zmiana jest możliwa".
Wystarczy wyjechać kilkaset kilometrów na zachód, np. do Polski, żeby zobaczyć, że może być inaczej. Mieszkam tu od pięciu lat i widzę jak funkcjonuje służba zdrowia, transport publiczny, komunikacja, to że miasta są zadbane - wylicza w rozmowie z Gazeta.pl
Zwycięstwo Zełenskiego będzie, jej zdaniem, dowodem na to, że Ukraina jest demokratycznym państwem oraz sygnałem dla Rosjan, że ich kraj nie musi być rządzony przez Putina w nieskończoność. Studentka przyznaje, że głosowanie na Zełenskiego wiąże się z ryzykiem, ale "warto dać mu szansę".
Maria do Warszawy przyjechała z Odessy w 2014 r. Aktualnie studiuje w Instytucie Kultury Polskiej UW oraz pracuje w jednej z warszawskich instytucji kultury. Ma 22 lata, więc tegoroczne wybory to pierwsze, w których może wziąć udział. Nie zamierza jednak tego zrobić, choć przyznaje, że są to "najbardziej demokratyczne wybory to tej pory".
Studentka nie głosuje, ponieważ, jak mówi, "nie ma na kogo głosować". W wyborach liczy się jedynie troje kandydatów. Pozostali służą, jej zdaniem, jedynie odebraniu głosów najważniejszym konkurentom. Julię Tymoszenko Maria pamięta z dzieciństwa, kiedy była ona twarzą Pomarańczowej Rewolucji. Po kolejnych skandalach nie jest w stanie potraktować jej poważnie. Z kolei Poroszenko jest "totalnym rozczarowaniem dla większości Ukraińców". Wielu młodych Ukraińców kierując się tą logiką decyduje się oddać głos na Zełenskiego. Jednak dla Marii polityk-komik "to jest po prostu jakiś żart".
Studentka nie jest w stanie uwierzyć, że tyle osób jest naprawdę w stanie poprzeć Zełenskiego. - Jest to wszystko zabawne - mówi - ale jeśli naprawdę wygra przestanie być śmiesznie. Jej zdaniem gwiazda prezydenckiej kampanii w istocie "nie ma żadnej politycznej kampanii oraz żadnego merytorycznego przygotowania.
Z punktu widzenia kulturoznawców zwycięstwo Zełenskiego byłoby bardzo ciekawe, bo byłoby o czym pisać, ale z punktu widzenia kraju niekoniecznie - stwierdza dziewczyna.
Jak przyznaje, większość jej znajomych nie głosuje, bo tak jak ona "nie chcą wybierać mniejszego zła" i "popierać kandydatów, z którymi się nie utożsamiają".