W rozmowie z Onet.pl Anna Zalewska uspokaja rodziców, chwali swoją reformę oraz zaraża entuzjazmem dla "nowego zadania" jakim jest dla niej udział w wyborach do PE.
Choć związkowcy ogłoszenie jej kandydatury do Parlamentu Europejskiego w przededniu strajku nauczycieli określili jako "pokazanie środkowego palca", minister studzi emocje i przypomina, "jak prawie była eurodeputowaną" w poprzedniej kadencji. Wówczas jednak, prezes Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło poprosili ją, aby zrezygnowała z mandatu i "poszła do najtrudniejszego resortu z jednym celem: aby przeprowadziła reformy".
"I tak właśnie się stało" - mówi Zalewska. Pytana o to, co kieruje nią, by "uciec do Brukseli" w momencie, w którym reformę, którą pilotuje od początku, czeka "najpoważniejszy egzamin", minister odpowiada, że "reforma jest dopilnowana" i dzieli się swoją optymistyczną oceną sytuacji w polskich szkołach:
Polska edukacja jest w dobrym stanie, wszystkie reformy się udały, żadna z negatywnych przepowiedni nie sprawdziła się, wzrosły nakłady na edukację, a to jest po prostu kolejne zadanie. Okręt płynie spokojnie.
- Jesteśmy absolutnie spokojni - oznajmia Zalewska, ale prowadzący wywiad Andrzej Gajcy nie ustępował i zapytał wprost: "po co tak naprawdę wybiera się pani do Brukseli?". Na co Zalewska odpowiedziała:
To jest nowe zadanie. Tam w Brukseli są dwie pasjonujące mnie kwestie: edukacja, choć traktaty wyłączają państwa członkowskie z ingerencji w to, co dzieje się w poszczególnych państwach. Ale jest tam mnóstwo pieniędzy i projektów, na których zależy Polsce. I mam drugą pasję: energię odnawialną i jestem absolutnie zwolennikiem energii prosumenckiej.
- wyznaje minister.