Boni nie chce "piątki", dla Zdrojewskiego zabrakło miejsca. "Platformo, może do zobaczenia..."

Michał Boni nie jest zadowolony z piątego miejsca na liście do Parlamentu Europejskiego, które dostał od swojej partii. Z kolei dla Bogdana Zdrojewskiego w ogóle zabrakło miejsca, choć był gotów startować z ostatniej pozycji.
Zobacz wideo

Grzegorz Schetyna przedstawił rekomendacje kandydatów Platformy Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego. Na zaprezentowanych listach są nazwiska znanych polityków, ale nie zabrakło też debiutantów - są wśród nich m.in. Joanna Ochojska, Władysław Kozakiewicz i Magdalena Adamowicz, wdowa po prezydencie Gdańska Pawle Adamowiczu.

Ze względu na umowy koalicyjne, część miejsc na listach przypadło politykom pozostałych partii wchodzących w skład Koalicji Europejskiej. W związku z tym dla polityków Platformy może zabraknąć miejsc tzw. biorących. 

"Platformo, może do zobaczenia..."

Wiadomo już, że ze swojego piątego miejsca w okręgu warszawskim nie jest zadowolony Michał Boni. "Jedynką" w Warszawie jest bowiem Włodzimierz Cimoszewicz, a za nim znaleźli się Andrzej Halicki, Kamila Gasiuk-Pihowicz i Paweł Zalewski. 

"Chce startować [z] Koalicji Europejskiej i robić dobrze, to co robiłem. Ale muszę mieć jakąś szansę. Nie dano mi jej. Polska musi wygrać. A ja będę Jej służył w każdy możliwy sposób! Platformo, może do zobaczenia..." - napisał europoseł oraz były minister administracji i cyfryzacji na Twitterze. 

Zabrakło miejsca dla jednego z rekordzistów

Kolejnym zaskoczeniem jest brak Bogdana Zdrojewskiego na liście w województwie dolnośląskim. Były minister kultury, prezydent Wrocławia, a obecnie europoseł nie został w ogóle wymieniony przez Schetynę, choć - jak przypomina wrocławska "Gazeta Wyborcza" - pięć lat temu był jednym z rekordzistów i zdobył ponad 160 tys. głosów. 

Przewodniczący PO twierdzi, że widzi dla Zdrojewskiego miejsce w polityce krajowej i chciałby, aby ten wystartował do Sejmu. Ale były minister kultury wyjaśnia, że "kilkukrotnie przekazywał przewodniczącemu, że etap swojej kariery w parlamencie krajowym uważa za zakończony". - Przyjmuję tę decyzję nie tylko z zaskoczeniem, ale i z przykrością. Przez lata, przy okazji różnych wyborów, zdobyłem dla swojej partii blisko milion głosów. W tych byłem gotów startować z każdego, nawet ostatniego miejsca na liście - powiedział "Wyborczej". 

Wśród stronników europosła usłyszeć można, że niewpuszczenie go na listę to efekt „dorzynania watahy” przeciwników Schetyny, jeszcze z czasów słynnych wyborów szefa dolnośląskich struktur w Karpaczu w 2013 r.

Więcej o: