W obozie Prawa i Sprawiedliwości wciąż trwają przepychanki na listach. O ile "jedynki" i "dwójki" są pewne, to kolejne miejsca wciąż są w grze.
Zwłaszcza okręg obejmujący Małopolskę i Kielecczyznę budzi emocje. Wicepremier Beata Szydło zwalcza tu kandydaturę Patryka Jakiego - wstępnie wciąż "trójkę". A Dominik Tarczyński pęka z dumy, że wstępnie dostał "czwórkę", bo marzy mu się wyjazd do Parlamentu Europejskiego.
To będzie - jeśli nic się nie zmieni, a ustalenia wciąż nie są wiążące - najsilniejsza lista PiS we wszystkich okręgach. Lokomotywą jest oczywiście wicepremier Szydło, "dwójką" prof. Ryszard Legutko, który jednak miłości wśród wyborców nie wzbudza. Jaki dzięki ogólnopolskiej rozpoznawalności jest w stanie zdobyć masę głosów w każdym regionie. Tarczyński skalkulował już parę lat temu, że opłaca mu się być mocnym w gębie - partyjnych harcowników może być raptem kilku i on się do tego grona załapał.
A teraz jeszcze na listę - jak się dowiadujemy - dokooptowano posła Arkadiusza Mularczyka. Ma zająć miejsce nr 9 albo 8.
PiS chce skroić listę w tym właśnie okręgu tak, aby zgarnąć cztery mandaty. Brakowało mocnego partyjnego nazwiska kojarzonego z południowo-wschodnią częścią okręgu, a więc i z Nowym Sączem. Szydło ma rozpoznawalność ogólnopolską, ale bliski jest jej zachód okręgu (Chrzanów), Legutko to profesor z Krakowa, a Jaki jest zakorzeniony w Opolu i Warszawie. Mularczyk to z kolei lider PiS na Sądecczyźnie, a w Sejmie przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. reparacji wojennych.
Ten okręg jest dla PiS najważniejszy spośród wszystkich.
Prof. Waldemar Paruch - strateg kampanijny i spec od badań - mówił niedawno w telewizji wPolsce, że PiS ma tu poparcie rzędu 60 proc. wyborców, a okręg jest bogaty w mandaty do PE, więc trzeba to wykorzystać. Jest ich w okręgu aż osiem, podczas gdy na Śląsku 7. To dlatego okręg nr 10 (Małopolska i Kielecczyzna) prof. Paruch wymienił przed Śląskiem jako te, które "prawdopodobnie rozstrzygną o poziomie sukcesu w tych wyborach". PiS ma realną szansę zgarnąć cztery mandaty.