Robert Biedroń od momentu ogłoszenia powstania partii Wiosna stał się znany z tego, że blokuje dziennikarzy na Twitterze, zwłaszcza tych, którzy go krytykowali. W wywiadzie na antenie TOK FM także stracił rezon, gdy dziennikarka zadała mu podchwytliwe pytanie. Zaczęło się od jego deklaracji, że "wartości są fundamentem jego polityki".
Wtedy Karolina Lewicka z TOK FM zapytała go, dlaczego nie było słychać jego zdecydowanego głosu i wsparcia, gdy zaatakowano prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego za to, że podpisał Deklarację LGBT+ dla stolicy.
To wytrąciło Biedronia z równowagi. Zaczął od tego, że on także walczył o realizację takich postulatów, a wtedy "politycy odwracali głowę". - Nie będę wymieniał nazwisk, bo pani zaraz nazwie mnie symetrystą - stwierdził lider Wiosny. Gdy Lewicka zwróciła mu uwagę, że odwraca pytanie, Biedroń rzucił:
Pani mnie stawia pod ścianą, jak uczniaka, i pyta mnie, czy ja podziękuję (za podpisanie deklaracji - red.). Zapyta pani, czy politycy (Koalicji Europejskiej - red.) będą wspierali równość małżeńską?
- Pan się denerwuje panie przewodniczący, pan czuje jakiś wyrzut sumienia - odparła Lewicka i ponowiła pytanie o brak wsparcia dla Trzaskowskiego.
Robert Biedroń odpowiedział, że to dziennikarka się denerwuje i zarzucił jej, że ona najwyraźniej czuje, że "każdy polityk, który nie zgadza się z jej poglądami, czyli wspieraniem Koalicji Europejskiej, nie powinien w ogóle się wypowiadać".
Lewicka wtedy znów zapytała, dlaczego Biedroń nie wsparł Trzaskowskiego.Ten w odpowiedzi pytał, dlaczego Koalicja Europejska nie wspiera go "gdy mówi o równouprawnieniu kobiet, małżeństwach tej samej płci".