Anna Zalewska zapytana o podwyżki dla nauczycieli i o zapowiadany przez ZNP strajk przekonywała, że nauczyciele nie mają powodów do obaw, bo podwyżki są im przyznawane już od jakiegoś czasu i będą przyznawane nadal.
- Nauczyciele już dostają podwyżki i dostaną. W ciągu 17 miesięcy to jest 508 zł w minimalnym wynagrodzeniu, co przełoży się średnio na 800-900 do 1000 złotych. Dosyć skomplikowane są wynagrodzenia nauczycieli. Minister edukacji odpowiada za te minimalne wynagrodzenia - mówiła Zalewska.
Minister edukacji zapewniła, że nie ma zagrożenia, by przez ewentualny strajk zostały odwołane egzaminy, które w najbliższych miesiącach będą odbywać się w szkołach (chodzi o egzamin gimnazjalny, egzamin ósmoklasisty, matury i egzaminy przeprowadzane w szkołach zawodowych).
- Kuratorzy, okręgowe komisje egzaminacyjne spotykają się ze starostami, z burmistrzami, z wójtami, z rodzicami i wszędzie rozmawiają o bezpieczeństwie egzaminów - mówiła.
Centralna Komisja Egzaminacyjna jest przygotowana, my jesteśmy przygotowani, egzaminy się odbędą - skwitowała minister.
Zalewska stwierdziła też, że za rządów PiS sytuacja finansowa nauczycieli uległa zdecydowanej poprawie.
- Od 2012 roku nie było absolutnie żadnych podwyżek, od 2017 pojawia się waloryzacja i podwyżki do aż średniego wynagrodzenia 5883 złotych. Wcześniej nie było żadnych prób podniesienia, taka była decyzja moich poprzedników - mówiła minister edukacji, dodając, że średnie zarobki nauczycieli liczone są "tak jak w gospodarce", co sprawia, że większość poznaje tylko ich minimalne wynagrodzenie.
- Jest ileś składników, które na średnią się składają, co miesięcznie niekoniecznie widać w tych dochodach. Stąd irytacja nauczycieli, kiedy my podajemy twarde dane z Systemu Informacji Oświatowej. Co miesiąc tego nie zauważają - przekonywała Zalewska.
Minister edukacji skomentowała też swój start w wyborach do Parlamentu Europejskiego i zaprzeczyła, jakoby był on próbą ucieczki po przeprowadzeniu w Polsce reformy edukacji, co wcześniej zarzucała jej opozycja. Zalewska stwierdziła, że miała wyjechać do Brukseli już w 2015 roku, ale wówczas Jarosław Kaczyński i Beata Szydło poprosili ją, żeby tego nie robiła.
To jest kolejne zadanie, zadanie, które miałam podjąć w listopadzie 2015 roku. Wtedy obejmowałam mandat eurodeputowanej po Dawidzie Jackiewiczu i wtedy zostałam poproszona przez pana premiera Jarosława Kaczyńskiego i panią premier Beatę Szydło, żebym zrezygnowała z tego mandatu, żebym go nie obejmowała, bo trzeba zrobić bardzo trudną reformę edukacji - mówiła Zalewska.
Jak dodała, może podjąć się kandydowania do europarlamentu, bo "reforma edukacji jest już w większości za nami".