W listopadzie ubiegłego roku funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pojawili się w domu operatora kamery z telewizji TVN, który pracował przy głośnym reportażu o polskich neonazistach. Piotr Wacowski otrzymał od nich pismo z prokuratury z wezwaniem do stawienia się na przesłuchaniu. W dokumencie była informacja o zarzucie dot. propagowania nazizmu.
Wcześniej portal wPolityce.pl opisał, że główny oskarżony ws. "urodzin Hitlera", neonazistowskiej imprezy ujawnionej przez dziennikarzy", zeznawał, jakoby ktoś zapłacił mu za ich zorganizowanie. Później ten sam serwis opublikował zdjęcia Piotra Wacowskiego, który jako operator "Superwizjera" realizował materiał o neonazistach. Mężczyzna został sfotografowany podczas wykonywania gestu nazistowskiego pozdrowienia. Operator, przesłuchiwany w charakterze świadka ws. reportażu, wyjaśniał, że nazistowski gest wykonał na potrzeby realizacji reportażu wcieleniowego.
Skrajnie konserwatywna organizacja prawnicza Odro Iuris złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. możliwości popełnienia przestępstwa przez ekipę TVN.
Do sprawy odnosił się Zbigniew Ziobro, który poinformował, że "zeznania pozyskane przez prokuraturę i organy ścigania wskazują na możliwe sprokurowanie tego zdarzenia za określoną kwotę pieniędzy". Do sprawy odniosła się Beata Mazurek. - Chciałabym publicznie zapytać, czy TVN zapłacił za zorganizowanie materiału o obchodach "urodzin Hitlera", czy ludzie nagłośniający ten temat byli świadomi szkód, jakie wyrządzali Polsce i Polakom? - mówiła z kolei Beata Mazurek.
Do ustaleń wPolityce oraz słów Beaty Mazurek i Zbigniewa Ziobry odniosła się redakcja "Superwizjera". "Stanowczo odrzucamy insynuacje B. Mazurek, że materiał o polskich nazistach był opłaconą inscenizacją. Posłanka PiS opiera je na zeznaniach neonazisty, który jak każdy oskarżony może w śledztwie kłamać w celu własnej obrony. Powielanie tych rewelacji jest skandalicznym nadużyciem" - podała stacja TVN24.
Niedługo później również szef MSWiA Joachim Brudziński pisał: "Wygląda na to, że była to ohydna, odrażająca i dewastującą wizerunek Polski w świecie prowokacja".
Tymczasem Prokuratura Regionalna w Katowicach umorzyła śledztwo ws. rzekomego propagowania faszyzmu. W 32-stronicowym uzasadnieniu pojawia się wiele szczegółów dotyczących urodzin Hitlera. Jak podaje TVN24, prokurator Katarzyna Żołna oceniła, że organizatorzy znali się od lat i łączyła ich fascynacja III Rzeszą Niemiecką. Szczególnie aktywny w propagowaniu tych zachowań był Mateusz S., pomysłodawca imprezy, od którego dziennikarze otrzymali zaproszenie.
Nie była to pierwsza tego typu impreza. Już w latach 90. S. uczestniczył w obchodach urodzin Adolfa Hitlera w lesie, w pobliżu Wodzisławia Śląskiego. "Wówczas przebieg obchodów był podobny. Też były flagi, płonąca swastyka, uczestnicy śpiewali pieśni i wznosili ręce w geście nazistowskiego pozdrowienia" czytamy.
Prokuratura sprawdzała, czy Wacowski nie dopuścił się przestępstwa z art. 256 Kodeksu karnego, czyli publicznego propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość.Uczestnicy urodzin zeznali jednak, że nikt nie namawiał ich do okrzyków "Sieg Heil", wznoszenia rąk w nazistowskim pozdrowieniu czy wnoszeniu toastu za Hitlera. "Działali oni bowiem zgodnie z utrwalonymi własnymi poglądami" - uznała prokurator.
Tym bardziej zrozumiała wydaje się być postawa Piotra Wacowskiego, który starał się uwiarygodnić w oczach pozostałych uczestników oficjalnej części imprezy. (...) Nie powinno dziwić, że Piotr Wacowski starał się zachowywać tak, jak pozostali mężczyźni w tej grupie. Gdyby bowiem zachowywał się biernie, mogłoby to wzbudzić ich podejrzenie, a w konsekwencji zniweczyć możliwość realizacji reportażu
- czytamy w uzasadnieniu.
Prokurator podniosła też wątek zeznań Adama B., jednego z uczestników urodzin Hitlera, który przekonywał śledczych, że Wacowski namawiał go do "negatywnych zachowań wobec uchodźców". Prokuratura nie uwierzyła w jego zeznania, bowiem były one niekonsekwentne, a B. był w trakcie imprezy pijany i zeznał również, że niewiele pamięta.
Wbrew temu, co twierdziły prawicowe media, w uzasadnieniu nie pojawia się informacja, że Mateusz S. zorganizował imprezę na zlecenie i otrzymał za to wynagrodzenie. Telewizja TVN złożyła pozwy przeciwko redakcjom i dziennikarzom, którzy kwestionowali ustalenia "Superwizjera" TVN.