Prokuratura chce od Birgfellnera przetłumaczonych dokumentów. Giertych: To kolejny rodzaj agresji

Roman Giertych w poniedziałek rano poinformował o wezwaniu Jarosława Kaczyńskiego do oddania 50 tys. złotych Geraldowi Birgfellnerowi. Tymczasem prokuratura zarzuca adwokatowi "ingerowanie w treść zeznań świadka".
Zobacz wideo

W poniedziałek rano Roman Giertych opublikował na Twitterze informację, z której wynikało, że w imieniu Geralda Birgfellnera wysłane zostało wezwanie do Jarosława Kaczyńskiego, by dobrowolnie zwrócił on 50 tys. złotych "które nienależnie pobrał 07.02.2018 roku". - Brak wpłaty w ciągu 7 dni spowoduje skierowanie sprawy na drogą postępowania sądowego - napisał mecenas. - Zwrot pieniędzy może nastąpić gotówką w siedzibie kancelarii - dodał.

Roman Giertych w rozmowie z TVN24 potwierdził, że takie wezwanie do zapłaty zostało do Jarosława Kaczyńskiego wysłane. Podkreślił, że jego klient oczekuje zwrotu pieniędzy codziennie od 9 do 17 w siedzibie kancelarii Giertycha.

- Aby uniknąć żenującej sytuacji liczenia gotówki, proponowałbym pobrać pieniądze obanderolowane z banku - powiedział. Dodał, że jeżeli Jarosław Kaczyński nie zwróci austriackiemu biznesmenowi pieniędzy tydzień od doręczenia wezwania, czyli pod koniec przyszłego tygodnia, adwokaci rozpoczną postępowanie sądowe.

Giertych: Była jedna taka sytuacja, w której zainterweniowałem

Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że Roman Giertych miał ingerować w treść zeznań Geralda Birgfellnera i usiłować zmienić treść tłumaczenia. W rozmowie z TVN24 adwokat przedstawił sytuację ze swojej perspektywy.

- Była jedna taka sytuacja, w której zainterweniowałem z tego powodu, że tłumaczka źle przetłumaczyła słowa świadka w bardzo ważnej sprawie. (...) Pani prokurator nie chciała sprostować tego zapisu, mimo że świadek stanowczo protestował, że nie powiedział tych słów - tłumaczył mecenas. Jak dodał, tłumaczka po przerwie przyznała, że źle przetłumaczyła dany fragment. Dopiero wtedy zapisano słowa zgodne z tymi wypowiedzianymi przez biznesmena.

- Komunikat prokuratury jest fałszywy - zaznaczył Roman Giertych. - Dlatego świadek ma pełnomocnika, żeby w takich sytuacjach mógł korzystać z pomocy. (...) To jest moja praca. Nie wiem, dlaczego prokuratura wywodzi z tego jakieś korzystne dla siebie konsekwencje - dodał i podkreślił, że przeanalizuje tę sytuację pod kątem prawnym.

Wersję wydarzeń Romana Giertycha potwierdza mec. Jacek Dubois, drugi adwokat austriackiego biznesmena, który na Facebooku opublikował oświadczenie w tej sprawie. - Działanie Mec. Giertycha było działaniem w ramach jego uprawnień, a wręcz obowiązków, wynikających z przepisów procedury karnej - napisał adwokat. - Z niepokojem stwierdzam, że w niniejszej sprawie Prokuratura poprzez publikowanie oświadczeń sprzecznych z rzeczywistym stanem faktycznym próbuje zdyskredytować pełnomocnika pokrzywdzonego czynem zabronionym - dodał.

Prokuratura chce przetłumaczonych dokumentów

Jak zaznaczył Roman Giertych w TVN24, nie jest to pierwsza sytuacja, kiedy prokuratura próbuje, w jego opinii, przedłużyć postępowanie. Poinformował, że dostał wezwanie od prokuratury, aby pełnomocnicy Geralda Birgfellnera dostarczyli tłumaczenia wszystkich niemieckojęzycznych i anglojęzycznych dokumentów ujętych jako dowody.

- Jest to sprzeczne z zasadą prowadzenia postępowania karnego. To organ prowadzący zleca i przeprowadza tłumaczenie, bo w przeciwnym wypadku mogą być wątpliwości co do prawidłowości takiego tłumaczenia - stwierdził Roman Giertych. - Nie spotkałem się nigdy w mojej 20-letniej praktyce, aby prokuratura chciała od strony tłumaczenia dokumentów - dodał.

Giertych: To kolejny rodzaj agresji

Według niego to kolejny przejaw przedłużania postępowania. - Atakowanie pełnomocników świadka to kolejny rodzaj agresji - stwierdził. Odwołał się również do nałożenia na Geralda Birgfellnera najwyższej możliwej kary pieniężnej za niestawienie się na przesłuchanie w wyznaczonym terminie. Według Romana Giertycha biznesmen informował prokuraturę, że będzie wtedy nieobecny w Polsce.

- To świadczy o tym, że to postępowanie jest tak naprawdę upolitycznione w stopniu ekstremalnym - powiedział prawnik o sprawie tzw. "taśm Kaczyńskiego".

Więcej o: