- Nie byłem tajnym współpracownikiem SB, jeżeli pod tym określeniem rozumie się podpisanie zobowiązania do współpracy, przyjęcie pseudonimu oraz chęć szkodzenia innym - deklaruje w wywiadzie w najnowszym wydaniu tygodnika "Sieci" Kazimierz Kujda, do niedawna prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a wcześniej również były prezes spółki "Srebrna". Zapewnia też, że nigdy nie podpisał takiej deklaracji.
"Gazeta Wyborcza" poinformowała w lutym, że Kazimierz Kujda był zarejestrowany jako tajny współpracownik PRL-owskich służb o pseudonimie "Ryszard". Kujda tłumaczył wówczas, że nigdy nie podjął współpracy z SB, która doprowadziłaby do czyjejś krzywdy. Jak zapewniał, mógł podpisać dokumenty ubiegając się o wyjazd za granicę. Mimo to 12 lutego został odwołany ze stanowiska w NFOŚiGW.
Kazimierz Kujda w rozmowie z tygodnikiem "Sieci" wyjaśnia, że Służba Bezpieczeństwa nawiązała z nim kontakt pod koniec lat 70., kiedy był studentem Politechniki Warszawskiej.
- Wprowadzili mnie do jakiegoś pokoju [w hotelu Forum - red.]. Tam na zmianę nakłaniali mnie do nawiązania współpracy z SB i podpisania zobowiązania. Kiedy zdecydowanie odmawiałem, znowu na przemian straszyli mnie i szantażowali. Typowa zabawa w "dobrego i złego" esbeka. Trwało to długo. Opierałem się, bo nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. W końcu zamknęli drzwi na klucz i zagrozili, że nie wyjdę, jeśli czegoś nie podpiszę
- stwierdza. Były prezes NFOŚiGW przekonuje, że podpisał jedynie "deklarację prowadzenia dialogu w zakresie gospodarki, energetyki, spraw naukowych", co jego zdaniem "wykluczało sporządzanie donosów czy informowanie o innych osobach".
- Byłem młodym, przestraszonym sytuacją chłopakiem, chciałem się wydostać z potrzasku. (...) Bałem się. SB to była ponura organizacja, nieznana i niebezpieczna, stojąca ponad prawem. (...) To banalna historia chłopaka, którego chcieli zwerbować, ale się nie dał
- wspomina.
Funkcjonariuszowi Służby Bezpieczeństwa Kujda miał opowiadać m.in. o kilkumiesięcznych pobytach w Austrii i Niemczech. Podkreśla, że do kontaktów dochodziło jedynie przy odbieraniu i oddawaniu paszportu, miał podawać przy tym informacje "nieprawdziwe albo neutralne".
- W teczce pracy znajduje się wiele opisów spotkań, których w rzeczywistości nie było, wiele zmyśleń, co potrafię udowodnić. (...) Nie było żadnych szkoleń ani zadań zleconych do realizacji. To, co on o mnie nawypisywał, jest straszne i nieprawdziwe - mówi Kujda, odnosząc się do notatek funkcjonariusza SB.