Sobotnia konwencja będzie mieć na celu podkreślenie sukcesów, czyli kontynuację strategii, którą czołowi politycy obozu władzy nakreślili pod koniec zeszłego roku. Patrząc od strony badań opinii publicznej, te wydarzenia, które pan wymienił nie miały aż tak dużego negatywnego wpływu na obóz władzy, jak można było przypuszczać. Niedawny sondaż CBOS dotyczący oceny pracy rządu pokazuje, że o żadnym tąpnięciu nie ma mowy. Co więcej, nawet w przypadku zaufania do polityków spadków po stronie Zjednoczonej Prawicy nie widać. Jedynym politykiem, którego wynik istotnie się zmienił jest Robert Biedroń. Prezes Wiosny stracił pod tym względem pięć punktów procentowych, natomiast notowania prezydenta czy premiera ani drgnęły.
Poza tym, proszę pamiętać, że PiS wciąż korzysta z koniunktury ekonomicznej. Wciąż nie ma żadnych wyraźnych przejawów spowolnienia gospodarczego. Ekonomiści je co prawda zapowiadają i politycy PiS-u muszą mieć to na uwadze, konstruując swoje programy socjalne, ale zwykły obywatel na razie tego nie odczuwa. Poczucie bezpieczeństwa w społeczeństwie wciąż istnieje i wciąż jest silne.
Zwłaszcza ostatni sondaż IBRiS dla Radia ZET jest ważny i Nowogrodzka na pewno zdaje sobie z niego sprawę. Bo zaistniał fakt społeczny i ludzie ponownie uświadomili sobie, że z PiS-em jednak można wygrać. Ale od tego do faktycznej wygranej w wyborach droga daleka. Teraz wyborcy będą kalkulować, czy głosowanie na Koalicję Europejską im się opłaci.
Dlatego, że nie trzeba wielkiej wiedzy i przenikliwości, żeby zdać sobie sprawę, że ta koalicja rozpadnie się tuż po wyborach. Wie to każdy, kto interesuje się polityką, a myślę, że i wśród mniej zorientowanych takie poczucie jest dość silne. Czym innym jest bowiem wygranie wyborów w koalicji, a czym innym skutecznie działanie po takim zwycięstwie. Tymczasem w przypadku Koalicji Europejskiej mamy tylko jedną obietnicę: wygrać z PiS-em. Szanse, że po ewentualnym zwycięstwie wszyscy członkowie tego sojuszu porozumieją się co do programu i kształtu rządu się minimalne.
Tyle że taki scenariusz, nawet przy wyborczej wygranej Koalicji Europejskiej, wcale nie musi się zrealizować. Wyobraźmy sobie sytuację, którą szkicuje wspomniany sondaż IBRIS – opozycja wygrywa z PiS-em stosunkiem głosów 38,5 do 34,7 proc. Prezydent Duda musi powołać rząd. Kogo wtedy wybierze? Wcale nie musi wybrać Koalicji Europejskiej, może stwierdzić, że to efemeryda, która nie ma spójnego programu dla Polski i powierzyć misję stworzenia rządu swojej byłego partii. PiS najbliższe miesiące poświęci zapewne na przekonywanie Polaków, że Koalicja Europejska nie jest realną alternatywą, że powinni jednak wybrać "dobrą zmianę". PiS ma tutaj szerokie pole do manewru.
Przede wszystkim odczekałbym jeszcze jakiś czas, zanim zacząłbym ferować wyroki o rosnącej w siłę Koalicji Europejskiej. Poczekajmy na jeszcze dwa, może trzy sondaże. Jeśli potwierdzą ten trend, będziemy mogli mówić o pewnej prawidłowości. Wtedy PiS będzie musiało zacząć jakoś zarządzać tym, już realnym, problemem i zagrożeniem. Może używać choćby takiego argumentu, że wyborca powinien się zastanowić, jak dużo ryzykuje popierając taką niestabilną koalicję. PiS będzie podnosić, że Koalicja Europejska nie ma nic do zaoferowania poza antyPiS-em, że nie ma prawdziwego programu, bo jest zlepkiem kompletnie różnych ugrupowań. Bo ile jest wspólnych interesów tradycyjnego PSL z lewicowym SLD albo liberalną Nowoczesną? Dla kontrastu PiS będzie mówić, że obóz "dobrej zmiany" jest skonsolidowany, swój program realizował przez całą kadencję, a teraz Polacy odczuwają tego pozytywne efekty.
PiS ma tutaj dwa argumenty do walki z Biedroniem. Pierwszy to punktowanie niesłychanie licznych obietnic Wiosny. Bo jak jednocześnie podnieść płacę minimalną, emerytury, pensje nauczycielom i zapewnić wszystkim Polakom dostęp do lekarza-specjalisty w terminie 30 dni? PiS uderzy w realizm tych propozycji. Bo na papierze czy konwencji wszystko wygląda dobrze, ale jak to wprowadzić w życie. Drugim argumentem będzie przekonywanie Polaków, że przecież PiS już zaoferowało im bogaty pakiet socjalny i co więcej, większą jego część jednak zrealizowało. Postawią zatem na kontrast: nasze konkrety vs ich obietnice bez pokrycia. Na tej podstawie ukują przekaz po hasłem: skoro już to zrobiliśmy, to dlaczego macie nam nie ufać.
Z jednej strony PiS-owi zależało na wyciszeniu emocji, ale z drugiej na pewno zdawali sobie sprawę, że to rok wyborczy i znajdą się pod ostrzałem opozycji. Dlatego w kolejnych tygodniach i miesiącach spodziewam się ze strony rządzących podkreślania ich dotychczasowych sukcesów takich jak stabilny wzrost gospodarczy czy rekordowo niskie bezrobocie. Będą mówić Polakom: opozycja nas atakuje, bo chce nas osłabić, a osłabiając nas zaszkodzi także wam.
Jedyną alternatywą byłby atak na opozycję, bo trudno dziś wymyślić coś oryginalnego, jeśli chodzi o strategie kampanijne. Mamy do czynienia z dużą inflacją wzajemnych ataków.
Otóż to. Chcieliby normalności i spokoju. A także demokracji, ale też zgodnej z modelem demokracji, o którym uczyli się w szkołach i na studiach. Tyle że ta książkowa definicja mocno odstaje od tego, co obserwują na co dzień. To kolejne wyzwanie dla rządzących.
Czas rewolucji się skończył – to bardzo dobre określenie. Tak zwany efekt thermidora – nie można zbyt długo być rewolucyjnym, bo to prowadzi do zguby rewolucjonistów. W pewnym momencie siła rewolucyjna musi zastopować i dać ludziom poczucie bezpieczeństwa, bo społeczeństwo tego właśnie oczekuje. Dla PiS-u to bardzo cenna lekcja, którą musi odrobić ze swoich rządów w latach 2005-07, kiedy nie zrozumiało tego na czas. Wówczas za brak słuchu społecznego zapłaciło najwyższą cenę – straciło władzę.