Kryzys dyplomatyczny pomiędzy Polską a Izraelem, który rozpoczął się po kontrowersyjnych słowach Benjamina Netanjahu, osiągnął punkt kulminacyjny w wyniku wypowiedzi szefa izraelskiej dyplomacji Israela Kaca.
Podczas wywiadu telewizyjnego polityk powiedział, że "Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki" oraz dodał, że "nikt nie będzie nam (w Izraelu - red.) mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych".
W poranku Gazeta.pl Piotr Maślak chciał dociec, czemu miały służyć te słowa. Maciej Kozłowski, były Ambasador RP w Izraelu, przekonywał, że wypowiedzi izraelskich polityków są wynikiem wewnętrznej walki politycznej związanej z odbywającymi się 9 kwietnia wyborami parlamentarnymi. Jak mówił Kozłowski, premier Izraela "jest bardzo mocno krytykowany przez lewicę w Izraelu za zbliżenie do nieliberalnych rządów Europy Środkowej". Jednocześnie, w obrębie samego Likudu - ugrupowania, którego liderem jest Netanjahu - trwa zażarta walka o schedę po nim.
- To nie był przypadek, to nie był błąd. Kac powtórzył to dwukrotnie - stwierdził Kozłowski.
Jak przekonywał, w wypowiedzi o "antysemityzmie wyssanym z mlekiem matki" chodziło o pokazanie "kto jest większym twardzielem".
- Dużej części polityków wydaje się, że przyłożenie innym, obcym, pokazuje twardość i daje poklask, taki poklask powiedziałbym populistyczny - tłumaczył Kozłowski.
W poniedziałek Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich i przewodnicząca Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich Monika Krawczyk wydali wspólne oświadczenie w sprawie słów Israela Kaca.
- Stawianie zarzutu antysemityzmu wszystkim Polakom, również tym Sprawiedliwym, znieważa; znieważa też tych wszystkich, którzy chcą dziś w Sprawiedliwych widzieć prawdziwą reprezentację polskiego społeczeństwa. I znieważa też nas, polskich Żydów, którzy jesteśmy tego społeczeństwa częścią - oświadczyli w dokumencie.
W rozmowie Gazeta.pl Schudrich przekonywał, że jego "obowiązkiem jak duchownego jest po prostu mówić prawdę". Choć powtórzył, że "czuje się znieważony" wypowiedzią izraelskiego polityka podkreślał, że obie strony konfliktu wykazały się brakiem rozwagi.
- Strona izraelska nie rozumie jak bolesne jest dla wielu Polaków mówienie, że wszyscy są antysemitami - powiedział, po czym dodał - Żydzi są bardzo wrażliwi w kwestii Holocaustu.
- Czy gdyby nie ustawa o IPN, czy słowa te padłyby? - zapytał Piotr Maślak.
- Nie padłyby, bo wypowiedzieć Netanjahu właśnie do tej ustawy się odnosiły - stwierdził Kozłowski.
- Dla bardzo wielu Żydów na świecie kwestia Holocaustu jest kwestią tożsamości. [...] Ci którzy tę ustawę przygotowali nie zdawali sobie sprawy w jak czuły punkt uderzyli - wyjaśniał.
Były ambasador podkreślił, że Netanjahu był w Izraelu niezwykle ostro krytykowany za porozumienie z Morawieckim i "przed wyborami chce się niejako wytłumaczyć z tego, że to porozumienie podpisał".