Według dziennika "Jerusalem Post", izraelski premier Benjamin Netanjahu podczas wizyty w warszawskim Muzeum Polin miał powiedzieć, że "Polacy kolaborowali z nazistami w czasie Holocaustu". Krótka informacja, która pojawiła się w czwartek po szczycie bliskowschodnim w Warszawie, wywołała dyplomatyczną burzę.
Szybko pojawiły się też rozważania, co dokładnie powiedział Netanjahu: czy chodziło o Polaków jako naród, czy o Polaków jako pojedyncze osoby. Była to zresztą druga taka sytuacja w ciągu wizyty premiera w Polsce. Wcześniej na Twitterze kancelarii Netanjahu pojawiło się tłumaczenie jego wypowiedzi ze słowami nt. "wojny" z Iranem. Później wyjaśniano, że to nieprecyzyjne tłumaczenie i chodziło nie o wojnę, a konfrontację.
Po wypowiedzi nt. Holocaustu kancelaria Netanjahu doprecyzowała, że nie chodziło o polski naród czy państwo, ale o pojedyncze przypadki, a winą za zniekształcenie wypowiedzi obarczyła izraelskiego dziennikarza. Także ambasador Izraela w Polsce Anna Azari oświadczyła, że premier Netanjahu nie miał na myśli polskiego narodu i dodała, że redakcja zmieniła potem tekst na wniosek ambasady.
Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk przekonywał, że to "media wygenerowały problem" związany ze słowami Netanjahu. - Wszystko wskazuje na to, że była to zmanipulowana wypowiedź. Zostało to wyjaśnione - powiedział. Dodał, że kancelaria premiera Izraela "zdementowała informacje" o wypowiedzi Netanjahu, jakie pojawiły się w "Jerusalem Post". Jednak w komunikacie nie pojawiło się stwierdzenie, że słowa w ogóle nie padły, lecz że zostały "błędnie zrozumiane", bo "Netanjahu mówił o Polakach, nie polskim narodzie ani państwie". - Myślę, że to tę sprawę wyjaśnia - podsumował. Dworczyk zarzucał też, że wypowiedzi o rzekomym współsprawstwie Holocaustu Polaków pojawiają się w mediach przez zaniedbania poprzednich rządu. - To 30 lat zaległości w prowadzeniu polityki historycznej - stwierdził.
Dworczyk przekonywał, iż sprawa słów Netanjahu "zdominowała dyskusję w Polsce", a za granicą te kwestie były "niedostrzegane". - Dostrzeżone zostało to, że Polska stworzyła forum, na którym 60 krajów bardzo poważnie rozmawiało na temat problemów nękających Bliski Wschód - mówił.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch chwalił polskie władze za reakcję na wypowiedź izraelskiego premiera. - Szybka reakcja, która powstała w wyniku działań przedstawicieli prezydenta oraz przedstawicieli rządu, jest efektem wyraźnie lepszych relacji na styku Polska-Izrael-Stany Zjednoczone - podkreślił Paweł Soloch.
Jacek Protasiewicz z PSL-UED powiedział, że komunikat kancelarii premiera Izraela potwierdza, że te słowa padły pomimo "próby udawania, że one nie były wypowiedziane". - Być może one padły w kontekście kampanii wyborczej trwającej w Izraelu, bo to zawsze jest motyw, który pomaga prawicowym politykom - ocenił i dodał, że "faktem jest, że wielu Izraelczyków, wielu Żydów tak po prostu uważa". - Mam wrażenie, że w Polsce nie chcemy do tego problemu podejść w sposób rzetelny, naukowy, obiektywny - stwierdził.
- Trzeba reagować, ale nie groźbami, nie tym, czym była zeszłoroczna nowelizacja ustawy o IPN. Wyobraźmy sobie, że teraz po tych słowach Zbigniew Ziobro ścigałby premiera Netanjahu? To nonsens - ocenił polityk.