We wtorek 5 lutego CBA poinformowało, że nie skontroluje oświadczenia majątkowego Jarosława Kaczyńskiego. Domagała się tego Platforma Obywatelska po opublikowaniu przez "Gazetę Wyborczą" tzw. "taśm Kaczyńskiego", czyli rozmowy z udziałem prezesa PiS i austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera.
Decyzja ta obudziła wiele wątpliwości, ponieważ jeszcze we wtorek rano rzecznik biura Temistokles Brodowski twierdził, że nie wie, czy w ogóle pismo z takim wnioskiem faktycznie wpłynęło do CBA, a już kilka godzin później zostało ono odrzucone.
Co więcej, pojawiła się również informacja, że obecny szef CBA Ernest Bejda pracował wcześniej w spółce Srebrna, która pojawia się na taśmach.
Paweł Wojtunik, były szef CBA, uważa, że nie da się "technicznie, taktycznie, operacyjnie" przeanalizować ani nawet zapoznać się z dokumentami związanymi z tą sprawą w ciągu trzech godzin. Tak szybkie wydanie decyzji ocenił jako "groteskę postępowania".
Przyznał też, że "nie do końca ufa komunikatowi przekazanemu przez rzecznika". - (...) pan rzecznik jest jednocześnie naczelnikiem wydziału, do którego tego typu dokumenty wpływają. Jeżeli on nie wie po sześciu dniach od wpływu [wniosku - przyp. red.], czy taki dokument jest czy nie, to [jest] pytanie na temat jego profesjonalizmu lub szczerości i tego, czy jest nieświadomy tego, co się dzieje w jego wydziale, czy po prostu wprowadza opinię publiczną w błąd - powiedział w programie "Tak jest" w TVN 24. - Byłbym zły na mojego rzecznika, gdyby tak nieprofesjonalnie tę sprawę zakomunikował. Nawet byłbym wściekły. Nie służy to wiarygodności Biura (...) - stwierdził.
Zaznaczył, że biorąc pod uwagę nowe doniesienia medialne, wszystkie informacje powinny być "w sposób rzetelny, obiektywny, apolityczny, bezstronny przeanalizowane". - Myślę, że nawet sam prezes Kaczyński wolałby, żeby komunikat CBA był inny - dodał.